kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Ostrów Wielkopolski, 19.02.2011

admin

Relacje naocznych świadków, z różnymi punktami widzenia, spływają nieustannie. Po raz kolejny okazuje się, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie… ale po kolei - czas spisać wrażenia z wizyty na wielkopolskiej ziemi.

Wyjazd

W punkcie zbiórki niemal wszyscy meldują się grzecznie przed czasem. Jedynym spóźnialskim okazuje się… niżej podpisany. Honor uratował organizując na szybko brakujący ekwipunek. Z tego miejsca jeszcze raz podziękowania dla pana Leszka Oswalda, bez którego nie byłoby to możliwe. Dziękujemy!

Na szczególne wyróżnienie zasługuje też kolega K., który na wyjazd przyjechał prosto z Berlina. Pędził jednak tak zapamiętale, że niewiele brakowało, by pierwszy postój wesołej kompanii został zaliczony… jeszcze w obrębie stolicy Dolnego Śląska. Później jednak towarzystwo okazało się bardzo zdyscyplinowane i widać było, że każdemu zależy by na meczu stawić się na czas. Tradycyjne punkty kontrolne zostały więc jedynie “odhaczone”, jeszcze szybka przejażdżka taczkami po stacji benzynowej i… meldujemy się na Kusocińskiego dobre 45 minut przed meczem. Rekord!

Z samej podróży warto odnotować czułe przywitanie z przewoźnikiem, który wyraźnie się za nami stęsknił oraz wyprzedzenie na trasie… autokaru z zawodnikami.

Na miejscu odbieramy 62 bilety, wykorzystując… 61. Jedna sztuka stwierdziła, że jest za zimno, i zamiast tracić zdrowie na meczu, woli się przespać w ciepłym autokarze.

Mecz na parkiecie

Widać, że chłopaków zmotywował nasz przyjazd. Już od pierwszego gwizdka młodzi zawodnicy WKS-u rzucili się do walki o każdą piłkę i nadawali ton rywalizacji. Gdyby nie setki dziecinnych strat, to do szatni zeszlibyśmy z co najmniej 10-cio punktowym prowadzeniem, a tak wynik _minus trzy _budził wyraźny niedosyt. Swoje zrobiły też dziwne gwizdki: nieodgwizdane kroki (albo odgwizdane… z kosmosu), czy ewidentne wyjścia na aut aż raziły po oczach. A samych siebie “sprawiedliwi” przeszli w drugiej połowie spotkania przyznając faul niesportowy Zyskowskiemu. Za co? No właśnie… za co?

Im dalej w las, tym większy efekt deja vu - rywal w trakcie trzeciej kwarty łapał swój rytm, by dobić zmęczony Śląsk w ostatniej odsłonie. Różnica w stosunku do derbowego pojedynku była taka, że chłopaki podjęli jeszcze rękawicę. Wiele już jednak nie zdziałali.

Nie lubię sloganu o “ładnej porażce”, trzeba by jednak być sadystą, by wymagać zwycięstwa ekipy okupującej 13-tą pozycję nad wiceliderem. Zawodnicy zagrali na miarę swych możliwości, dodając walkę. Zaliczyli w ten sposób dwa mecze pod rząd pod silną presją… i nawet jeśli któryś z nich egzamin oblał, to nauka w las nie pójdzie i w dorosłym życiu się przyda. Tyle dobrego.

Mecz na trybunach

Trybuny w Ostrowie wypełniały się powoli, ostatecznie jednak hala była prawie pełna. Wrocławska grupa starała się rozwinąć skrzydła jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, ciężko było jednak konkurować z głośnikami dającymi po uszach nad głowami. Stal w tym czasie spokojnie wyczekiwała. To jednak chyba standard w każdym miejscu, że miejscowi dają wykrzyczeć się gościom, zanim na dobre zacznie się impreza…

Z tą różnicą, że Stal nas nie zakrzyczała. Dawno już nie słyszałem takiego poświęcenia własnych gardeł. Na “naszej” flance Stal była praktycznie niesłyszalna… z drugiej strony, podobnie mogło być i naprzeciwko. Tak jak ludzie siedzący w pobliżu naszego sektora skarżyli się “bo nie słyszymy naszych!”, brzmią tak też relacje postronnych z okolic stalowego młyna tyle, że z zamianą ról. Szkoda tylko, że nie udało nam się rozłożyć równomiernie sił. W czwartej kwarcie wyraźnie doping po naszej stronie siadł - nie z powodu wyniku, a zmęczenia gardeł właśnie. Stalówka zagrała akurat odwrotnie - na początku ospale, rozkręcając się na pełne obroty pod koniec.

Wynik pojedynku na głosy ogłaszam więc na remis, choć… pewnie nikt mi racji nie przyzna, tak z jednego jak i drugiego obozu przyznając sobie subiektywne zwycięstwo.

Widać też, że nasza krytyka ostrowskiego młyna zrobiła swoje - w sobotę zamiast tradycyjnego zagłuszania ((a tutaj to potrafią, oj potrafią.. aż człowiek własnych myśli nie słyszy)), żółto-niebiescy skupili się wyłącznie na dopingu, i nawet bębnem się nie zagłuszali. Widać chcieć, to móc.

Nie samym dopingiem człowiek żyje. Śląsk odkurzył sektorówkę wyciąganą w wolnych chwilach, oraz zaprezentował 30 świeżutkich machajek. Po drugiej stronie hali bez większej oprawy w trakcie spotkania, dopiero na sam koniec… przedwczesne odpalenie flar w towarzystwie żółtych flag. Za naszymi plecami też coś odpaliło, nie wiadomo kiedy i jak…

W trakcie meczu Stal zaprezentowała też pokaz skakania plecami do parkietu. To jeden z przykładów różnic kulturowych - gdzie w jednym regionie kręcenie głową oznacza nie, tak w innym może oznaczać tak. Dla mnie osobiście pokazanie pleców to łagodny przekaz co się myśli o zawodnikach, potocznie zwanych wkładami do koszulek. Jak widać, co kraj to obyczaj i inny odbiór tych samych gestów.

Po meczu

Jeszcze na dobre nie osiadła mgła, kiedy rozpoczął się festiwal wymiany uprzejmości z lewej na prawo, z prawa na lewo… rozpoczęty od “kto nie skacze, ten ze Śląska!”. Adwersarze nie pozostawali dłużni, odpowiadając cięższym kalibrem i tak nastąpiło odbijanie piłeczki. Muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałem CPJŚ, a przy Kusocińskiego szczególnie - gospodarze od kilku lat pilnowali swoich języków bardzo skrupulatnie.

Swoje dostał też… nieobecny na hali imć Agassi. Dlaczego on? Cytując kolegę drughiego: Zasłużył się przyjacielską a następnie szczerą postawą, odpowiedzialnością za swoje słowa i odwagą jakieś 2 lata temu podczas zgorzeleckiego MPKK.

Pod halą kilku wrocławian chciało przybić piątki z gospodarzami krzyczącymi coś o miłości. Ich intencje zostały w mig zrozumiane przez panów w niebieskich uniformach, którzy postanowili dołączyć do zabawy i wyściskać naszego kolegę. Zaprosili go nawet na poczęstunek w ciepłym pomieszczeniu… ale rachunku już nie zapłacili, zostawiając go wrocławianinowi. Taka ot, gościnność.

Po długim wyczekiwaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną w towarzystwie migającego autka… aż pod samą Kosynierkę. Na co się było tak trudzić? Trochę to też popsuło plany - na widok migających światełek wszystkie sklepy po drodze w mig się zamykały, więc nawet nie było po co się zatrzymywać. Zaopatrzenie udało się uzupełnić dopiero ok. 20 km przed Wrocławiem.

Pod Kosynierką zameldowaliśmy się przed 22… tymczasem kolega A. wciąż śpi.

W telegraficznym skrócie

admin

Nie udał się rewanż na Stali naszym zawodnikom - co było jednak do przewidzenia. Walczyli jednak dzielnie, i gdyby nie setki durnych, niewymuszonych strat oraz dziwne gwizdki (szczególnie w pierwszej połowie), to wynik mógłby być na naszą korzyść.

Na trybunach… chyba uczciwie będzie przyznać remis.

A na bardziej szczegółową relację trzeba będzie poczekać. Było ciekawie.

Cisza przed burzą

admin

Wydarzenia wokół meczu derbowego wywołały istną burzę na forach, w komentarzach i mediach. Eksplodował nam licznik odwiedzin na stronie, by… wszystko zgasło równie szybko, jak się pojawiło. Tymczasem już jutro WKS Śląsk Wrocław odwiedzi Ostrów Wielkopolski, by zmierzyć się z tamtejszą Stalą. Czyżby więc cisza przed kolejną burzą?

Skoro już temat wyjazdu poruszamy, warto przypomnieć sobie poprzednie. Nie będziemy sięgać zbyt głęboko, do czasów nam nieznanych, a jedynie do wyjazdów, które zaliczyła nasza skromna grupa.

W swojej historii KKK odwiedziło halę przy Kusocińskiego siedem razy. Bilans wyrównany, trzykrotnie wygrali wrocławianie, czterokrotnie gospodarze. Dwa z tych zwycięstw miały miejsce w ćwierćfinale rozgrywek o Mistrzostwo Polski - Śląsk w towarzystwie ponad setki kibiców zawitał do Ostrowa z bilansem 1:1 po meczach u siebie, by zakończyć rywalizację na terenie rywala na swoją korzyść. Nie muszę chyba dodawać, że wielu z nas te dwa wyjazdy wspomina niezwykle ciepło.

Później była jeszcze inauguracja sezonu 2008/09, gdzie grając bodaj szóstką zawodników Śląsk o mały włos nie sprawił niespodzianki w starciu - co tu ukrywać - ze znacznie mocniejszym na papierze rywalem. W kolejnym sezonie przyszło już nam spotkać się w lidze zwanej drugą. Skromna, bo czternastoosobowa grupka, cieszyła się ze zwycięstwa na wielkopolskiej ziemi. Bohaterem był Piotr “Barkley” Warawko, który podbił tym meczem nasze serca. Wielka szkoda, że w obecnym sezonie nie możemy cieszyć się jego grą.

Już jutro kolejny rozdział tej historii, obfitującej we wspomnienia - mniej lub bardziej burzliwe. Wyjazdy do Ostrowa mają już swoją tradycję i… specyficzne obrządki. Być może trochę tej magii sprawi, że gigantyczna odległość, jaka dzieli nasze zespoły w tabeli, na parkiecie będzie niezauważalna.

Jaka to melodia ? (2)

old school good style

Licznik odwiedzin bloga rośnie jak mi przekazał yanoo, a szczególną aktywność wykazują mieszkańcy Wielkopolski. Nie dziwne, skoro w ciągu tygodnia dwa bardzo ciekawe spotkania zaliczą nasi koszykarze. Wykorzystam to trochę i najzwyczajniej w świecie “wtrynię się” w gorący okres.

Kiedy pisałem poprzednią notkę miałem przygotowaną listę utworów muzycznych, na których wzorowane są pieśni stadionowe. Lista była całkiem znośnych rozmiarów. Pisana powiedzmy ze słuchu, czyli np. usłyszałem fanów FC. St Pauli śpiewających “coś”, a po jakimś bliżej nieokreślonym czasie oglądając film „Zakonnica w przebraniu” skojarzyłem, że tę melodie chyba gdzieś już poznałem. Zapisywałem sobie takie rzeczy na jakiejś kartce albo w telefonie, aby nie zapomnieć. Parę dni temu stwierdziłem, że nie ma chyba większego sensu bardziej rozbudowywać skromnej listy „Jaka to melodia”(2), z powodu o którym napiszę dalej. A więc podzielę się z mniej i bardziej oczywistymi pozycjami.

Zacznę od najbardziej oczywistej, znanej i powszechnie stosowanej, o czym zresztą informuje nas nawet wikipedia. Mowa o : „Guantanamera”. Tutaj wykonanie Julio Iglesiasa. Cytując notkę z Wikipedii : “Melodia refrenu “Guantanamery” bardzo często wykorzystywana jest ponadto w rymowanych przyśpiewkach piłkarskich kibiców”. Mam wrażenie, może i mylne, że nie ma kibiców którzy by nie wykorzystali tej melodii. Przykład wykonania -  Śląsk Wrocław albo też Wisła Kraków. Zresztą kto nie zna “Zawsze i wszędzie…” :)

Swego czasu jednym z hitowych filmów zamieszczonych w internecie, był ten na którym kibice Eintrachtu Frankfurt, dosłownie rzecz ujmując sprawili, że stadion ruszył się z ziemi. Chyba podobna sytuacja miała miejsce z kibicami Borussi Dortmund, z tym że pod nimi uginał się balkon. A teraz do rzeczy – frankfurtczycy podskakiwali rytmicznie do melodii pochodzącej z bajki - Pippi Langstrumpf. Tutaj oryginalna melodia. W Polsce wykorzystali to kibice np. Ruch Chorzów.

W poprzedniej notce udało mi się opisać wszystkie utwory wg nazwijmy to kategorii stylu muzycznego. W tej nie ma aż tylu przykładów, nie mniej jednak teraz skok jakościowy, bo kolejny utwór to „Hey Jude”, zespołu The Beatles, a właściwie jego refren. Nie mogę znaleźć wykonania wrocławskiego, ale udało się fanów australijskiego Sydney FC.

Kolejny przykład ponadczasowej muzyki zespołu The Beatles, tym razem z utworem “Ob-La-Di, Ob-La-Da”. Osobiście zawsze go będę kojarzył z serialem nadawanym przez Telewizje Polską na początku lat 90tych, który zaczynał sie oto w tem sposób.  Tutaj wykonanie oryginalne słynnej czwórki z Liverpoolu.  A tutajwersja tifosich AC Milan i jeszcze jedno z Włoch.

Szybki skok z Włoch do Warszawy i Krakowa, aby odsłuchać znanej i wykonywanej na wielu stadionach i halach pieśni zaczynającej się od słów „Moja jedyna miłość”. Legia Warszawa i Wisła Kraków. Długo się zastanawiałem, jaka to melodia. Na odpowiedź wpadłem przeglądając forum Wisły Kraków. Tak, tak, to “Amazing Grace”polecam się wsłuchać bo nie jest może to oczywiste, więc będę wdzięczny za poprawienie mnie. Chociaż do mnie to przemawia.

Obiecałem sobie ostatnio, że znajdę stadionowe wykonanie mojej ulubionej “For he’s a jolly good fellow”, o której pisałem ostatnio i udało się, a z pomocą “przyszyli” Wiślacy.

Podobnie jak z „Moją jedyną miłością”, bardzo zainteresowany byłem pierwowzorem pieśni “Wczoraj obiecałaś mi na pewno”, wykonywaną np. przez Stal Rzeszów czy też Wisłę Kraków. Dzięki wymienionemu wyżej forum Wisły poznałem ten oto link i wszystko stało się jasne.

Jednym z ostatnich kierunków, jakiego bym się spodziewał w czerpaniu wzorców melodii stadionowych były… kolędy. A jednak! I od razu mamy międzynarodowe grono. Bo któż nie zna “Jingle Bells”? Tutaj jakaś wersja, jedna z wielu. Kibice Panathinaikosu znani raczej ze słynnego “Horto magico” zaśpiewali to w ten sposób. Kolejną kolędą wykorzystaną na stadionach jest “Wśród nocnej ciszy”. Użyli jej np. kibice gdańskiej Lechii. To ja już teraz podpowiadam, że czeka na wykorzystanie melodia „Last Christmas”.

Ładnych parę lat temu przed meczami wrocławskiego Śląska z głośników leciał utwór „Kwiaty dla Śląska” nagrany przez “ParaWino”.  Było to również śpiewane przez wrocławian jeszcze w 2 albo 3 lidze, co sam pamiętam, niestety po raz kolejny nie mam nagrania. Nie mniej jednak, proszę się wsłuchać w : to – jak dla mnie sprawa oczywista. “Bella Ciao” to pieśń włoska,a więc i wykonawca włoski musi się znaleźć - AS Livorono oraz AS Livorno po raz drugi.

Jakiś czas temu w serwisie joemonster.org ukazało się oto takie wykonanie kibiców Ajaxu Amsterdam znanej piosenki Boba Marleya, którą to śpiewa w ten sposób. W sumie to Holendrzy bardziej towarzyszą śpiewem dźwiękom dochodzącym z głośników, aczkolwiek robi to dość dużo ludzi więc na mnie zrobiło to wrażenie.

Jeszcze raz podeprę się forum krakowskiej Wisły. „Tylko jeden klub” w wykonaniu Wiślaków to nic innego jak piosenka „Big big Word” znanej Emilli Rydberg. Natomiast pieśń nazwana przez kibiców Wisły „Parma” ma swój wzór w „Aquarela do Brasil”.

Całkowicie mi z głowy wyleciało coś o czym pisał drughi w swojej notce. Zacytuję kolegę “Na swoją modłę przerobiliśmy melodie piosenki Glorii GaynorI will Survive”, inaczej niż Hiszpanie z Malagi – rzecz jasna lepiej ;), a że jeden nasz kolega na meczu Śląska w Maladze (wygranym) był to może to potwierdzić ;).” Mogę się mylić ale chyba z tej melodii skorzystano w Ostrowie.

Kto pierwszy skorzystał z utworu Bonnie Tyler -” It’s A Heartache” niestety nie wiem. Nie mniej jednak, mamy w serwisie youtube bardzo ładne wykonenie kibiców Wisły Kraków i warszawskiej Legii.

Kończąc temat Wiślacki jeszcze jeden przykład wykorzystania pieśni patriotycznej. Na melodię 1 kadrowe taka oto piosenka wiślacka.

Jeśli po wykonaniu “Ob-La-Di, Ob-La-Da” fanów AC Milan klaskałem z uznaniem to po tym filmie oniemiałem z wrażenia. Może nie samego wykonania choć przyznać muszę iż świetne ale samego pomysłu aby wykorzystać Lambade.

Przedostatnia pozycja to znana powszechnie i kojarzona z Hiszpanią “Que viva espana” Manolo Escobara. Wykonanie np. Juventusu Turyn chociaż głowę dam sobie uciąć że słyszałem to w relacjach telewizyjnych, ze spotkań Realu Madryt.

Na koniec prośba. Jeśli ktoś zna oryginał albo może to jest oryginał specjalnie na cześć Diego to po proszę o informacje, aczkolwiek tę samą melodię słyszałem gdy jedna z włoskich florecistek odbierała złoty medal podczas Igrzysk w Atenach. Podobne wykonanie słyszałem z ust fanów AC Milan, oraz piłkarzy Juventusu cieszących się z któregoś mistrzostwa.

Tym sposobem moja lista się skończyła i mogę przejść do powodu, z którego raczej nie powstanie 3 część jakiej to melodii. Powodem jest zawartość tej oto strony. Znajduje się tam wiele oczywistości, ale można wyłuskać nie lada ciekawostki. Strona poświęcona głownie klubom angielskim, ale to już samemu polecam zobaczyć.

Kujcie, póki gorące

admin

Nie opadła jeszcze mgła w Kosynierce, kiedy do boju ruszyły zastępy fighterów klawiaturowych - ci do bani, tamci beznadziejni, a w ogóle to o kant dupy rozbić ten cały cyrk, pseudo-grajków i śmiesznych kibiców. Tak z jednej, jak i drugiej strony. Czasy się zmieniają, kluby powstają i upadają, a poziom “dyskusji” się nie zmienia.

Jest głośno, spod klawiszy sypią się okruszki, nawet vulcanowa magma dostojnie się poruszyła, choć oczywiście bez przesady. Starych odleżyn nie należy wystawiać na zbyt trudne warunki.

Poruszenie zauważyli również nasi przyjaciele z Ostrowa Wielkopolskiego. I chyba zapraszają nas na pomeczową kiełbaskę (a może w trakcie spotkania obsługa będzie przynosić na halę?). Z gastronomią, czy bez - plakat wyszedł im całkiem przedni, grafik zadbał nawet o napis w klubowych barwach. Chwali się to, bez jakiejkolwiek ironii biję ukłony.

Na kiełbaskę ma również chyba ochotę założyciel naszego niedzielnego rywala - wszak mecz na Lodowej bez giętej spod parasola, to mecz stracony. A właśnie w Hali Stulecia zapowiada początek reaktywacji/odbudowy/reanimacji Przemysław Koelner. Widać, że on najlepiej wie, że kuć trzeba, póki gorące. Mówią źle, czy dobrze - ważne, że mówią. Jest hype!

To jednak melodia przyszłości, kto wie co się do tego czasu stanie. Może któryś z kolegów nie wytrzyma nerwowo i zajdzie prezesowi za skórę na tyle, że ten się rozmyśli…? A może założą dach na Maślicach, na murawie wyłożą parkiet i zagramy na nowym stadionie? Kto to wie, kto to wie…

Tymczasem Stalówka spodziewa się nas w sobotę w liczbie 80-ciu głów. Byłby to chyba drugi wynik w naszej historii wyjazdów do Ostrowa, po ćwierćfinałowej batalii w 2008 roku (~115 osób)… ale nie wiem, czy nie za bardzo odważne te szacunki. Sam jestem ciekaw ilu nas w końcu będzie. Przekonam się pewnie dopiero w sobotę… bo któż z nas umie przepowiadać przyszłość?