kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Gra o tron

admin

gotPrzed nami… święta. Dość nietypowe, ze względu na pogodę. Jeżeli mrozy nie odpuszczą, to na dyngusa woda zamarznie, zanim opuści wiaderka, a dzieciaki na podwórkach zamiast wojen na wodne bomby będą rzucać się śnieżkami.

Święta, święta, a po świętach wystartuje decydująca faza sezonu, czyli Play Off. Niestety, nie ziści się marzenie H. i nie będziemy mieli okazji świętować awansu na ostrowskiej ziemi - Stal w tym roku nie wykupiła awansowała do ćwierćfinałów. Smakiem muszą się obejść również ci, którzy liczyli na szansę odprawienia pruszkowskich miłośników słodyczy, geografii oraz łaciny.

Ćwierćfinał

Wikana Start Lublin, to rywal o tyle niewygodny, że… daleko. W sezonie zasadniczym nie udało się Lublina odwiedzić, głównie ze względu na nagłe przesunięcie dnia rozgrywania meczu na piątek. Tym razem takie ryzyko nam chyba nie grozi, więc może uda się nadrobić zaległości w wycieczkach krajoznawczych.

Początek rywalizacji we Wrocławiu - 6 oraz 7 kwietnia. Lublin 13 oraz ew. 14 kwietnia. Gdyby doszło do trzęsienia ziemi i konieczny był piąty mecz, zostanie rozegrany 17 kwietnia we Wrocławiu.

Półfinał

Nie należy co prawda dzielić skóry na niedźwiedziu, warto jednak z wyprzedzeniem poznać terminarz, by w razie potrzeby zaklepać sobie dni wolne w kalendarzu. W przypadku naszego awansu do tej fazy rozgrywek, w dniach 20 oraz 21 kwietnia rozpoczniemy półfinały we Wrocławiu przeciwko zwycięzcy pary SIDEn Toruń - Spójnia Stargard Szczeciński. Jest zatem nadzieja na mecz z rywalem, który nas nienawidzi. Wyjazd czeka nas w dniach 27 oraz ew. 28 kwietnia. W razie konieczności, na mecz numer 5 zaplanowano termin 1 maja.

Poprawka:

Czujny czytelnik zwrócił w komentarzu uwagę, że tabela PZKosz zawiera błąd - i w ew. półfinale zagramy przeciwko komuś z pary: SIDEn Toruń - Sokół Łańcut.

Finał

Do finału jeszcze bardzo daleka droga, jeżeli jednak uda się do niego dobrnąć, to igrzyska rozpoczniemy 4 i 5 maja we Wrocławiu. Rewanż 11 oraz ew. 12 maja na wyjeździe. Piąty mecz 18 maja.

Ewentualnym rywalem będzie ktoś z listy: MKS Dąbrowa Górnicza, AZS Kutno, Sokół Łańcut, albo nasz ostatni rywal MOSiR Krosno.

Krośnieński zespół startuje z miejsca 7., co może szokować patrząc na opór jaki nam stawili w sobotę. Niech to zatem będzie przestrogą, że lekko, łatwo i przyjemnie nie będzie, o każde zwycięstwo trzeba się będzie bić, a gra o tron… czyli awans, dopiero się zaczyna.

Kij z rywalem

admin

sidenAr­mia ba­ranów, której prze­wodzi lew, jest sil­niej­sza od ar­mii lwów pro­wadzo­nej przez ba­rana - cytat z Napoleona jak ulał pasuje do naszego najbliższego rywala. Toruński SIDEn zajmuje obecnie zaledwie piątą lokatę; zaledwie, bo przed sezonem ekipa ze Szpyrką, Żytko, czy Baryczem w składzie wydawała się głównym rywalem do awansu. No, ale skoro do zwycięstw miał prowadzić EuGeniusz…

Kijewski trenerem w Toruniu już jednak nie jest, a jego byli podopieczni złapali wiatr w żagle. W niedzielę w Kosynierce będzie można zobaczyć bardzo zmotywowanego rywala.

Wygrać… ale po co?

W środę w Poznaniu paru pierwszoplanowych zawodników miało wolne. Lukę po nich starali się wypełnić rezerwowi, a w rolę rezerwowych wcielili się młodzi: Sanny, Skorek, Nizioł oraz Kliniewski.

Mecz został przegrany, w słabym stylu, żeby nie powiedzieć żenującym. Czy to powód do zmartwień? Biorąc pod uwagę, że pierwszoplanowe mieli spełniać grający na co dzień rolę zadaniowców, to nie. Bez takich spotkań ci zawodnicy będą tracić na wartości - wychodzenie na 2-3 akcje w meczu zabija pewność siebie, a nawet świadomość własnych braków. Dobrze by było przywrócić chłopaków “do pełnej sprawności” przed play-offami.

Osobny akapit należy się najmłodszym. Dobrze, że mogli posmakować atmosferę pierwszej drużyny, a dwóch z nich nawet liznęło parkiet. Ważniejsze jednak, żeby to nie był jednorazowy wyskok. Żeby za kilka lat nie obudzić się - jak to bywa w polskim zwyczaju - że mamy dorosłych, wiecznie młodych, zawodników bez ogrania, z którymi nie wiadomo co zrobić. I trzeba ściągać Hughesów, Colsonów, albo innych Earlów.

Do hali!

W niedzielę o 19, w Kosynierce, WKS Śląsk Wrocław vs Polski Cukier SIDEn Toruń. Standardowo pod adresem kontakt@kosynierzy.info można zgłaszać się po bilety na nasz skromny sektor.

Zapowiedź Play Off

admin

slask-kutno-v2AZS Kutno. Na dźwięk nazwy tej drużyny raczej żaden z kibiców polskiej koszykówki nie poczuje dreszczy na plecach. To nie Anwil, Prokom, ani Stal. To nawet nie Znicz Pruszków. Historia, historią, jednak na dzień dzisiejszy to właśnie ten rywal powinien zwiększyć dawkę adrenaliny we krwi.

Główny konkurent

Zespół z Kutna to w tej chwili rywal numer jeden w walce o upragniony awans do ekstraklasy. Solidny, złożony z niezłych zawodników, pod wodzą trenera, który wie o co chodzi w koszykówce. AZS ma też za sobą jedną z głośniejszych i szczelnie wypełnianych hal w pierwszej lidze. Łatwej przeprawy mieć nie będą, ale jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to w maju zobaczymy się w finale.

Niedzielny pojedynek będzie ważny z czysto psychologicznego punktu widzenia.

Rewanż

W Kutnie wojskowi wygrali nadspodziewanie wysoko. Potem był mini-rewanż w półfinale Pucharu PZKosz, ale jakoś ciężko jest traktować tamten wynik w pełni serio. Niemniej - Śląsk powinien chcieć udowodnić swoją wyższość i potwierdzić, że porażka z końca grudnia, to zwykły wypadek przy pracy. Z drugiej strony wicelider tabeli będzie zmotywowany, by udowodnić coś zupełnie przeciwnego.

Będą emocje?

Wrocławska publika może w tym sezonie czuć… lekki niedosyt. Bo niby lejemy wszystkich, ale emocji przy tym żadnych. Powyższe punkty gwarantują, że w niedzielę powinno być inaczej. Naprzeciw siebie staną dwie ekipy, które mogą pokazać przedsmak walki na miarę playoff. A te już za miesiąc.

Chętni, by do nas dołączyć na sektorze tradycyjnie prosimy dać znać na adres kontakt@kosynierzy.info

Kozaki z Mazowsza

old school good style

Wstępnie.

Śląsk przegrał w sezonie 3 mecze – z Anwilem, z Kutnem w pucharze, oraz ze Spójnią inaugurację 1. ligi. Mecz ze Zniczem, który odbywał się w Orbicie, miał być więc okazją do śrubowania rekordu wygranych na tym poziomie rozgrywek. Klub zapowiadał, że na trybunach pojawi się kilka postaci związanych mniej lub bardziej w przeszłości (a może w przyszłości?) ze Śląskiem, co miało być dodatkowym bodźcem dla kibiców do pojawienia się przy Wejherowskiej. Trzeba jednak zauważyć, że byli gracze/trenerzy zawsze są obecni, czy to w Kosynierce, czy też Orbicie (np. w niedziele trenerzy/zawodnicy Zyskowski i Turkiewicz) natomiast nie wiem, kiedy ostatni raz we Wrocławiu był Raimonds Miglinieks, a ze łzą w oku zaobserwowano jego obecność. Czy obecność znamienitych gości podziałała? Chyba tak…

Połówka o 14:00.

Hala Orbita zapełniła się niemal w komplecie. Rzecz w tym, że jedynie jej połowa była udostępniona dla kibiców. Pewnikiem względy ekonomiczne o tym zdecydowały, bo o ile frekwencja na meczu z Anwilem była taka jak być powinna, to spotkania ze Stalą, AZS-em Szczecin już takie wesołe w tym temacie nie były. Podobny zabieg stosowany jest na meczach piłkarzy ręcznych, a czy na koszu w ostatnich latach również? W roku 2005 podczas spotkań o miejsca 5-8 z Astorią i Wisłą/Unią nie pamiętam, czy było właśnie tak jak wczoraj, czy po prostu “najwspanialsza w Polsce wrocławska publiczność” tak licznie się stawiła na tych niezwykle ważnych meczach, ale frekwencja była wówczas gorsza niż w niedzielę. Tym sposobem połowa trybun była przesłonięta starą sektorówką. Oczywiście przywołało to wspomnienia z przełomu wieków…

Kac Wrocław.

Mecze w niedziele z założenia są dla mnie złe, a mecze w porze obiadowej (albo i śniadaniowej…) są jeszcze gorsze, ale po kolei. Niedawno trenerzy Jankowski i Chudeusz zaaplikowali zawodnikom dość intensywne treningi, czego efektem były nad wyraz** “ciężkie nogi” naszych graczy. Do tego ambitna postawa graczy Znicza sprawiła, że w trzeciej karcie mogliśmy zacząć się zastanawiać przez chwilę, czy po meczu dopiszemy sobie 1 zamiast 2 punktów. Podobnie było podczas meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza, z tym że rywal z zagłębia usadowił się w górnej połówce tabeli, natomiast od graczy Znicza powoli oddala się perspektywa uczestnictwa w dalszym etapie rozgrywek. W naszych szeregach znakomita większość zaaplikowała sobie intensywne… efektem, czego były dość **“ciężkie głowy” i nad wyraz osłabione organizmy. Chyba już zaczyna się myślenie o play offach…

Chłopaki z Żylety

Gdybym nie stał 3 metry od zaistniałej sytuacji nie uwierzyłbym, bo zdarzenie stricte z kategorii fantasy, że sam mistrz Tolkien by się nie powstydził. Pewien dżentelmen z Pruszkowa, starszy wiekiem jegomość, zagadnął naszą koleżankę jakoby “znała chłopaków z Żylety”. Nie wiem czy dama zareagowała tak bo ja bym na pewno to uczynił, ale nieco zdezorientowana przyprowadziła ów Pana do nas. W krótkiej rozmowie z kolegą wydającym się jej najbardziej kompetentnym do takowej, wyraził on prośbę o krzyknięcie “czegoś” do kończącego karierę Dominika Czubka pamiętającego czasy “wielkiej Mazowszanki”. J. z uśmiechem od ucha do ucha poinformował, że to raczej nie przejdzie… Nie mniej jednak gratulujemy Dominikowi Czubkowi pięknej kariery usłanej wieloma sukcesami, jak i wiernością klubowi z Pruszkowa.

Złotousty.

Nagroda za wypowiedź dnia wędruje do Michała Gabińskiego za szczerość i zdrowy osąd postawy swojej i kolegów po meczu podczas “przybijania piątek”. Nie zacytujemy bo i tak zbyt dużo przeklinamy o czym poinformował nas ojciec jednego z młodocianych kibiców

Goście, goście.

Po 10 latach (bez 2 miesięcy) we Wrocławiu pojawili się kibice z Pruszkowa. Najważniejsze pytanie jakie sobie niektórzy zadawali, brzmiało czy wzięli korepetycje z matematyki i podstawowych zasad savoir-vivre’u. Tak, wzięli. Potrafią policzyć do 8, a więc pierwszą klasę zaliczyli, zachowanie wzorowe, grzeczni i cichutcy. (Tłumaczę i objaśniam tęgim umysłom, że nie chodzi mi o momenty kiedy wbijali się ze swoim dopingiem w naszą ciszę) Zupełnie inni niż w Pruszkowie. Może cywilizacja uszlachetnia?

13.02.2013, Dąbrowa Górnicza

admin

285741_396794473750280_102159778_n13.02, środa, godz. 19 - termin byle jaki, ale w związku z tym, że mecz dla nas ważny, to zbieramy się w 15 osób (jak się nagle okazało w 14) i trzema bolidami z różnych części miasta wyruszamy w kierunku Dąbrowy Górniczej.

Pogoda jak termin, byle jaka, ale jak na takie warunki nawet szybko udaje się dojechać do autostrady. Po kilkunastu kilometrach w jednym z bolidów psikusa postanawia sprawić silniczek od wycieraczek, które to stanęły w miejscu i żadne próby reanimacji nie pomagały. Tak więc, jak łatwo się domyśleć, widoczność przez przednia szybę była zerowa i tutaj szacun dla kolegi W., który to z małym wsparciem, postanowił w tak ekstremalnych warunkach jechać dalej. Musieliśmy się zatrzymywać na każdej stacji w celu umycia przedniej szyby oraz wykonania różnych zabiegów, które to miały ożywić wycieraczki. Niestety bezskutecznie. W tak oto ekstremalnych warunkach meldujemy się pod halą MKS-u na kilka minut przed meczem.

Długa kolejka do kas pozwala myśleć, że całkiem ładna i nowoczesna hala będzie zapełniona. Jak się okazało na miejscowej publiczności nie zrobiło wrażenia, że przyjeżdża legenda polskiej koszykówki i ledwo zapełnili dolne sektory. Doping: jak na nas uważam całkiem przyzwoity, co potwierdził miejscowy spiker, który po próbach rozruszania dąbrowskiej publiki spotkał się tylko z naszym odzewem, czego też nie omieszkał skomentować - coś w rodzaju: oni mogą, a my co?

Miejscowa ekipa to może kilkanaście osób w barwach plus bęben. Doping w 90% skupiał się na znanym i lubianym w pewnych kręgach “defense klap klap klap”.

Mecz zacięty od początku do końca. Nie było chwili oddechu w postaci 20 punktowej przewagi, do której to zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mogę śmiało stwierdzić, że jeden z trudniejszych do tej pory. Nie zmienia to jednak faktu, że wygraliśmy, bijając przy okazji “rekord wszech czasów” 22 zwycięstwem z rzędu.

Po meczu tradycyjnie już szkocja, kto wygrał mecz?, piąteczki z zawodnikami połączone z wzajemnymi podziękowaniami. Wyjście z hali opóźnia nam ochrona, która to na polecenie miejscowych służb mundurowych odprowadza nas do samochodów czekając tam przez chwilę w nadziei, że będą mogli z nami podjechać do granic miasta. Ochrona w ogóle stanowiła ciekawą zbieraninę, przewrażliwioną jakby przybyło stado Hunów i reagującą nawet… na niezadowolenie z decyzji sędziego.

Powrót zaczęliśmy od całkiem zabawnej sytuacji: otóż nawigacja w jednym z bolidów postanowiła poprowadzić nas w mazowieckie pomimo, że mecz z drużyną z tamtych rejonów dopiero parę dni później i to u nas. Szybko jednak zastępujemy elektronikę zdrowym rozsądkiem i kierujemy nasze bolidy w odpowiednia stronę.

Po drodze wspólna “dietetyczna” kolacja w jednej z przydrożnych restauracji, uzupełnienie zapasów na drogę w sklepie na stacji, wojna na śnieżki, w której to zwycięża przez nokaut załoga bolidu bez wycieraczek.

W spokojnym powrocie do domu pomogły nam czary w postaci niewidzialnej wycieraczki, którą to w końcu udało się kupić za niemałe pieniądze w wyżej wymienionym sklepie na stacji. Fakt ten utwierdził nas tylko w przekonaniu, że normalne wycieraczki wcale nie są potrzebne.

Cali i zdrowi meldujemy się po 24 we Wrocku, ostatni bolid dojeżdża do domu również w dobrej formie jak wnioskuję po 1 w nocy.

Relacja autorstwa P.