Niesamowite jak wiele potrafi zdziałać pojedyncza osoba. Na przykład wstrzymać słońce i poruszyć ziemię. Albo coś bardziej prozaicznego – przyciągnąć do telewizorów cały naród, by podziwiać tak nudne zmagania jak te w F1, czy skokach narciarskich.
Dlaczego o tym mówię? Bo czuję, że czegoś podobnego dokonuje właśnie Marcin Gortat. Lansowany ponad miarę przez rodzime media dociera pod wszystkie polskie dachy. Coraz więcej Polaków kojarzy nazwisko “Gortat”, coraz więcej Polaków zaczyna zwracać uwagę na dyscyplinę zwaną koszykówką.
We wrześniu Mistrzostwa Europy w Polsce. Ma się na nich zjawić również Gortat – o ile nie zacznie “gwiazdorzyć” i zasłaniać się wymówkami jak parę lat temu. Marcinowi kończy się kontrakt (niski jak na warunki NBA) i może liczyć na znaczną podwyżkę. W Orlando, bądź innym klubie. Zapowiada się gorący okres dla tabloidów, którzy będą węszyć gdzie, z kim, za ile. Wszystko wokół Gortata, a pośrednio koszykówki.
Powracający (?) do PLK Śląsk również ma szansę dołożyć cegiełkę do popularności koszykówki w Polsce (chyba nie muszę tłumaczyć czemu).
Jesteśmy świadkami początku renesansu koszykówki w naszym kraju?
Nie jesteśmy. I tyle w tym temacie.