kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Wyciągnąć sezon

Zdynjo

54a077c3d40583_25056189Gdybyśmy interesowali się koszykówką to byśmy zostali koszykarzami. Niemniej jednak, zapytałem mojego kolegę, który rozgrywki śledzi i się nimi żywo interesuje, aby wymienił 3 legendy polskiej koszykówki, które dalej występują na parkietach ekstraklasy. Bez zastanowienia padło nazwisko Radosława Hyżego, na drugim wdechu Filipa Dylewicza i po kilkudziesięciu sekundach głębokiej refleksji Roberta Witki.

Ponieważ nie mamy powodów aby darzyć sympatią dwóch ostatnich (nie mylić z brakiem szacunku), skupimy się na tym pierwszym. Otóż jest to jedyny człowiek w obecnym składzie, który nierozerwalnie wiąże się z największymi sukcesami WKS Śląsk Wrocław. Gość, który schował do kieszeni ambicje, zszedł na najniższe krajowe podwórko i podjął się dzieła przywrócenia WKS Śląsk Wrocław na należne mu miejsce w ekstraklasie. Człowiek, który oprócz brania chce dawać coś od siebie. Lubiany, nielubiany, Mentor o którym wielu byłych i obecnych graczy mówi - traktuję go jak ojca.

d7b6a44c080c004aaddd062b77442cc7Potrafił zawieść, ale potrafił też po kluczowym meczu wskoczyć na stolik sędziowski i porwać Kosynierkę do “szkocji”. Człowiek, który w wielu miejscach na koszykarskiej mapie Polski przyciągnąłby dziesiątki, jeśli nie setki nowych fanów. Ta Legenda jest we Wrocławiu marginalizowana. Z niewiadomych przyczyn Radek przestał grać. Gość, który nie podjąłby się reprezentowania barw WKS-u, gdyby nie pozwalałoby mu na to zdrowie, umiejętności czy aktualna forma, siedzi na ławce od kilkunastu spotkań.

Znamy Radka bliżej niż kogokolwiek z tej drużyny. To jest człowiek, który jest w stanie wyciągnąć ten sezon. To jest człowiek, który chce być w tym klubie na lata, który zna klub i Wrocław od dobrej i złej strony. Pod warunkiem, że ktoś przestanie patrzeć na niego jak na intruza albo ekscentrycznego oszołoma.

Z gwoździem w oponie

Zdynjo

54fc6e2fd9bb73_86492189Nie możemy powiedzieć, że szczęście nam ostatnio sprzyja. Domowy mecz z Kutnem to pasmo niespodzianek, które zebrane do kupy przełożyły się na najgorszy doping w naszym wykonaniu od niepamiętnych czasów. Pech nie opuszczał nas także w sobotę w drodze do Torunia - gdy po kilkudziesięciu kilometrach okazało się, że jeden z bolidów beztrosko jedzie sobie S8 z gwoździem w oponie, wypadało już tylko rozłożyć ręce i powiedzieć klasyka.

Karkołomny pomysł kontynuowania jazdy nie okazał się jednak brzemienny w skutkach i dojechaliśmy i tam i z powrotem, a intruz pewnie dalej siedzi w oponie. Nie ma co ukrywać, nasza drużyna też złapała kapcia i to niejednego. Powietrze z napompowanych na początku sezonu balonów opon schodzi w trybie ekspresowym. W Toruniu gra znowu nie wyglądała dobrze, a nieudana pułapka ofsajdowa w ostatniej akcji meczu była już tylko wisienką na torcie nieudolności i marazmu w jaki popadliśmy. Terminarz nie pozwala być optymistą i niektórzy po powrocie z tegorocznej majówki mogą się zdziwić, że sezon się skończył.

Hala w Toruniu na europejskim poziomie, zdecydowanie lepsza niż ta w Zgorzelcu i na pewno z lepszą akustyką. Kibicowsko coś się zaczyna w Toruniu ruszać, chociaż póki co jest to młyn charakterystyczny dla nowych drużyn w Ekstraklasie - znany nam z Kutna czy Dąbrowy Górniczej.

Nasz doping, mimo słabej cyfry, przyzwoity i słyszalny. Ostatecznie WKS w Toruniu wspierany był przez 18 Kosynierów oraz ekipę z Klubu Kibiców Niepełnosprawnych.

Krzyśkowi Sulimie dziękujemy za pamięć.

Natomiast już w piątek o 19.00 gramy z Rosą Radom jeden z najważniejszych pojedynków w rundzie zasadniczej. Słaba gra koszykarzy nie zwalnia nas z obowiązku wspierania WKS-u. Zapraszamy do wspólnego dopingu na sektorze K.

Houston, mamy problem?

admin

Baisse-rot-comicPrzegraliśmy trzeci mecz z rzędu, co z grubsza oznacza, że czas rozważyć ponownie ambicje na sezon zasadniczy.

Od 21. listopada 2014 wyjazd bilansowy Śląska Wrocław wynosi jedno zwycięstwo i sześć porażek.

Bilans po zatrudnieniu Vuka Radivojevicia wynosi trzy zwycięstwa i cztery porażki.

Łukasz Wiśniewski pomógł przy dwóch zwycięstwach i trzech porażkach.

Powodów do paniki może jeszcze nie ma, ale głównie dzięki wpadkom rywali, którzy wkładają sporo wysiłku w to, by nam za daleko nie uciec. Przed nami spotkania, które z kategorii “po prostu wygrać” urastają do rangi “trzeba wygrać”.

I nasza w tym robota, by Śląskowi w powrocie na dobre tory pomóc.

27.02, 19:00 - podejmujemy Polfarmex Kutno

07.03, 18:00 - jedziemy odwiedzić Żubra z Torunia

13.03, 19:00 - podejmujemy bezpośredniego rywala w walce o czwarte miejsce, Rosę Radom

Na mecze u nas - standardowo 10 zł za bilet na młyn. Otwieramy również zapisy na wyjazd do Torunia - koszt jeszcze nieznany, ale postaramy się, żeby zamknął się w kwocie 50 zł. Żeby zapisać się na mecze, zarówno we Wrocławiu jak i wyjazdowe, należy wysłać maila na adres kontakt@kosynierzy.info

Ciekawostka na deser - jest jeden zawodnik w składzie Wojskowych z bilansem sześciu zwycięstw i… zero porażek. Na parkiecie ostatnio widziany był w okolicach grudnia minionego roku.

Zielona Góra, 31.01.2015

admin

Dziwny to był mecz. Dziwny do tego stopnia, że chwilę zajęło, by się pozbierać i w końcu siąść do spisania relacji z wyprawy w lubuskie rejony.

Wyjazd z Wrocławia zaczęliśmy od opóźnienia i pomylenia drogi przez kierowcę. Szczęśliwie przyjęty zapas sprawił, że nie podtrzymaliśmy naszej tradycji i na hali w Zielonej Górze zameldowaliśmy się przed pierwszym gwizdkiem.

Niestety zameldowaliśmy się w dość skromnej liczbie - 43 osoby plus ekipa z KKN-u.

z17346220Q,Kibice-Slaska-ma-meczu-w-Zielonej-Gorze

Tutaj mała podpowiedź dla wszystkich ekip, które nas czytają, a planują wycieczki do Zielonej - miejscowi mają dziwnie nadgorliwy personel biletowy, który nabija paragon na podstawie listy wyjazdowej. Jeśli ktoś nie dotrze (np. pomyli kierunek i pojedzie do Czech), to nijak nie idzie przekonać, by niewykorzystane bilety wycofać. Uczciwie trzeba przyznać - całkiem skuteczny sposób na dorobienie i poprawienie statystyk.

Mecz - jako się rzekło - był bardzo dziwnym widowiskiem. Pod wieloma względami przypominał ubiegłoroczną sinusoidę, kiedy Śląsk powrócił z dalekiej podróży i doprowadził do dogrywki… w której już nie podjął walki. Teraz było podobnie, tylko już bez dodatkowych pięciu minut gry.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest, że mecz przegraliśmy głównie przez głupotę - głupie podania przez całą szerokość parkietu, problemy z podstawami kozłowania, czy nawet ze zwykłym złapaniem piłki podanej prosto w ręce. Było to do tego stopnia irytujące, że w najgorszym okresie towarzystwo na balkonie się zagotowało, a naszych milusińskich do boju zagrzewał dawno nie praktykowany okrzyk “Śląsku grać! k… mać!”

Ciężko teraz stwierdzić - ten okrzyk, “odpalenie literki”, która wyszła dobrze jak nigdy, czy może po prostu sportowa ambicja, ale coś sprawiło, że zaraz potem mogliśmy oglądać serię 21:0 dla Wojskowych. Niestety, zamiast rywala dobić, Śląsk wrócił do robienia głupot i oddał inicjatywę rywalom, którzy dowieźli zwycięstwo do końca.

Na pocieszenie - jeśli ograniczyć głupie błędy, to jesteśmy w stanie z takim rywalem na wyjeździe wygrać. Przed play offami to dobra wiadomość.

Na trybunach walki nie było. Miejscowi co prawda wypełnili dość szczelnie pojemne trybuny, ale na możliwości wokalne to specjalnie nie wpłynęło. Do czegoś mianem “dopingu” zerwali się raz przez całe spotkanie. Poza tym swój wysiłek ograniczyli do rzadkich gwizdów. Nasz doping był względnie przyzwoity z bardzo dobrym fragmentem, ze wspomnianą “literką”.

O niemrawości zielonogórzan niech świadczy brak jakiejkolwiek reakcji na drobną uszczypliwość względem ichniej tożsamości. A raczej jej braku.

Powrót

W drodze powrotnej udało się obalić komunę, ale przede wszystkim było sentymentalnie. Zaczynając od wspominania tabunu zapomnianych nazwisk pseudograczy, którzy przewinęli się przez nasz klub, po archiwalne znaleziska w sieci. Na trasie nie zabrakło klimatycznych opowieści z niższych lig i dalekich wyjazdów, ani przeglądu muzycznej klasyki. Było ciekawie.

We Wrocławiu meldujemy się około godziny 22.

100 lat!

Korzystając z okazji, że dziś - 8. lutego - swoje oficjalne urodziny obchodzi serce naszego zespołu, nie może zabraknąć najlepszych życzeń zdrowia, pomyślności i jeszcze jednego medalu na szyi.

radek-2004

Historia pewnej znajomości

M.C.

“Chłopaki są w agencjach towarzyskich” mawiał klasyk. Tym właśnie tropem postanowili pójść młodzi gniewni dżentelmeni z grupy H1.

b00849668e_1Nie od dziś wiadomo, że we Włocławku na próżno szukać sposobów na oderwanie się od szarej i długiej jak papier toaletowy rzeczywistości. Brak rozrywek na poziomie sprawił, iż kilku młodych chłopców powędrowało w miasto w poszukiwaniu przybytku oferującego uciechy cielesne. Niestety, również tego typu rozrywek stolica Kujaw nie oferuje więc nasi bohaterowie postanowili wyjechać za miasto. I tak oto, kierowani nawigacją, trafili do małego, równie nudnego miasteczka na południu Wielkopolski. Tam jednak, ku radości wycieczkowiczów, urządzenie wskazujące trasę jako punkt docelowy wyznaczyło adres “Kusocińskiego 1”. Na miejscu okazało się iż to jest to czego szukali. Żółto-Niebieska piwnica, w której panuje brak jakichkolwiek zasad. Pracownice zrobią dosłownie wszystko. Upodlą się byle byś dobrze zapłacił. Wracając do naszych zuchów… Ugoszczeni tradycyjnie po wielkopolsku, szczęśliwi i zadowoleni, w stanie nieważkości o pustych portfelach powrócili do domów.

Jednak w wielkopolskiej prowincji spodobało im się do tego stopnia, że odwiedzili ją jeszcze kilkukrotnie, za każdym razem chwaląc się tym całej Polsce. Kilka miesięcy później do tego stopnia wpadli w sidła miłosnej gry, że w myśl popularnego powiedzenia “Kto bogatemu zabroni?” postanowili Panie z Kusocińskiego zaprosić na “Usługi wyjazdowe”.

Słynna gościna “Na wyjeździe” miała miejsce 30.12.2013 roku. Chłopcy postanowili trochę przed dziewczynami poszpanować i zabrali je na mecz miejscowej drużyny koszykówki sponsorowanej przez zakłady azotowe, a następnie poszli w tango. Dosłownie.

tirowki_pracujace_przy_trasie_nr_16624395Spora ilość napojów wyskokowych oraz stan podwyższonej ambrozji sprawiły, że erotyczna fascynacja szybko przerodziła się w coś więcej. Kierowani uczuciami nie zwlekając zaproponowali dziewczynom chodzenie. Następnego ranka młode kojoty zastanawiały się jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Podobno niektórzy z nich woleli nawet odgryźć sobie rękę niż dać się usidlić wąsatej ostrowiance. Jednak jak przystało na dżentelmenów, danego dzień wcześniej słowa nie mogli cofnąć więc stwarzali pozory.

Łatwo nie było. Gdy raz pochwalisz się ludziom, że odwiedziłeś przybytek uciech cielesnych będą z Ciebie drzeć łacha przy każdej okazji. A zupełnym przegięciem jest związanie się z kobietą o szemranej przeszłości. Oj nasłuchali się chłopaki. Zwłaszcza od tych, którzy delikatnie mówiąc za nimi nie przepadają. I tak o to miarka się przebrała. Wczoraj rano za pośrednictwem wynalazku XX wieku oznajmili światu iż happy endu nie będzie. Ponoć, oprócz wstydu, głównym powodem było to, iż ostrowianki tak ciągnęły chłopców za kieszeń, że tym zabrakło kasy na inne hobby. Przez co choćby nie mogli pozwolić sobie na wymarzoną podróż na święto koszykówki we Wrocławiu przed kilkoma tygodniami.

My osobiście bardzo żałujemy takiego obrotu sprawy. Jesteśmy ludźmi z poczuciem humoru i lubimy gdy ktoś dostarcza nam sporą dawkę śmiechu. Bohaterowie naszej opowieści w ostatnich miesiącach byli dla nas nadwornym kabaretem.

Jednocześnie wyrażamy głęboką nadzieję na to iż długo singlami nie pobędziecie. Nawet Wam podpowiemy gdzie szukać nowych wrażeń. Mamy takie sąsiedztwo niedaleko Wrocławia. W Wałbrzychu konkretnie. Na pewno znacie. A skoro z dziwkami rok wytrzymaliście to i z brudasami dacie radę. Tylko nim gdzieś z nimi wyjdziecie zróbcie sobie koniecznie badania na obecność chorób wenerycznych, żebyście później wiedzieli na kogo zrzucić winę.