Pan magister Mariusz Bałuszyński mnie okłamał. Jakoś z miesiąc temu opowiadał mi o stracie finansowej spowodowanej przez spółkę z radiem w nazwie oraz wydawnictwem pisemka o koszykówce. Tłumaczył, że musi zawiadomić o stracie zarząd spółki i w tym celu zwołać walne zgromadzenie akcjonariuszy. Później ci akcjonariusze będą mieli zdecydować, czy pokryć tę stratę – np. poprzez emisję nowych akcji i wykupienie ich.
I w tym momencie pan magister ekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego powiedział mi, że jeśli nie dojdzie do pokrycia straty być może będzie musiał zgłosić do sądu wniosek o upadłość spółki. Dodał do tego, że wówczas spółka funkcjonować będzie dalej normalnie, a zawodnicy grać mecze w lidze. Kilka dni temu pan Bałuszyński ogłosił światu, że musi wycofać drużynę z ligi, że tak mu nakazuje prawo (jak wiemy nie ma tu racji).
Przyznaję, dałem się nabrać, zostałem bezczelnie oszukany.
W tym momencie mógłbym mściwie życzyć panu magistrowi, żeby sąd wykazał, że zgłoszenie upadłości było bezpodstawne, a sam prezes działał na niekorzyść spółki za co grozi kara pozbawienia wolności.
Życzę mu jednak czegoś innego. Żeby nauczył się czytać ze zrozumieniem, z czym – jak się przekonałem – ma spore problemy. Żeby nauczył się pisać bez błędów, by w przyszłości nie przedstawiać pism z pomyloną nazwą podmiotu, czy głupimi literówkami. W końcu – życzę mu, żeby w przyszłości miał cywilną odwagę. Odwagę pochwalić się swoimi dowodami na wielkie czyjeś zbrodnie, zamiast straszyć, że takowe dowody posiada, ale użyć nie chce, bo po co.
Bądź też cywilną odwagę przyznać się, że po prostu kłamał.
Kłamstwo, albo niewiedza i brak pewności w tym co się mówi. Może po prostu pan mgr nie wiedział co trzeba zrobić, co nie i mówił to co przyszło mu nagle na myśl? Nie wiemy tego i wątpię, żebyśmy się tego kiedyś dowiedzieli…