Wyjazd się odbył. Choć nie powinien. I w zasadzie w tym miejscu można byłoby zakończyć tę relację, ale że dawno nic nie pisaliśmy, to parę słów skrobnę, choćby dla zachowania wprawy.
Powody, a nie wymówki
Zacząć należałoby od przygotowań. Jeszcze na tydzień przed meczem optymiści szukali przestronnego busa na kurs do Słupska. Jednak tuż po zaklepaniu odpowiedniej liczby biletów niepoważne wymówki i poważne powody zaczęły wypływać jedna za drugą i liczba zrobiła się na tyle skromna, że po raz n-ty należałoby odwołać wycieczkę. Niestety, ale w bieżącym sezonie ciąży nad nami poważny choroba lokomocyjna, na którą zapadają nawet żelaźni wyjazdowicze, którzy z żadnych okazji do pozwiedzania nie zwykli rezygnować.
Ostatecznie decydujemy się na jazdę w dziewięć osób, dla ratowania honoru i wsparcia naszych milusińskich walczących o lepszą połówkę ligi i… ciekawsze wyjazdy.
Jazda, czyli ej ty
W zasadzie bez przeszkód, udało się nawet załapać na pamiątkowe zdjęcia, z przodu i z tyłu… do kolekcji brakuje tylko z profilu. Czasu starczyło nawet, by nabrać w płuca nieco jodu z Ustki i ulepić bałwana na piasku. Napędzani kradzionym (?) gazem meldujemy się w hali tuż przed pierwszym gwizdkiem, co jak na nasze standardy jest bardzo dobrym wynikiem.
Tutaj mała podpowiedź dla wszystkich ekip (a wiemy, że czytacie nas nie tylko we Wrocławiu, pozdrawiamy) - sektor gości w Słupsku ma dwie ceny. 25 zł, jeżeli przyjedzie się bez rekomendacji macierzystego klubu i 10 zł jeżeli takową się otrzyma.
Mecz
Spotkanie miało trzy akty. Akt I - Czarni jadą z nami jak z dziećmi we mgle. Akt II - udaje się nam bronić i atakować jednocześnie - dochodzimy gospodarzy na 5 punktów. Akt III - Urlep bierze czas, po którym następuje powtórka Aktu pierwszego, a żeby jeszcze bardziej nas pognębić center słupszczan trafia dwie trójki na czysto.
Trybuny
Dawno nas w Słupsku nie było (ostatni raz w kwietniu 2006 roku). Trzeba uczciwie przyznać, że doping - dawniej monotonny jak szum morza - znacznie się urozmaicił. Co jednak, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, zmniejszyło udział ogólny całej hali w dopingu, dzięki czemu nasza skromna grupa zaprawionych gardeł mogła często dawać o sobie znać. Na plus dla miejscowych należy też dopisać fakt chodzenia w barwach na mecze, czego u nas ciężko doświadczyć.
Po meczu zawodnicy podziękowali za wsparcie, a najsmutniejszą minę miał jak zwykle w takich przypadkach Radek Hyży. Nasz rudowłosy ulubieniec przeszedł zresztą chyba największe wahania nastroju, bo przy naszym wejściu na halę na jego twarzy pojawił się szeroki banan, którego niestety nie udało się utrzymać w trakcie meczu.
Powrót
Dla wożonych, to był głównie sen, by z rana w pracy przypominać coś więcej, niż worek kartofli. Gorzej mieli kierowcy, w szczególności B., który pobił chyba wszelkie rekordy. 100 km do Wrocławia, 477 do Słupska przez Ustkę, mecz, następnie 441 km do Wrocławia (meldujemy się po 5 rano) i kolejne 100 do domu (koło 8). A raczej do pracy na pełnych obrotach.
Zielona Góra
Do Zielonej Góry (sobota, 15. lutego) na pewno pojedziemy. Jeżeli ktoś chciałby dołączyć do naszej grupy wyjazdowej - pisać na kontakt@kosynierzy.info. Namyślać się należy już teraz, bowiem tzw. rekomendację należy uzyskać na tydzień przed meczem podając liczbę zainteresowanych.
Oczywiście, zainteresowani meczem w Orbicie z Rosą Radom (sobota, 01. lutego, 19:00) - również pisać.