Bardzo lubię czytać teksty Romana Zielińskiego. Poważnie. Nie zgadzam się co prawda z większością jego radykalnych poglądów, ale czyta się Romka znakomicie.
Niestety Roman ma uraz do koszykówki. Kiedyś dzisiejszy minister pogonił Zielińskiego z hali za rozróbę (przy okazji Schetyna zrobił niewybaczalną rzecz klubowi zmieniając herb na jakąś wronę), za co nasz bohater się obraził i znienawidził koszykówkę. Trudno.
Gorzej, że felietonista Roman Zieliński o koszykówce pisze i głosi nieprawdę. Ot, choćby w najnowszym Fan Śląsku: Wojna o zarobki Murzynów.
Parę przykładów.
Pisze Roman, że żądaliśmy, by miasto przejęło klub. Po pierwsze – od nikogo niczego nie żądaliśmy, a jedynie prosiliśmy. Po drugie – nie o to, by miasto klub przejęło, ale by klubowi pomogło. Dopiero w ostateczności, jeśli wszelkie inne środki by nie pomogły, chcielibyśmy żeby miasto wyciągnęło dłoń i przejęło klub. Zdajemy sobie jednak sprawę, że to nie jest rozwiązanie problemu, więc i o takie rozwiązanie nie prosimy.
Dalej Zieliński pisze o pęczkach Murzynów. W minionym sezonie było ich trzech. Sezon wcześniej przez większość czasu również trzech, pod koniec doszedł czwarty (zresztą – przez większość kibiców nielubiany). W sezonie jeszcze wcześniejszym dwóch. Pęczek tu nie widzę. Do tego wszystkiego sami przyznajemy, że co za dużo muzinów w składzie, to niezdrowo.
Idźmy dalej. Zieliński twierdzi, że większość składu to obcokrajowcy. Tu ma Roman trochę racji, w minionym sezonie było z tym średnio, ale już sezon wcześniej do meczowej dwunastki dostawało się 6-7 Polaków (ba! zdarzało się, że biegającą po parkiecie piątkę tworzyli sami rodzimi zawodnicy!), a w nadchodzącym, choćby ze względu na nowe przepisy, będzie tak samo. Być może zaskoczę tym naszego bohatera, ale ten fakt (tylu Polaków w składzie) bardzo nas cieszy.
Akapit z pomysłem stworzenia własnej drużyny pominę. Bo to czarny scenariusz, który w najgorszym razie mógłby wejść w życie.
Ale idźmy dalej. Pisze Roman, że utrzymanie koszykówki kosztuje kilkanaście milionów euro rocznie. Nie wiem skąd takie kosmiczne liczby. Kilkanaście milionów euro to nawet nie liczył rekordowy – jak na polską ligę – budżet Prokomu Trefla w minionym sezonie. Mógł co najwyżej kilkanaście milionów złotych, a jak mówię – był to rekordowy budżet.
Być może Roman zasugerował się sumami z piłki nożnej, gdzie budżety są kilkukrotnie większe niż w koszykówce? Miasto miało przecież przygotowane już 20 mln zł na samą fuzję z Groclinem – a takich pieniędzy, do przeznaczenia na jeden sezon, nigdy w koszykarskim Śląsku nie widziano.
Jedyne z czym się mogę zgodzić w tekście Zielińskiego, to kpienie z utajnienia frekwencji na meczach. Dlaczego tak jest – sam nie wiem. Mogę jednak zaspokoić ciekawość naszego bohatera wyjaśniając, że na meczach koszykarskiego Śląska we Wrocławiu bywało minimum półtora tysiąca kibiców na meczu. Średnio – około 2,5-3 tys. Czy to mało? Nie mnie oceniać. Wydaje mi się jednak, że to grupa, dla której warto ten klub uratować.
Tylko jedno sprostowanie…
Koszty wg mnie sa bardzo realne…
Co innego budżet na sezon a koszty… Do kosztów doliczasz także pieniądze wydane z pośród nie tylko zdobytych przed sezonem na kontrakty ale wydatki z biletow za wynajem hali, transfery itp. Wszystko co klub zarabia w trakcie sezonu a wydaje niekoniecznie jest w przedsezonowym budzecie ale jest w kosztach na koniec sezonu.
W ten sposob druzyna moze miec niski budzet reklamowo sponsorowy przed sezonem a naprawde wysokie koszty utrzymania druzyny jesli ma duzo wplywow z biletow i bonusow…
Dla kibicow pilkarskich wyobraznia o kosztu jako sporcie kojarzy sie z 5 zawodnikami na boisku, wowoczas 3-4 ciemnoiskórych zawodnikow wydaje sie duza, 6-7 Polakow, wcale nie znaczy ze bedzie jakikolwiek w pierwszej ani drugiej piatce…