Ostatnimi dniami dane mi było poznać co nieco z mechaniki prania pieniędzy poprzed kluby sportowe. Pranie miałoby się dokonywać poprzez państwowe spółki na banalnej wręcz zasadzie:
– podpisujemy z klubem umowę na dofinansowanie jakąś kwotą;
– klub ma jednocześnie jakiś wydatek, który idzie do nas (np. wynajem obiektów), albo do naszych firm (a co – urzędnik nie może mieć własnej firmy, albo kolegi z firmą?)
– wystawiamy za usługę wysoką cenę
– przelewamy klubowi większą kwotę – potem to jakoś ukryjemy, zmienimy cyferki w naszych papierach etc (poza tym kto to sprawdza), po to, żeby klub nadwyżką zapłacił nam – pokrywamy z niej realne koszty, a reszta idzie do kieszeni.
Czy możliwe jest, by takie działania odbywały się we wrocławskim Śląsku w latach panowania pewnego dzisiejszego ministra? Czy dopuszczał się ich prezes klubu w ostatnim okresie wspomnianego panowania, a dziś prezesujący w innym dolnośląskim klubie – nota bene finansowanym z państwowej spółki?
Czy prawdą jest, że ów premier dąży do wykopania Dutkiewicza z miasta, by przejąć władzę we Wrocławiu – a co za tym idzie nad piłkarskim Śląskiem? I że spore parcie na fotel prezesa klubu przy Oporowskiej ma wspomniany Piotr Waśniewski?
Piłkarzy może czekać świetlana przyszłość. Jeśli taka wersja wydarzeń, która krąży w plotkach się powtórzy, to przy Oporowskiej nagle znajdą się gigantyczne pieniądze z KGHMu, PGE, Dialogu, czy innych spółek skarbu państwa.
Pozostaje pytanie, na które bardzo trudno odpowiedzieć – czy mając taką wiedzę (zakładając, że jest prawdziwa – nie mnie to jednak osądzać), będą Ci – drogi kibicu – smakować te mistrzostwa? I czy nas powinny napawać dumą mistrzostwa już zdobyte?