Przyjaciół poznaje się w biedzie mówi mądre przysłowie. Cóż. No to Śląsk po raz kolejny przekonuje się, że ma mało przyjaciół.
Powodów takiej sytuacji jest pewnie tyle, że materiału starczyłoby na doktorat. Zaczynając od słabej popularności samej dyscypliny i brak sukcesów miejscowej drużyny, przez co napływ świeżej krwi na trybuny jest na poziomie błędu statystycznego.
Na początku drogi odbudowy apelowałem, żeby nie myśleć w kategoriach “dzisiaj jesteśmy mocni”, tylko zrobić wszystko, by być gotowym na najgorsze i budować przywiązanie do klubu. Kilkanaście lat temu Borussia Dortmund była na dnie Bundesligi i bliska bankructwa, a uratowała ją… jedna z najwyższych frekwencji w lidze. Takich rzeczy nie osiąga się przez przypadek.
Niestety – u nas wiele zrobiono by ludzi głównie zniechęcić. Zaczynając od wybitnie słabych decyzji kadrowych o których absolutnie każdy wiedział, że nie mają prawa się udać, przez jeszcze gorsze wypowiedzi, po których nikt nigdy nie uderzył się w pierś. Choć w wielu miejscach stracono by głowy.
Na szczycie tego wszystkiego jest jednak K jak Kibice i jak Kosynierzy. Mizeria wprost proporcjonalna do wyników na parkiecie, czyli Wrocław podpisuje się pod hasłem “kibice sukcesu” skandowanym niegdyś w naszym kierunku przez ostrowską Stal.
Czas najwyższy pogodzić się z tym, że mamy sytuację jaką mamy i zadać sobie bardzo ważne pytanie – czym dla mnie jest Śląsk Wrocław? Bo jeśli wszystko ma się kręcić tylko wokół kasy i wyniku, to to nie ma sensu.
Quidquid agas, prudenter agas et respice finem… czyli cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca. Ja wiedziałem że tak będzie bo Schetyna to jest taki typ że miast “dzień dobry” uczciwy człowiek powinien na przywitanie mówić mu “spierdalaj”. Chodziłem na Śląsk Koelnera nawet na mecze o “pietruszkę” a na Schetyniątka nie chodzę z przyczyn ideologicznych bo im szybciej ten dziwny polityczny twór upadnie tym lepiej dla Śląska. Mam nadzieje że w przyszłym sezonie nie zgłoszą drużyny do rozgrywek.
Oooo, powrót syna marnotrawnego…Jak było dobrze to schowałeś głowę w odbyt, zrobiło się wtedy cicho i spokojnie. Teraz jak widać wyczułeś okazję jak hiena i zaczynasz wylewać gównoburze ze swojej klawiatury. Nie chodzisz ? Nie chodź, nie pisz też i nie komentuj wszystkowiedzący.