kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

A miało być tak pięknie...

admin

Jestem zbyt młody, by pamiętać czasy, kiedy Wojskowi walczyli o laury w Kosynierce… Na szczęście wczoraj były derby.

Na ok. godzinę przed meczem w hali było publiki tyle, co średnio na meczu w poprzednim sezonie. O 16:30 Kosynierka była już praktycznie pełna, a ludzi przybywało i przybywało… Tłum napierający na bramy, połamana obręcz, ścisk jak w kurniku, rozpacz w oczach tych, którzy nie mogą wejść, głośny doping na długo przed pierwszym gwizdkiem i długo jeszcze po ostatnim, poparzone ręce od rac i mgła taka, że spod jednego kosza nie było widać drugiego, trybuny żyjące sportowym świętem, “Pasibrzuch”, wściekły tłum po spięciu między Kulonem i Koelnerem, z miejsca występujący w obronie naszego zawodnika - to zapamiętam szczególnie.

[caption id=”attachment_826” align=”aligncenter” width=”300” caption=”Sektor “za oknem””][/caption]

Przed meczem przeczytałem wspomnienia z Pamiętnika kibica, Romana Zielińskiego, w którym autor opisał jedno ze spotkań przeciwko Turowowi Zgorzelec w Kosynierce właśnie. Chciałem poczuć te emocje, to drżenie starych ścian i siłę tłumu, podczas derbowego pojedynku. Dziękuję Bogu - kimkolwiek on jest - że to nam było dane.

[caption id=”attachment_827” align=”aligncenter” width=”300” caption=”fot. wks.pl”][/caption]

Zabrakło tylko szału radości po zwycięstwie. Zamiast niego była gorycz, wściekłe słowa pod adresem każdego, kto na nie “zasłużył” i najzwyklejszy w świecie smutek oraz bezsilność. Gratulacje dla rywali, na parkiecie byliście lepsi.

I tylko szkoda, że tego potencjału, tych wrażeń i tej siły trójkolorowych trybun nikt nie chce wykorzystać, by poczuć magię awansu.

Derby Wrocławia pełne emocji

Masala

Usterki, brak miejsc, emocje, nieskuteczność - tak można w skrócie opisać mecz okrzyknięty:** ‘Wielkimi Derbami Wrocławia’**. Do rzeczy…

Zaczęło się nad wyraz zaskakująco, zmierzając pod halę o godzinie 16:25 rzucił mi się w oczy kompletny brak miejsc na parkingu. Pomyślałem: ‘O będzie pełna hala!’ i nie przeliczyłem się. Na halę wszedłem normalnie jako jeden z ostatnich. O godzinie 16:40 zamknięto bramy wjazdowe z powodu kompletu widzów. Pod Kosynierką **czekało około 200 osób. Nielicznym udało się sprytnie przedostać na halę forsując ogrodzenie. Jednak to nie koniec wrażeń przedmeczowych. Podczas rozgrzewki przydarzyła się pewna usterka, a mianowicie… złamała się obręcz! :] Z tego też powodu mecz rozpoczął się z prawie godzinnym opóźnieniem. Gratulacje należą się kolegom **P. oraz** Y **którzy na chwilę stali się gwiazdami widowiska, próbując naprawić ową obręcz.

Tak więc, spotkanie zaczęło się z dużym opóźnieniem jednak zdecydowany nadkomplet publiczności cierpliwie wyczekiwał do rozpoczynającego wielkie derby gwizdka. Kto oczekuje czysto sportowej relacji, może spodziewać się jej na innym portalu , ja natomiast skupię się przede wszystkim na tym co działo się na trybunach, a działo się wiele. Wraz z pierwszymi punktami zdobytymi przez Wojskowych w powietrzu pojawiło się konfetti. Zarówno przed meczem, jak i od początku spotkania doping wypełniał i rozgrzewał całą Kosynierkę. Oczywiście pojawiły się machajki, na oknach zaprezentowany został ‘pasiak’, a pomiędzy kwartami nad cały sektor powędrowała duża szachownica. Wojskowi również się przygotowali. Od pierwszych sekund widać było sportową złość i walkę do upadłego. Po pierwszej kwarcie przegrywali tylko jednym punktem, natomiast kolejną odsłonę spotkania wygrali pięcioma oczkami i po dwudziestu minutach na tablicy widniało zadowalające (choć bardzo skromne)** 28:24. Wielu z nas, mając na uwadze poprzednie kolejki, obawiało się trzeciej kwarty, w której Śląsk często sobie nie radził. Przegraliśmy ją 11:16, lecz jedno oczko straty po trzech kwartach dla nikogo nie było tragedią. Najgorsze jednak dopiero nadeszło. Porażający brak skuteczności, dziecinne błędy, zabójcze kontry zespołu zza miedzy i kwarta przegrana 8:28. Końcowy wynik: **47:68. Ambicji i waleczności odmówić graczom nie możemy, ale głupie straty, pchanie się najniższego zawodnika pod ręce (mierzącego 208cm) Niedźwiedzkiego, lub trójki odpalane jak popadnie, doprowadzały każdego z nas do białości. Jednak jedna sytuacja meczowa, zwiększyła nam ciśnienie jeszcze bardziej.** Jakub _‘Tato da mi miejsce w ekstraklasie’ _Koelner** podcinając nogi Jarka Zyskowskiego (co zostało przed żółte r… koszule) odgwizdany faulem właśnie na graczu WKK, zderzył się z biegnącym Norbertem Kulonem i na parkiecie doszło do spięcia oraz krótkiej wymiany uprzejmości pomiędzy zainteresowanymi. Pamiętając środkowy palec Jakuba Koelnera skierowany w naszym kierunku rok temu, nie pozostaliśmy dłużni, dosadnie prosząc o opuszczenie parkietu gromkim ‘pozdrowieniem’. Teraz drogi ‘wicemistrzu’ (za co on się dostał do tej kadry?), masz chociaż powód do pozdrawiania nas w sposób jaki tylko chcesz!

Tuż po końcowej syrenie odpalone zostało 9 ‘świecidełek’, co spowodowało ‘lekkie’ zadymienie przedstawione na zdjęciu poniżej. Dzięki temu też, wspomniany wcześniej Norbert Kulon został modelem sesji, podczas wychodzenia z chmury dymu ;)

Z tym też graczem, pomeczową rozmowę odbył kolega R., **nieco karcąc za grę w czwartej kwarcie i motywując przed meczem ze **Stalą Ostrów Wlkp. Norbert w imieniu całej drużyny, podziękował za doping i wiarę w zawodników, a także prosił o wsparcie w kolejnych spotkaniach. Zawodnicy mają parę dni na skupienie się i ciężkie treningi przez spotkaniem w ‘Krainie Kwitnącej Bulwy’, a my, postaramy się zmobilizować i odwiedzić kibiców Stali choć w takiej samej ilości jak rok temu.

Do pełni szczęścia brakowało tylko wyniku. Choć były emocje, walka o każdą piłkę i dobry doping, pozostał niesmak, bo co innego przegrać mecz punktem lub dwoma, a co innego 21 punktami. My jednak niezmiennie będziemy wspierać Wojskowych, bo tak jesteśmy wychowani, bo ‘my wierzymy** TYLKO** w Śląsk…’

Take it!

admin

Great moments… are born from great opportunity. And that’s what you have here, tonight, boys. That’s what you’ve earned here tonight. One game. If we played ‘em ten times, they might win nine. But not this game. Not tonight. Tonight, we skate with them. Tonight, we stay with them. And we shut them down because we can! Tonight, WE are the greatest basketball team in the world. You were born to be basketball players. Every one of you. And you were meant to be here tonight. This is your time. Their time? Is done. It’s over. I’m sick and tired of hearing about what a great basketball players the WKK have! Screw ‘em! This is your time!

Now go out there and take it!

Anwil zawsze drugi !

old school good style

Przed paroma minutami skończył się w Gdyni finałowy mecz Pucharu Polski, w którym zagrały drużyny Anwilu Włocławek i Polpharmy Starogard Gdański. Kilka myśli przewinęło mi się w trakcie jego trwania….

Zwycięzcami zostali zawodnicy z Kociewia, chociaż kociewianina  żadnego w składzie nie mają poza Szymonem Radomskim w wieku juniora. Sprawdziłem to na różowej stronie PLK i przy okazji przekonałem się o ubogiej jej zawartości, skoro np. kluby, w jakich grał Tomasz Cielebąk wpisane są od 2005 roku.  MVP spotkania wybrany natomiast został, Robert “Nie ten poziom” (;))   Skibiniewski grając przez pełne 40 minut bez zmiany. Podobnie zresztą jak wczoraj z Asseco Prokomem Gdynia.  Najlepiej punktującym graczem meczu był wychowanek WKS-u Śląsk - Kamil Chanas.

Co by było gdyby nie wycofano Śląska z rozgrywek w 2008 roku? Chanas zaliczył od tamtej pory grę w Górniku Wałbrzych, Turowie Zgorzelec, Anwilu Włocławek i teraz w Polpharmie. A tak obydwaj mogliby stanowić o sile naszej drużyny. Podobne pytanie zadawałem sobie widząc kolejnych wirtuozów pomarańczowej piłki w stylu Srdjana Lalicia i innych cudotwórców podkoszowych. Co by było gdyby w 2001 nie opuścił Wrocławia Joseph McNaull ?

Przejdźmy do tytułowego stwierdzenia, które przecież mija się z prawdą. Anwil Włocławek raz w swojej historii zdobył mistrzostwo Polski, w roku 2003 (pokonując nas w półfinale 3-0). Po ostatnim wpisie Yanoo zastanawiałem się czy Anwil ma więcej srebrnych medali mistrzostw Polski od nas. Jako że od 2008 roku straciłem orientacje w koszykarskim światku, – kto, z kim, jak, za ile, podparłem się wikipedią. Faktycznie - 8 przy naszych 6. Czy to oznacza, że więcej razy wygrali 2 miejsce? Oczywiście nie, ponieważ to oznacza tylko tyle, że więcej razy przegrali w wielkim finale:). W tym 5 (!!) razy z nami. Dzisiaj kolejny raz przegrali - w finale Pucharu Polski, który zresztą z nami też przegrali. W roku 2004 we własnej hali przegrali finałowe spotkanie, po którym Michał Ignerski śmigał po parkiecie na rowerku górskim. Chciałem jakkolwiek włączyć w swoją notkę drużynę Stali Ostrów ale pechowo akurat oni nigdy nie zagrali w finale. No to pobufoniłem po klasycznie po wrocławsku :)

Co by było gdybyśmy nie mieli Seana Colsona i Jacka Winnickiego na ławce w 2003 roku?  Anwilowcy być może dołożyliby do swojej kolekcji medal brązowy, o ile uporaliby się z warszawską Polonią. Swoja drogą nazwać Halę imieniem Mistrzów w momencie, kiedy drużyna złotego medalu nie zdobyła trzeba mieć mocne przeorany beret. Zresztą jak powszechnie wiadomo nazwa VICE mistrzów pasuje o wiele lepiej:)

Pusty śmiech mnie ogarnął, gdy na bandach reklamowych okalających parkiet w Gdyni wyświetlił się napis “Gdynia stolica koszykówki”. Mniejszy jak podczas 1 meczu finałów 2000 roku, na prawym balkonie grupka włocławian wywiesiła zielona flagę z białym napisem treści… “Włocławek stolica basketu”, o czym mi właśnie kolega drughi przypomniał.

Podsumowując na koniec mogę dodać, że gdyby babcia miała kółka byłaby by tramwajem.

Nas nie ma a oni są, więc może odzywać się nie powinienem? Eee tam, pozdrawiam przy okazji naszych bałkańskich przyjaciół dedykując im to zdjęcie

Piątek, tygodnia koniec i początek

admin

Przygotowania do niedzielnego spotkania wychodzą na ostatnią prostą: kolega Z. w amerykańskim stylu mobilizuje zawodników, media proponują sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia, telefony się urywają, R. i H. obmyślają ostatnie szczegóły oprawy, nawet P. postanowił sięgnąć do kieszeni, by takową wspomóc. Słowem - czuć w powietrzu przedświąteczne wyczekiwanie.

Mamy tylko nadzieję, że u starszych wiekiem napięcie nie zakończy się zawałem. Nadciśnienie potrafi namieszać w głowie.

Pozostają dwa dni gorączkowych przygotowań i… kurowania zawodników. Po jednej i drugiej stronie barykady nie brakuje urazów mieszających w szykach. Ponownie nie zobaczymy “Oławy” w meczu przeciwko nam - ironizując można powiedzieć, że ma chłop wyczucie kiedy się “łamać”. Pozostali zacisną jednak zęby i, niekiedy wbrew logice, będą walczyć do upadłego na parkiecie. Bo logika pozostanie w domu, a od 17:00 liczyć się będzie głównie serce i wiara w zwycięstwo.