Dziki naród

Kolega old school, old style wypomniał mi, że zapowiadając najbliższy sezon zapomniałem dodać kwestię dzikiej karty. Czas nadrobić tę zaległość i wytłumaczyć dlaczego “dzikus” to dla nas problem.

Problem sportowy

Kibic to taki głupek, który wierzy. W klub, w sportowców… w uczciwość. Kupowanie zwycięstw, awansów, czy przywilejów (typu gra w pucharach), nieważne, czy w majestacie prawa, czy pod stolikiem, jest zaprzeczeniem uczciwości walki sportowej. Jest zaprzeczeniem sportu w ogóle.

A my lubimy sport.

Słusznie ktoś w komentarzach zauważył, że dzisiejszy sport to i tak czysty biznes. Czy się wywalczy sukces w okienku z kasą, czy ściągając dobrze rzucających zawodników, to i tak całość sprowadza się do finansów.

Jest jednak zasadnicza różnica między wyłożeniem gotówki za prawo gry w ekstraklasie, a ściągnięciem, choćby zupełnie obcych graczy – w tym drugim wypadku trzeba się natrudzić, wypocić, a i sukces nie jest gwarantowany, choćby do kieszeni grajków włożyć grube miliony. Na awans trzeba zasłużyć organizacyjnie, ale przede wszystkim na boisku.

No i czym się taki awans różni od mistrzostwa? Je też mamy kupić, bo to tylko kwestia wydanych pieniędzy?

Rok temu z zazdrością w oczach patrzyliśmy jak świętuje Zielona Góra. W tym roku można było podziwiać fantastyczną zabawę łodzian.

Walka o prawo gry wyżej, to też jest (jakże piękna!) karta historii klubu. I my chcemy ją przeżyć.

Problem kulturowy

Śląsk Wrocław ostatnie seniorskie mistrzostwo zdobył w 2002 roku. Później zaczęło się staczanie w dół i mecze w coraz mniejszych halach, przy coraz mniejszej publice. Ciągle jednak łudziłem się, że Śląsk Wrocław ma rzesze wiernych fanów, którzy w czarną godzinę znajdą pięć minut, by klub wspomóc.

Kiedy Grabarz podjął decyzję rozwiązania towarzystwa, pod Kosynierkę przyszło zaprotestować ze 300 osób. Kiedy stowarzyszenie “Śląsk reaktywacja” zorganizowało manifestację na Rynku – pojawiły się te same twarze, ni mniej, ni więcej. Kiedy można było zamanifestować na meczach drugiej ligi, że Wrocław chce, pragnie i domaga się Śląska Wrocław – pojawiły się mecze, gdzie na trybunach zasiadało dosłownie kilkanaście osób.

Okazało się, że Wrocław nie chce Śląska. Wrocław nie potrzebuje Śląska. Wrocław domaga się, ale Śląska Wrocław odnoszącego sukcesy. Inny go nie interesuje.

Nas to boli, przeraża i każe zaprotestować. Walka o awans jest nam potrzebna choćby z tego względu, że kibiców trzeba w tym mieście na nowo wychować. Nauczyć doceniać sukcesy i wielkość klubu.

Choćby po to, żeby w przyszłości zaprotestowały tysiące, a nie dziesiątki.

Nam strzelać nie kazano

Dla wielu osób to co tutaj napisałem jest abstrakcyjne, dziwne, może nawet nielogiczne. Nikomu jednak nie bronimy, i nie zamierzamy bronić, bycia zwolennikiem luk typu dzika karta. Niech każdy ocenia rzeczywistość wg własnego sumienia – i się z nią zgadza, bądź nie. My mówimy: nie.

Mądre słowa

Obserwując to wszystko, zdecydowałem się na budowę profesjonalnego klubu od podstaw. Koszykówka od lat jest moją pasją. Nie ma jednak w mojej strategii dróg na skróty, kupowania sukcesu. Wierzę w pracę organiczną.

(…)

Dzisiaj nie jest problemem stworzenie zespołu o nazwie WKS Śląsk Wrocław. Każdy może przyjść i zarejestrować w sądzie rejestrowym spółkę pod tą nazwą. (…) Jeżeli już dziś utworzylibyśmy taki zespół, a proszę wierzyć, że finansowo na pewno bym podołał, byłoby to powielenie złych wzorców z przeszłości.

(…)

Pobyt w Nysie nauczył mnie pokory życiowej i tego, że nie wolno nikomu odpuszczać, jeśli ma się własne poglądy.

Wojna polityczna

Hipokryci

Po czwartkowym tekście pojawiło się mnóstwo ostrzeżeń oraz ostrych zarzutów na temat bycia wykorzystanym przez jedno ze stronnictw politycznych. Tym pierwszym szczerze dziękujemy za troskę, tym drugim proponujemy jebnąć się kilofem w czerep.

Albo zastanowić, czy sami nie są narzędziem. Stronnictwa przeciwnego.

Trudne wybory

Wojna o Śląsk między politykami nas smuci, męczy, a przede wszystkim wkurwia. Gówno nas jednak obchodzi, że “reaktywację” robi prezydent Dutkiewicz, albo pan Koelner. Mógłby to być sam prezydent Polski, albo najbogatszy człowiek świata oferujący dziką kartę w Eurolidze. Wybieramy nie polityków, ale Śląsk.

Od trzech lat powtarzamy, że jesteśmy przeciwni dzikiej karcie oraz że Wrocław i wrocławianie nie zasłużyli na tylne drzwi. Kiedy trzeba było pójść na Rynek, by wykazać sprzeciw, pojawiła się garstka. Kiedy można było zamanifestować przywiązanie do Klubu w Kosynierce, pojawiła się garstka. Bo tak naprawdę tylko garstce zależy na Śląsku Wrocław.

Pojawia się Rycerz na Białym Koniu, który poprzez spółkę innego klubu ((WKK Obiekty nie zajmuje się prawnie prowadzeniem klubów sportowych, ale sama spółka należy do struktur klubu WKK Wrocław)) próbuje kupić prawo do używania nazwy i symboli Śląska. I kupuje z licencją na dwa lata… z jakimiś tam opcjami przedłużenia. Dla nas to jest chore.

Dziki naród

Skoro już wspomniałem o tzw. dzikiej karcie – równie chory byłby dla nas zakup takowej w I. lidze. Jeśli do takiego zakupu by doszło (albo dojdzie), to również tej operacji nie poprzemy. Niezależnie od tego, czy prezesem będzie symbol klubu, czy ktokolwiek inny będzie takie rozwiązanie firmował.

Pojawiło się pytanie – to jak w takim razie awansować do zamkniętej ligi, mądrale? Z tego co do tej pory oficjalnie powiedziano na temat zamknięcia PLK, awans będzie wciąż możliwy. Jedynie dojdą ograniczenia organizacyjne, polegające na konieczności wykupienia kontraktu, czy podwyższeniu minimalnych wymagań co do infrastruktury i budżetu. Problemu więc nie ma.

Jeśli by był, to nikt nie broni nam najpierw awansować do I ligi, a potem taką ligę wygrać, by dopiero wówczas wykupić miejsce w PLK. Że może to zająć 10, 20 lat? Albo nigdy się nie spełnić?

Trudno. Tak długo, jak długo będzie grał Śląsk – poczekamy.

Sezon 2011/12

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że po wakacjach, w sezonie 2011/12 zobaczymy na polskich parkietach dwa seniorskie zespoły pod nazwą “WKS Śląsk Wrocław” – jeden w II lidze oraz drugi, nowy, w PLK dzięki dzikiej karcie.

Powtórka z historii

Ekstraklasowa drużyna należeć będzie do spółki WKK Obiekty. Rezerwami zespołu będzie należąca do spółki drużyna WKK Wrocław grająca w II lidze. Dziką kartę zakupi spółka WKK Obiekty.

Prawo do korzystania z herbu, nazwy i tytułowania się kontynuatorem tradycji WKS Śląska Wrocław kupiła spółka WKK Obiekty.

Brzmi znajomo? W 2005/2006 roku doszło do identycznej sytuacji, kiedy Amica Wronki kupiła tradycję Lecha Poznań. Wówczas taką operację nazwano fuzją – dzisiaj Przemysław Koelner oraz Wojciech Majeran tego słowa unikają. Na każdym kroku podkreślają, że kontynuują, tudzież odbudowują WKS Śląsk, a o żadnej fuzji nie ma mowy.

Tylko czym się różni jedna operacja od drugiej? Po doświadczeniach próby dokonania fuzji Groclinu ze Śląskiem żaden masochista nie przyznałby się, że próbuje tego samego po raz drugi.

Nie dla WKKS

Klub Kibica Kosynierzy pod projektem reaktywacji Śląska przez spółkę WKK Obiekty się nie podpisuje i podpisać nie zamierza. W sezonie 2011/12 wszystkich kibiców Śląska Wrocław zapraszamy do Kosynierki, by wspierać zespół w walce o awans do I ligi.

Największym paradoksem jest, że “Śląsk Wrocław” kupuje juniorów od… Śląska Wrocław, którzy prawdopodobnie większość czasu i tak spędzą w II-ligowym… WKK Wrocław, bo na PLK się nie nadają.

W rezerwach ekstraklasy zagrają przeciwko WKS-owi.

PS. od old school good style

Czytając wpis yanoo wiedziałem, że pominął jedną z najistotniejszych kwestii która przemawia za tym aby na PLK i zespół Koelnera się nie wybierać – a jest nią dzika karta, dla wielu nie do zaakceptowania, wypaczająca sens rywalizacji sportowej. Rzecz jasna nagle się okazało ilu to wiernych fanów Śląsk Wrocław koszykarski posiada a Kosynierzy są debilami jak już nas podsumowano na Vulcanie. Żadna to nowość, w wykonaniu tego zakładu geriatrycznego. Pozdrawiam i życzę sukcesów

 

Nie czytać bzdur

Dziennikarskie kłamstwa dzielę na dwa sposoby: od ich wagi oraz od punktu widzenia czytającego.

Gówno Prawda

Dzieląc według wagi, dziennikarze wagi ciężkiej kłamią celowo. Jak Artuś Brzozowski, który upodobał sobie ostatnimi czasy środowisko kibicowskie i kłamie o nim bez mrugnięcia włosem na łysej głowie (skinhead jaki, czy co?). Najgorsze, że później taki stek bzdur czytają ludzie niezorientowani w temacie i sobie gazetą opiniotwórczą zdanie wyrabiają. Niejednokrotnie powtarzając te same bzdury w rozmowach ze znajomymi. Ciężko później takim wytłumaczyć jak jest naprawdę, bo “ty przecież masz stronnicze spojrzenie”. Potrzeba więcej gen. Petelickich, by te bujdy wyprostować.

Waga lekka to najczęściej efekt “szlifów”. Tu się cytowany zająkiwał, tu nieskładnie powiedział, to napiszemy ładniej. Albo to wytniemy, bo nieważne, a tamto podkreślimy, bo to na pewno ważne. Że lekko zmieniamy sens? Bez przesady!

Mojsza racja

Drugi podział dotyczy naszego spojrzenia na przekłamany artykuł. Jeśli się z nim nie zgadzamy, wiemy, że to bajka na resorach, zaczynamy wrzeć, buntować się i krzyczeć (choćby w komentarzach). Taka reakcja jest zrozumiała i naturalna.

Czy ktoś się jednak zastanawia nad reakcją, kiedy artykuł kłamie, ale… po naszej myśli? Podświadomie ignorujemy źródło podjudzeni w naszym światopoglądzie. Takie treści (szczególnie w połączeniu z kłamstwem wagi ciężkiej) są najniebezpieczniejsze. Nakręcają nas, często w przekazach ustnych dodamy jeszcze coś od siebie, żeby wbić szpilę opozycji, albo gloryfikować na wyrost swoich.

Wstrzymujemy oddech

Nie brakuje dziś plotek, pomówień, nadinterpretacji i przekłamanych artykułów dotyczących ekstraklasowego zespołu P. Koelnera i… II-ligowego Śląska Wrocław. Tymczasem kluczowe dla nas kwestie wciąż są niejasne, wciąż są tematem żywych dyskusji. Na dobrą sprawę jeden news mógłby dziś… rozwiązać nasze KK.

Gdzie się spotkamy po wakacjach i czy w ogóle się spotkamy? Spróbujemy się dowiedzieć u źródeł. Na dziś pozostaje po prostu nie czytać prasowego steku bzdur.