Łzy, radość i złość
M.C.
Kiedy 13 września 2008 roku, w dzień po ogłoszeniu upadłości przez ówczesne władze koszykarskiego Śląska, zebraliśmy się w kultowym dla nas miejscu przy ulicy Mieszczańskiej aby zamanifestować swoje niezadowolenie, nikt z nas nie wiedział jakie losy czekają nas i nasz święty klub w kolejnych latach…
Trudno w kilku słowach opisać to, jakie uczucia towarzyszyły ludziom, dla których Śląsk Wrocław był od lat niemal całym życiem. Nadziei na uratowanie ekstraklasowej drużyny nie było w zasadzie żadnej. Była za to rozpacz, gorycz, łzy i złość. Odpalone świece dymne w trzech słusznych barwach i nasza kultowa fana zawieszona na murach Kosynierki miały symbolizować jedynie to, że my kibice jesteśmy i zostaniemy wierni klubowi bez względu na wszystko.
Szczęściem w nieszczęściu był fakt iż w drugiej, a defacto trzeciej lidze, Śląsk posiadał drużynę rezerw, która nie należała do upadającej S.S.A., lecz do struktur Wojskowego Klubu Sportowego , dzięki czemu mogliśmy nadal trwać i robić to, co do tej pory, tyle że na mniejszą skalę.
Dzięki temu, że przetrwaliśmy trudne lata gry o pietruszkę, niemal pustą Kosynierkę i całą masę przeciwności…To, że w naszej grupie są osoby, które ani przez chwilę nie zwątpiły w to iż piękne chwile powrócą… a także dlatego, że te osoby motywowały tych co tę nadzieję tracili, kilka dni temu znów mogliśmy znaleźć się w tym samym kultowym miejscu przy ulicy Mieszczańskiej, kiedy to kilkanaście minut po czwartej nad ranem zajechały dwa wesołe autokary. Jeden z drużyną, która właśnie wywalczyła powrót do grona najlepszych, a drugi pełen zwariowanych, rozśpiewanych fanatyków. I znów, tak jak 13.09.2008, ponownie były race, świece dymne, głośne śpiewy i ta sama kultowa flaga, która towarzyszy nam już od wielu lat. Znów były łzy… i tutaj zacytuję M. która słusznie stwierdziła iż “warto było wówczas płakać, aby teraz wyć ze szczęścia”.
Patrząc z perspektywy czasu śmiało można stwierdzić, iż tamte wydarzenia wpłynęły pozytywnie na nas samych. W ciągu tych pięciu lat zmierzyliśmy się z wieloma przeciwnościami i pewnie z niejednymi jeszcze przyjdzie nam się zmierzyć. Skorzystała przede wszystkim nasza kibicowska mentalność, bo charakteru nie nabiera się będąc stale na szczycie, ale wdrapując na szczyt będąc uprzednio na samym dnie. Tułając się po niższych ligach nasza grupa zebrała sporo doświadczeń, które - jak zresztą słusznie określił kiedyś Z. - były dla nas “kuźnią charakterów”. Nabraliśmy pokory i odporności.
Zmieniły się też personalia naszej grupy. Najsmutniejszym momentem było odejście od nas na zawsze Śp.Tomzika… Kilka osób zwyczajnie zniechęciło widmo drugiej ligi. Byli też tacy, którzy sobie nagrabili do tego stopnia, iż sami woleliby już więcej nie pojawiać się w naszym otoczeniu. Cieszy natomiast fakt, iż dołączyły do nas (i dołączają nadal) nowe twarze. Często bardzo ambitne i pełne zapału do działania.
Co przyniesie nam sportowo nowy sezon? Tego nie wiemy. Pewne jest jedno… co by się nie działo będziemy trwać i robić swoje. Bo najważniejsze to kochać to co się robi i wkładać w to całe serce. A jak pokazuje przykład ostatnich lat… zostanie to wynagrodzone podwójnie.
K.