Stal 84:77 Śląsk, 28 września 2008

Nareszcie. Nowy sezon, gardła wypoczęły, można stanąć na sektorze, pojechać za Śląskiem. Dodatkowy motywujący impuls – rozpoczynamy z ostrowską Stalą, w niezwykle ciężkim dla nas okresie. Trochę mi to nasuwa skojarzeń do historii słynnych 300 Spartan – walczącej garstki, która niezależnie od wyniku okazuje się zwycięska. Ten dzień będzie zapamiętany jako ten, kiedy niewielu stawiło czoła wielu.

Pojechało nas do Ostrowa 44 sztuki plus dwóch redakcyjnych (plus parę sztuk niezależnych). Swoją drogą – uważajcie, kiedy robicie interesy z ubekami. Skurwysyny będą was naciągać na każdą złotówkę, jeśli nie orientujecie się w temacie (pozdro Konradek).

Hala przy Kusocińskiego rzekomo przeszła remont. W sumie to nie wiem jaki, na naszym sektorze i tak było jakieś połamane krzesełko, nie mówiąc o tym, że jednego na środku rzędu zabrakło w ogóle. Mniejsza o halę – remont chyba przeszli też kibice.

W Ostrowie pierwszy raz byłem w sezonie 2006/07, w grudniu. Było skandowanie prokreacji, kocioł, od pierwszej do ostatniej minuty nasz skromny sektor schowany w rogu hali był przygnieciony dopingiem miejscowych, przez który nie szło się taką grupą przebić. Po raz pierwszy udało się to w zeszłosezonowych ćwierćfinałach – najpierw przyjechaliśmy ponad setką, by walczyć “na gardła” jak równy z równym z resztą hali, a w decydującym meczu miejscowi okazali się kibicami sukcesu – przekonani o końcowej porażce nie zapełnili swojej skromnej hali, a sam doping prowadzili bardzo niemrawo.

Na inaugurację nowego sezonu było podobnie – kibicował tylko młyn, a i ten jakoś jakby był jeszcze w wakacyjnym letargu. Nawet oprawy żadnej nie zorganizowali. Pełno było w ich dopingu przerw, podczas których śpiewaliśmy, jakbyśmy byli we własnej hali.

Trzeba tu dodać, że było komu śpiewać. Nasza garstka zdolnych do gry grajków, nasze “Trzystu Spartan”, w postaci sześciu bohaterów, wypruwało z siebie flaki, pod koniec oddychali już rękawami, a po końcowym gwizdku ledwo mieli siły zejść z parkietu. Serce się kraja, że nie był zdolny do gry choćby Paweł Mróz – z nim w składzie zapewne powieźlibyśmy Stal, która ma kompletny skład…

Powrót do Wrocławia bez większych przygód. Kolejny zorganizowany wyjazd za dwa tygodnie. Cel – Włocławek.

Amatorska Liga Polska

Polska liga coraz bardziej przypomina rozgrywki ligi podwórkowej. Na tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek nikt nie wie, kiedy tak naprawdę są mecze (sobota, czy niedziela – o godzinach nie mówiąc), czy będą jakieś transmisje, czy liga ma sponsora – czeski film. Co gorsza, wszyscy są do takiego stanu rzeczy przyzwyczajeni i nikt nie robi problemu. Problem jednak jest, nazywa się Mistrzostwa Europy. Jeśli ich organizacja ma wyglądać jak dotychczas plus doświadczenia ligowe, to można spodziewać się najgorszego. Totalne zero informacji, promocji, czegokolwiek. Pierdzenie w stołki i pobieranie pensji, tylko tyle.

W tym całym bajzlu nic dziwnego, że nie ma chętnego na wpompowanie pieniędzy w ten sport. Dla kogo? Garstki pasjonatów? Wszyscy dziś wiedzą, że konsumenta dziś trzeba atakować, atakować i jeszcze raz atakować informacją – kiedy, co, kto, z kim, po co. Tymczasem dziś nawet średnio zainteresowani polską ligą z zaskoczeniem odbierają informację, że liga startuje już za tydzień.

W tym wszystkim letnie wydarzenia w Śląsku wydają się marketingowym mistrzostwem – przynajmniej wszyscy o Śląsku gadali i każdy dostawał codzienną dawkę nowych wieści.

W Śląsku naprawdę nie jest dobrze

We wrocławskim światku pełno jest poinformowanych speców. Wiedzą z miesięcznym wyprzedzeniem kiedy zostanie zwolniony trener, albo jakiego zawodnika niedługo zobaczymy w składzie. Wiedzą też kogo trener lubi, co zawodnicy robią w szatni i znają dokładnie zaległości finansowe. Jeden z takich speców wczoraj się obudził z letargu, gdy do niego doszła prawda zawarta w tytule wpisu – Śląska nie stać żeby zatrudnić Hyżego. Na pocieszenie imć Lizak widzi światełko w tunelu: niech Radka sfinansuje miasto.

Prawda jest taka, że Śląska na chwilę obecną nie stać nawet na Artura Mielczarka. Przykre.

Prezes Bałuszyński dopytywany o sytuację finansową mówi, że ma w budżecie ((dosłownie na koncie klubu)) 2 mln zł. Te 2 mln mają wystarczyć na zawodników i całą działalność klubu (odżywki, hala, wyjazdy, pensje dla pracowników, etc). Nie wiem, czy to nie będzie zbyt optymistyczne stwierdzenie, ale załóżmy, że 1,5 mln to pieniądze czysto na zawodników ((strzelam trochę, ale podpieram się jedną z rozmów z prezesem, gdzie kiedyś takie stwierdzenie padło – chociaż mogłem coś źle zrozumieć)). Co zrozumiałe – prezes nie chce kontraktować nowych graczy, na których pieniędzy nie ma, jednak cały czas wierzy, że jakiś zastrzyk finansowy Śląsk jeszcze dostanie (Carlsberg ((pocieszające, że sama firma mówi, że rozmowy trwają)), miasto, może ktoś jeszcze ((tja…))) i wtedy będziemy mogli kogoś zatrudnić. Zastanawiałem się, czy w razie czego, gdyby jednak żadne pieniądze już nie wpłynęły, będzie nas stać na jakieś – jakiekolwiek – wzmocnienia. Prezes odpowiada wymijająco – “nie dopuszczam do siebie myśli, że Śląsk już żadnych pieniędzy nie dostanie”, ale żadnych zawodników ponad aktualny budżet kontraktować nie chce. I nie stać go na wspomnianego Mielonego, co chyba samo w sobie jest odpowiedzią na moje pytanie. Swoją drogą – spory kawałek “tortu” muszą dostawać ci, którzy już w klubie są, skoro pochłaniają całe półtorej bańki.

Przy tym wszystkim stać pana Mariusza na dowcip, mówiąc, że skład mamy całkiem dobry i właściwie potrzeba by było już tylko trzech obcokrajowców na poziomie. Pozazdrościć dobrego humoru.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że zawodników jak na warunki ligowe mamy faktycznie dobrych ((Stefan, Stević, Chanas, Skiba, Mróz, Weeden, Didi jak się obudzi)). Problem w tym, że mamy ich tylu, jakbyśmy się wybierali na turniej trzyosobowego streetballa.

Cieszyć się czy płakać?

Śląsk podpisuje kontrakty z trzema młodymi zawodnikami: Kacprem Sękiem (17 lat), Kubą Parzeńskim (17 lat) oraz Dawidem Mieczkowskim (19 lat). Dwaj młodsi to wychowankowie klubu ze stolicy Dolnego Śląska, natomiast ostatni z trójki nowych graczy jest wychowankiem Czarnych Słupsk (swoją drogą, ciekawą drużynę tworzą na ten sezon). W takiej sytuacji Śląsk składa się z… 10 zawodników?! Ośmiu z nich to Polacy, jest też jeden Serb oraz Amerykanin. Hmmm… Prawie: “Śląsk Wrocław polska drużyna, Śląsk Wrocław polska drużyna…” :) Z jednej strony uzupełnienie drużyny młodymi Polakami do 10, a nie 12 graczy, jest dziwne i chyba, każdy logicznie myślący człowiek powie – “No to koniec z tym Śląskiem…” Jednak dla co niektórych znajdują się i pozytywy. Graczami są Polacy, którzy mają jeszcze wiele lat gry przed sobą, a każda minuta na parkiecie podczas meczów ekstraligi doda im sporo cennego doświadczenia. Koszta zatrudnienia młodych koszykarzy są znikome, a budżet Śląska nie zwiększy się bardzo, nawet jeżeli sponsorem zostanie browar Piast. Dlatego takie posunięcie wydaje się rozsądne. Ja patrzę na całą tę sytuację optymistycznie – każdy znajdzie dla siebie parę minut na parkiecie, młodzi Polacy będą rozwijać się i zdobywać doświadczenie na parkietach ekstraligi, a nasza drużyna będzie przypominać drużynę grającą w Polsce, a nie w NBA gdzie z podstawowej piątki, czterech zawodników to czarnoskórzy Amerykanie (nie, nie jestem rasistą).

Na koniec krótka i subiektywna opinia na temat każdego z graczy Wojskowych.

Gracze:

Stefan nie grał żadnego meczu w żadnej lidze, a tego treningi nie zastąpią, jednak swoim zaangażowaniem i sercem wkładanym w każdym meczu nie powinno być źle.

Hasan w poprzednim sezonie nie był w swojej formie jak sprzed paru lat, może ten sezon będzie przełomowy?

Piotrek Hałas wraca z wypożyczenia (grał w Katowicach, gdzie wiódł prym w szeregach AZS-u), jednak nie można porównywać gry w drugiej lidze do meczów ekstraligi, dlatego nie wiadomo, czego można się spodziewać po Piotrku.

Weeden niby gra dobrze, dla niektórych osób nawet bardzo dobrze, ale z naszym “szczęściem” do Amerykanów, gdzie na dziesięciu tylko jeden jest zdyscyplinowany i dobrze gra, wolałbym poczekać z miesiąc po rozpoczęciu sezonu.

Oliver Stević = zaangażowanie + walka + umiejętności. Oby było jak w poprzednim sezonie.

Mróz wyróżniał się grając w kadrze B, oby odnalazł się na dobre w Śląsku, a trener nie trzymał go pod samym koszem, ale dał mu też trochę porzucać z półdystansu jak i dystansu.

Didi dnia 24.05.2008 o godzinie 00:15 obiecał znanemu większości “H.”, że za rok (po najbliższym sezonie) spotkają się na tym samym murku tyle, że ze złotem. Chyba Bartek wziął to sobie do serca, bo wieści niosą, że stał się najlepszym strzelcem drużyny rzucając bardzo skutecznie za 3pkt.

Mieczkowski jest dla mnie wielką zagadką, nie wiem nawet jak wygląda, a co dopiero jak gra. Jednak trochę osób uważa go za zawodnika z dużymi perspektywami.

Kacpra Sęka mogliśmy spotkać podczas spotkań rozgrywanych w “Kosynierce”. Dla mnie nie wyróżniał się jakoś bardzo szczególnie, ale może tkwi w nim jakiś potencjał którego nie było widać?

Kuba Parzeński ze swoim wzrostem i wzrostem centrów w polskiej lidze mógłby grać na podobnej pozycji pod jednym warunkiem – musiałby przytyć. Chudszego zawodnika dawno nie widziałem, dlatego wróżę mu grę bardziej na pozycji numer 4, choć i tak tam też masa się przydaje…

Podsumowując – WROCŁAW OD ZAWSZE PODDAJE SIĘ OSTATNI !