PR majster, czyli równi i równiejsi

Rafał Dutkiewicz, miłościwie nam panujący na wrocławskim gruncie, to człowiek nieprawdopodobny. Wybrany z rekordowym rezultatem, ukochany przez lud, niemal stuprocentowy pewniak na kolejną kadencję i – kto wie – może kiedyś na prezydenta całego narodu.

Mistrz kreowania wizerunku, zupełne przeciwieństwo postaci takich jak Kaczyński, Schetyna, że o grabarzu nie wspomnę. Człowiek, który nie żałuje na pomniki swoich rządów (i długi, które będą spłacać następcy), ale na Śląsk, dla garstki zapaleńców, wyłuskać grosza już nie potrafił… W przeciwieństwie do żużlowców, dla których znalazło się w skarpecie pod poduszką prezydenta 750 tys. Zupełnie nagle i bez wyraźnego powodu.

A nie, przepraszam.  Wybory idą. Jednym z głównych kontrargumentów rywali wielkiego Rafała jest sport, a raczej jego brak – winnym oczywiście Dutkiewicz, a ewentualni następcy ten błąd oczywiście szybko naprawią. Rafał się teraz będzie bronił, i hojnie sypał z rękawa. Szkoda, że sezon koszykarski tak wcześnie się zaczął, pewnie nagle by się coś i dla nas znalazło.

Tak naprawdę to wszyscy jesteście chuja warci.

Mądry wódz, tylko po złej stronie

Sports.pl opublikował wywiad z właścicielem WKK Wrocław, bardzo ciekawy dla nas, choćby ze względu na wzmiankę o Śląsku i ewentualnej… fuzji, której wielu z nas się obawia.

Dzisiaj jednak nie będzie o obawach o przyszłość, ale o wściekłości za przeszłość…

Obserwując to wszystko, zdecydowałem się na budowę profesjonalnego klubu od podstaw. Koszykówka od lat jest moją pasją. Nie ma jednak w mojej strategii dróg na skróty, kupowania sukcesu. Wierzę w pracę organiczną.

Od dwóch lat wmawia nam się, że budowanie klubu od podstaw to szaleństwo, marnowanie pieniędzy i nikt na to nie pójdzie. P. Koelner udowadnia, że nie tylko można, ale nawet droga taka może zrodzić szybki sukces i wielkie perspektywy na przyszłość. Czytając słowa tego wywiadu żałuję, że Koelner nie siedzi u sterów Śląska… i boję się o to, co nam przyniesie przyszłość.

Można? Można!

Piłkarze wyrównali w doliczonym czasie gry, koszykarze pokonali wyżej notowanego rywala, a juniorzy ograli rówieśników w papieskim pucharze. Nie zawiedli zawodnicy, nie zawiedli również kibice – tłumnie wypełniając Kosynierkę:

Dobrze by było taką passę podtrzymać – z obu stron. Tymczasem za trzy tygodnie derby Wrocławia na ul. Chełmońskiego, do których można się powoli przygotowywać… choćby od rozsyłania wici, że taki mecz będzie miał miejsce.

Hej Śląsk!

Medialna walka o…

… właśnie, o co? Media ostatnio próbują wmówić nam, że istnieje we Wrocławiu walka o kibica pomiędzy Śląskiem, a WKK. Niektórym nawet wyobraźnia zagotowała się pod wpływem tych emocji, żeby zacytować: “Adam Wójcik przyciągnął tłumy na mecz WKK, a na Śląsku było się prawie pięć razy mniej kibiców”. Ktoś tu ma wyraźne problemy z liczeniem – bo nawet licząc “na oko” Kosynierka była wypełniona w jakichś 3/4, co daje… z grubsza tyle samo głów, co w pełnej hali, w której swoje mecze rozgrywa WKK. Ciekaw jestem ilu więcej kibiców, wg takich rzetelnych mediów, pojedzie na jakikolwiek wyjazd WKK…

Wróćmy jednak do tematu walki o kibica… a raczej widza. Jak wielokrotnie podkreślałem, dzisiejszy Wrocław jest miastem niezwykle rozpieszczonym, pragnącym “chleba i igrzysk”. Sprawy takie jak poświęcenie, czy honor zeszły na dalszy plan. Jest tu wciąż grupka dziwaków, dla których takie wartości mają znaczenie, jednak należą oni do mniejszości. A mniejszości są zwykle pogardzane, wyśmiewane, a w najlepszym razie traktowane jak ciekawostka, najlepiej oglądana z bezpiecznej odległości, zza krat, niczym w zoo.

Walki o kibica, ani widza we Wrocławiu nie ma. Wygrał pieniądz, już dawno, w poprzedniej dekadzie, albo i wcześniej. Pieniądz ma w dupie, czy przejdzie z ręki do ręki w imię ponad 60-letniego klubu z wielkimi tradycjami, czy jakiejkolwiek innej. Widzowie natomiast chcą chleba i igrzysk, i za to zapłacą.

Takim jak my, pozostaje: modlić się o ekonomiczny cud, edukować młodych (bo na starych już za późno), oraz robić swoje. Z wiarą, że jeszcze kiedyś będzie pięknie, że jeszcze kiedyś wzejdzie słońce nad wrocławskim Śląskiem.

WKK? Polska koszykówka, potrzebuje takich projektów – szkolenia młodych – i na tym polu piekielnie im zazdroszczę i gratuluję. Zazdroszczę im pomysłu na sposób działania i wściekam się zarazem, bo o to samo walczyliśmy, kiedy jeszcze było u kogo o takie rzeczy walczyć.

WKK pozostaje jednak dla nas wrogiem, w dodatku – jak to śmiesznie brzmi – śmiertelnie groźnym. Tak naprawdę, te dwa kluby, Śląsk i WKK, nie walczą o widza. To jest walka o przetrwanie… Śląska. Silny rywal, to gwóźdź do trumny dla WKSu, silny WKS, to jedynie status quo dla WKK. Widz wybierze igrzyska… kto mu je zaoferuje?