Nie tłumaczcie się

555439_464151643645514_1157762539_nDo ligi pozostał niecały miesiąc. To mało, a jeśli porównać z pięcioletnim okresem spędzonym w niebycie (żeby nie powiedzieć odbycie) to tyle co nic. Z tej okazji mała wskazówka dla wszystkich tych, którzy niespecjalnie kontaktują, co się w tym okresie działo w Śląsku.

Poprzedni sezon, szczególnie mecz z Anwilem w Orbicie, dał namiastkę zjawiska, którego możemy się spodziewać w zwiększonej dawce w zbliżającym się sezonie. Masę powrotów. I tłumaczeń:

– nie miałem czasu

– nie wiedziałem

– za daleko do hali

– zupa była za słona

– mama mnie nie kocha

– samochód mi się popsuł

– itd, itp

Z okazji takich powrotów nie będzie ani strzelającego szampana, ani – czego się pewnie niektórzy obawiają – rozdzierania szat. Dlatego nie tłumaczcie się. Nikt tego nie chce słuchać, nikogo to nie obchodzi.

Odnajdźcie swoje miejsce w szeregu i róbcie to co my.

Cieszcie się Śląskiem.

Jeszcze Kosynierka nie zginęła

5540639641_4f5892bab5_bJuż za niecały miesiąc start sezonu – 5. i 6. października turniej w Hali Ludowej/Stulecia, co prawda towarzyski, ale ze względu na rangę i miejsce obowiązkowy. Zawodnicy w najlepsze zapier… na treningach i grają sparingi. Jeden z nich miał miejsce dzisiaj… w Kosynierce.

W składzie oczywiście żaden z nowych nabytków, ani nawet zawodników, którzy rok temu wywalczyli awans do ekstraklasy. Za to mnóstwo uzdolnionych wychowanków, którzy również wywalczyli awans – do 2. ligi. Dzisiejszy sparing, minimalnie przegrany z rezerwami zielonogórzan (z Marcinem Chodkiewiczem w składzie), pokazał, że będzie to ciekawa ekipa, a kilku zawodników warto obserwować, bo za parę lat mogą stanowić ważny element drużyny seniorów. A kto, może któryś zasłuży na minuty już w tym sezonie?

Zapowiadają się długie weekendy ze Śląskiem – ze stadionu blisko do Orbity, z Orbity blisko do Kosynierki, z Kosynierki blisko na stadion. Z pewnością jeszcze nie raz i nie dwa zaprosimy was właśnie na Mieszczańską, bo po prostu żal nie korzystać.

Duma kibica

godloMiało być pięknie. Miało być cudownie. I tradycyjnie – wyszło jak zawsze. Mowa oczywiście o dokonaniach naszej kadry na Eurobaskecie.

Temat reprezentacji jest u nas na uboczu. Tak jak nie lubimy dzikich kart, tak samo nie uznajemy innej metody oszukiwania – sztucznej naturalizacji. O ile w przypadku takiego “Józka” miało to jakieś uzasadnienie – facet zapuścił w Polsce korzenie i nauczył się języka – o tyle kolejne próby to była zwykła droga na skróty, by pozyskać zawodnika lepszego niż się umie samemu wychować. Szerzenie tego procederu znacznie ostudziło parę lat temu nasz zapał do biało-czerwonych, nie mniej – od kadry uciec się nie da. Gorzej – jest nam wszystkim potrzebna jak rybie woda.

Kilkanaście lat temu można było oglądać jak wzorcowo, na bazie reprezentacji, siatkówka ze sportu niszowego zdobyła popularność, która wypełnia dziś największe hale w Polsce na meczach kadry, a lidze dała w szczytowym momencie popularność na poziomie dwóch (!!) transmisji, jednej po drugiej, w otwartym kanale tv. W tym samym czasie koszykówka popisowo leciała na łeb na szyję, czego apogeum były upadające kluby. I ogólnopolskie wzruszenie ramion.

Eurobasket w Polsce spartolono i z szansy na poprawę sytuacji zostało jedno wielkie nic. Teraz mamy Eurobasket w Słowenii, gdzie pojechał ponoć super mocny skład, zdolny powalczyć nawet o złoty medal. Rywale osłabieni, a my niemal w pełnym składzie z Kelatim, Ignerskim, Lampe i mistrzem kreowania wizerunku poza parkietem – Gortatem. Kontrakt koszykówki na lata ze stacją podchodzącą na poważnie do tematu miał być wisienką na torcie w drodze powrotu na szczyt.

Za nami dwa spotkania z rzekomo najsłabszymi rywalami. Oba w plecy, co praktycznie przekreśla szanse na awans z grupy. I zamiast szczytu, wybuchu “koszomanii”, czeka nas kolejny sezon, gdzie bardziej niż na przypływ nowych kibiców, trzeba się będzie martwić, żeby starzy gdzieś nie zaginęli. I nawet jeśli Gortat to dla nas pajac, “naturalizacja” to chory wymysł, to można tak naprawdę powiedzieć tylko jedno słowo.

Szkoda.