Zielona Góra, 23.01.2016

56a3dffb69d012_31075605Weekendowy wyjazd do Zielonej Góry rozpoczęliśmy od opóźnienia. Kierowca, pan Staszek… zapomniał o wycieczce. Kwitnąc na mrozie mogliśmy wspominać podobne przypadki, na czele z rekordowym wyjazdem do Prudnika, kiedy kierowca zaliczył bodaj półtorej godziny obsuwy. Wówczas zdążyliśmy obejrzeć z pół meczu juniorów w Kosynierce, tym razem drobne opóźnienie pozwoliło jedynie uciąć sobie pogawędkę z nieśmiertelnym panem Antonim, patronem kotów i wszelakiej zwierzyny.

Kiedy w końcu bus zajechał, dziarsko driftując na śniegu, mogliśmy przystąpić do ataku na Mistrza Polski. Początkowo przód pomylił się z tyłem pojazdu, ale szybko dokonana korekta nacisku osi wpłynęła na tyle pozytywnie na jazdę, że zaczęto się obawiać długiego wegetowania pod halą. “Szczęśliwie” na finiszu kierowca pomylił drogę, policja zmieniła strategię obstawy więc – już poprawiona – droga się nieco wydłużyła, a na koniec ochrona, również wyjątkowo, postanowiła dokonać kontroli antydopingowej.

Ostatecznie solidarnie witamy na hali w 19-to osobowym składzie na drugą kwartę, nieco niespodziewanie wygraną przez Śląsk. Nieco, bo już w trakcie podróży wiedzieliśmy, że będzie dobrze – co odważniejsi postanowili nawet zainwestować u buka licząc na jedenastokrotny zysk.

Ostatecznie inwestycja się nie zwróciła, ale nikt z nas nie wychodził z hali niezadowolony. Co prawda powtórzył się scenariusz, kiedy gramy w roli Dawida i jesteśmy bliscy sprawienia niespodzianki, ale czegoś na końcu brakuje. Tak walczący Śląsk chcielibyśmy jednak oglądać od początku sezonu i tylko gdybać można, co by było gdyby zamiast trzech miłośników streetballa mielibyśmy w składzie Ikovleva. Na przykładzie Norberta widać też co dają minuty na parkiecie i zbierane doświadczenie i tylko szkoda, że okazji do powąchania parkietu nie dostał jubilat, Maksym Kulon.

56a3decb3a3a06_08358450Nie dostał też życzeń, bo po meczu ochronie pomyliły się obowiązki i ewakuację trzeba było nieco przyspieszyć. Powrót, pełen wspomnień, szczególnie osób dawno zapomnianych, należy uczciwie ocenić na 3.0.

We Wrocławiu meldujemy się ok 23, podobnie jak zawodnicy.

Kolejny pojedynek we Wrocławiu, w niedzielę o 20. Zapraszamy do Hali Orbita oraz na sektor K.

Degrengolada

radoslaw-hyzy-i-michal-lizak-podczas-meczu-polska-chorwacja-we-wroclawskiejPrzyjaciół poznaje się w biedzie mówi mądre przysłowie. Cóż. No to Śląsk po raz kolejny przekonuje się, że ma mało przyjaciół.

Powodów takiej sytuacji jest pewnie tyle, że materiału starczyłoby na doktorat. Zaczynając od słabej popularności samej dyscypliny i brak sukcesów miejscowej drużyny, przez co napływ świeżej krwi na trybuny jest na poziomie błędu statystycznego.

Na początku drogi odbudowy apelowałem, żeby nie myśleć w kategoriach “dzisiaj jesteśmy mocni”, tylko zrobić wszystko, by być gotowym na najgorsze i budować przywiązanie do klubu. Kilkanaście lat temu Borussia Dortmund była na dnie Bundesligi i bliska bankructwa, a uratowała ją… jedna z najwyższych frekwencji w lidze. Takich rzeczy nie osiąga się przez przypadek.

Niestety – u nas wiele zrobiono by ludzi głównie zniechęcić. Zaczynając od wybitnie słabych decyzji kadrowych o których absolutnie każdy wiedział, że nie mają prawa się udać, przez jeszcze gorsze wypowiedzi, po których nikt nigdy nie uderzył się w pierś. Choć w wielu miejscach stracono by głowy.

Na szczycie tego wszystkiego jest jednak K jak Kibice i jak Kosynierzy. Mizeria wprost proporcjonalna do wyników na parkiecie, czyli Wrocław podpisuje się pod hasłem “kibice sukcesu” skandowanym niegdyś w naszym kierunku przez ostrowską Stal.

Czas najwyższy pogodzić się z tym, że mamy sytuację jaką mamy i zadać sobie bardzo ważne pytanie – czym dla mnie jest Śląsk Wrocław? Bo jeśli wszystko ma się kręcić tylko wokół kasy i wyniku, to to nie ma sensu.