kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Gorąco

admin

246615_10151377815766314_121590322_nTrzeba się jednak cieszyć, że natura nas nie rozpieściła na długi weekend. Gdyby na zewnątrz temperatury były bardziej letnie, to w Kosynierce bez cerat siedziałaby większość hali.

Obyło się bez nerwów z Prudnika i obgryzania paznokci. Śląsk już w pierwszej akcji meczu nurkował za piłką i agresję w grze utrzymywał w zasadzie do końca. 73:57, przyzwoita skuteczność i mecz w zasadzie bez historii. Torunianie albo się wystraszyli, albo najzwyczajniej zabrakło im pary.

Dwa zwycięstwa na swoim terenie wyczarowały kibiców SIDEnu. Skąd się wzięli, to dla nas prawdziwa zagadka, bo w samym Toruniu rozśpiewanej ekipy nie uświadczyliśmy. Można teraz jedynie obstawiać, czy takowa przetrwa do następnego sezonu.

Dla nas powrót do starej świątyni był okazją, by nadrobić zapomniany element pożegnania Kosynierki. Wśród nazwisk skandowanych zabrakło przez nieuwagę Jerzego Świątka - za to pominięcie bijemy się w pierś i pana Jerzego przepraszamy.

Regeneracja gardeł będzie wyjątkowo krótka - finały startują w niedzielę (godzina 20:00), mecz numer dwa w poniedziałek (godzina 19:00). Oba w Orbicie. Chętni, by razem z nami stanąć w młynie mogą się zgłaszać jak zawsze pod adresem kontakt@kosynierzy.info

Przypadek beznadziejny

admin

_DSC2673Kibice tak jak ludzie - są różni. Jedni chodzą na mecze pooglądać widowisko sportowe, inni “bo wypada”, są i tacy, co widzą w klubie namiastkę bóstwa i mecz przeżywają duchowo. Wszędzie trafiają się przypadki skrajne i jednym z nich jest B.

W jego osobie, przypadek skrajnie beznadziejny należy traktować jako pozytyw, bo gość zasługuje na uznanie i jeżeli jest jakiś powód, dla którego nasi zawodnicy w środę powinni wypruć z siebie flaki, to przykład B. nim jest.

Zawsze pod górę

Są wśród nas tacy, którzy zawsze mają pod górę z jednego prostego powodu - nie mieszkają we Wrocławiu. Dla nich każdy mecz to wyjazd, a jak wyjazd to koszty i czas do poświęcenia. B. do Wrocławia ma około 90 km. 180 km w obie strony. A na meczach jest częściej niż wielu wrocławian mieniących się kibicami Śląska.

Rajdowiec

Do Torunia wyjechaliśmy w sobotę po 10. Siedem godzin w podróży, 2 godziny wysiłku podczas meczu (kto nie wierzy, niech spróbuje zdzierać gardło z nami), kolejne siedem powrotu. Większość w łóżkach zameldowała się jeszcze przed trzecią rano. B. o trzeciej mógł się zameldować, ale na Dworcu Głównym PKP. W rodzinnej miejscowości zameldował się po 7 rano.

Po 12 był już we Wrocławiu jako kierowca w bolidzie do Torunia. Kończąc tę przydługą wyliczankę - swój maraton zakończył po 2 rano w domu.

Czapki z głów

**Nie potrzebujemy motywujących filmów. Motywacją jest dla nas Śląsk sam w sobie, który potrafi napędzić lepiej niż zgrzewka red bulli. Pora, by wszyscy to zrozumieli.

Dramat w pięciu aktach

admin

kurwa-mac-misiekEkipa 13 szalonych rajdowców (którzy na wpół żywi zdecydowali się ponownie zaliczyć tournee po Polsce) w chwili pisania tych słów wciąż w drodze powrotnej, więc na relację trzeba będzie jeszcze poczekać. Nie ma jednak co czekać z wnioskami. Tu czas zacząć się bać.

Duch Kosynierki

Hali przy Mieszczańskiej tak szybko nie pożegnamy. Przed tygodniem był nokaut, który nie zapowiadał dramaturgii, ale dramat na parkiecie w Toruniu pokrzyżował plany. Rok temu opisywaliśmy historię spotkań z nożem na gardle w wykonaniu Śląska. Do tamtego bilansu można dziś dodać mecz z Prudnika i mamy kompletny artykuł na dziś. My chyba po prostu lubimy mieć pod górkę.

Rok temu Prudnik wyzwolił nieprawdopodobną reakcję łańcuchową, nagły zryw w narodzie i dwa najpiękniejsze tygodnie w życiu większości z nas. W środę będzie déjà vu? Oby.

Do młyna!

Bilety standardowo - pod adresem kontakt@kosynierzy.info dla tych, co chcą w środę o 19:00 stracić gardło.

Toruń, 27.04.2013

admin

IMG_9686Pokarało nas. Rok temu zabufoniliśmy jadąc do Ostrowa nieprzygotowani na wariant, że dzień później trzeba będzie jechać ponownie. Wczoraj SIDEn Toruń nas za to pokarał. Oby bez powtórki dzisiaj.

Nagonka

Naród bogaty nie jest, co odbiło się wyraźnie w kalkulacjach jechać, nie jechać, oszczędzać na Krosno/Kutno. Nagonka medialno-internetowa nieco podreperowała naszą liczbę, ale prawda jest taka, że jak na półfinał, to było słabo - 35 osób, plus kilka, może kilkanaście znajomych twarzy z Wrocławia siedzących przed nami. Mogło (i powinno) być lepiej, ale tuż przed wyjazdem parę osób wypadło.

Z nagonkami różnie bywa. Zwykle trafiają się osoby strasznie nieogarnięte, które w autokarze sprawiają więcej problemów, niż pożytku. Tym razem mieliśmy szczęście, bo każdy dał z siebie wszystko i aż dziw, że nie udało się tych osób zwerbować wcześniej. Nauka z tego taka, że jak ktoś ma w sercu Śląsk, to nie powinien chować się po kątach, tylko śmiało uderzać na nasz sektor i z nami na wyjazdy.

O jedną myśl za daleko

Kunktatorstwo potencjalnych wyjazdowiczów skłania do refleksji, czy hala w Krośnie/Kutnie nie okaże się dla nas za mała. Ciśnienie na mecz, w którym prawo gry musimy sobie dopiero wywalczyć, już teraz czuć spore. Oj będzie selekcja konieczna… i nagroda za obecność wcześniej.

Anegdot ci u nas dostatek

Do bogatej kolekcji historyjek, którymi raczono świeżaków, będzie można dołożyć sporo nowych, z samego wyjazdu do miasta Kopernika. K. to sknerus nad skneruse, ale sposób P. na zaoszczędzenie zaskoczył nawet jego. Spotkanie ze średnio przyjazną, jak i drugą, bardzo przyjazną ekipą niektórym również zapadnie w pamięć. Pan (gdybym był pan, to byś u mnie pracował) Franek, kierowca tira z Gdańska, najpierw podejrzewał nas o próbę włamu, by płynnie przejść do ciekawej rozmowy o koszykówce. Panie B. i M. zapewne długo będą wspominać niekończące się komplementy, ale pamiętnych historyjek było więcej.

Po meczu złość w żyłach sięgała zenitu, a żeby było weselej, na wyjeździe kierowca dostał mandacik za zbyt wysoki autokar (milicjantce nie szło wytłumaczyć, że znaki w przeciwną stronę nie ostrzegały o wysokości, a skoro autokar wówczas się zmieścił, to naturalne że z powrotem również powinien).

We Wrocławiu zameldowaliśmy się około 2:20.

Mecz

Doping w Toruniu nie istniał. Nie licząc oklasków, wstania z miejsc pod koniec i krótkiego “defence” w ostatnich sekundach meczu, to w Toruniu było jakby bez kibiców gospodarzy. Z naszej strony doping musiał się podobać, sądząc po minach odwracających się w naszą stronę gęb, jak i reakcji zawodników, którzy zawrócili z szatni, by wejść na trybuny i podziękować za wsparcie.

Długo się zastanawialiśmy co się stało w tej ostatniej minucie meczu. Czemu Kikowski czekał tak długo z oddaniem rzutu i dlaczego wykonał go niemal metr przed linią przez ręce. Dziwnych akcji było zresztą sporo, chyba z cztery, czy pięć strat to wybicie piłki z kozła; nie brakowało podań do nikogo, czy akcji granych “na pałę”. O rzutach na modłę “a se jebnę” już nawet nie chce się mówić, bo to nasza zmora przez cały sezon.

Wydaje się, że zabrakło koncentracji, a pewność siebie po zdemolowaniu rywala w meczu numer dwa za bardzo uderzyła do głowy.

Trzeba dziś poukładać wszystko na odpowiednie tory i po prostu wygrać. Gardła nie zniosą dłuższego maratonu.

Dlaczego warto jeździć?

admin

img_7483-maleCzytając pamiętnikowy wpis z Fana zadałem sobie pytanie: dlaczego jeździmy na wyjazdy? Pytanie niby proste, ale jakby rozpytać wśród jeżdżących, to można oczekiwać różnych odpowiedzi. Są tacy, którzy… jeżdżą tylko na wyjazdy, na mecze u siebie nie chodzą. Zdarzały nam się absurdalne sytuacje, że łatwiej było zebrać autokar na wyjazd niż połowę jego pojemności w młynie u siebie tydzień później, czy wcześniej.

Odpowiedzieć na tytułowe pytanie można w sposób górnolotny - że prawdziwy kibic, to taki który jeździ na wyjazdy, bo to żadna sztuka poświęcić chwilkę na mecz i drobną kwotę na bilet u siebie. Wyjazd to już koszty za transport i na ogół “stracony” cały dzień (albo i dwa, jeżeli trzeba odchorować). Poświęcenia z pewnością nie żałuje M., która na finał do Ostrowa pojechała dzień przed maturą. Zresztą, udała się na nią prosto z Rynku, po świętowaniu awansu. Nie wiem, czy to adrenalina, czy czysty geniusz, ale zdała.

Powodów jednak jest więcej. Nic tak nie zapada w pamięć, jak czysta nienawiść w oczach rywali, którzy taką wobec nas odczuwają. Jak rodzice uczące małe dzieci pokazywać środkowy paluszek. A potem gasnący żar w oczach po przegranej miejscowej drużyny. Z czasem w ogóle pamięta się głównie wyjazdy, których z definicji zalicza się mniej niż spotkań u siebie.

Wesoły autokar, zawiązanie przyjaźni, to oczywiste oczywistości. Oprócz nich, to głównie na wyjazdach debiutują w naszym gronie melodyjne hity, które królują później na wielu spotkaniach. Jak chociażby “literka”, czy “za rok, a może dwa”.

Można też poprawić swoją znajomość geografii Polski, przekonać się o stanie dróg, porozmawiać z zawodnikami, czy… zaklepać miejsce w autokarze na co lepsze mecze.

Np. finał.