Szanowny Panie K. Bajdo,
Pańskie ostatnie wypowiedzi obfitują w kwestie wymagające dopowiedzenia, tudzież rozwinięcia, stąd ten wpis.
Na wstępie chciałbym raz jeszcze zaznaczyć, że ubiegłoroczna, organizowana przez Pana impreza ((na której niestety niżej podpisanego zabrakło)), według wszelkich relacji stała na mistrzowskim poziomie, czego Pana zasługi wielokrotnie podkreślaliśmy i doceniamy. Chcę przez to powiedzieć, że moją intencją ((patrz poprzedni wpis)) nie była chęć do wylewania wiadra pomyj, a raczej wyrażenia złości i frustracji wynikłej z całego zamieszania. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Zarzuca mi Pan wybiórczość, że nie wspomniałem jak Panu żal, że nas nie będzie. Według mnie Pański żal tak naprawdę niczego do sprawy nie wnosi (stąd pominięcie cytatu), ale w porządku, oto cytat:
Zresztą nie czekam tylko wysyłam Ci zrzut ekranu.
Życzę miłego dochodzenia prawdy i naprawdę żałuję, że Was nie będzie, bo wciąż w pamięci mam ubiegłoroczny mecz, gdzie wasz zespół urósł nagle do niewyobrażalnych rozmiarów na boisku.
Pozdrawiam
Krzysztof Bajda
Żeby jednak być uczciwym muszę teraz wspomnieć i resztę korespondencji - na przykład to jak buńczucznie pewny siebie uznał Pan winę naszego kolegi…
e-mail został wysłany 12.03.2010 o godzinie 10.55, więc mlody virus robi Cie w konia, bo wydaje mi się, że dał pupy i co teraz ma powiedzieć?
… a następnie, po wysłaniu do Pana “dowodu” ((stosowny zrzut w poprzednim wpisie)) na Pańską wpadkę z adresem (chyba mogę tak to nazwać?), nabrał Pan wody w usta - żadnego przepraszam, żadnego “zobaczę co da się zrobić”, żadnego nawet “o kurwa!”. W tym kontekście wybuch mojej… naszej frustracji może być chyba zrozumiały?
Inna sprawa, że MPKK to nie jest impreza rangi Mistrzostw Świata, wyszukane formalności - tak uwielbiane w Zgorzelcu - nie są tu konieczne. Wszak chodzi głównie o dobrą zabawę, a nie regulaminy. Nie wiem co może stanąć na przeszkodzie, by na dwa tygodnie przed imprezą wcisnąć dodatkową drużynę? Jedyne co mi przychodzi do głowy, to problem z noclegiem, ale ten jesteśmy wstanie załatwić sobie na własną rękę. Kwestia dobrej woli i chęci porozumienia. Pan jednak z góry zaznaczył, że nie i koniec.
Wspomina Pan przy okazji o intencjach pierwotnych autorów MPKK:
I tak na koniec z nieukrywaną ironią zapytam, czyż w zamyśle twórców MPKK nie było to, aby w nich uczestniczyły kluby kibica drużyn ekstraklasowych?
Z nieukrywaną ironią pozwolę sobie również zadać pytanie: czy w zamyśle twórców MPKK nie było to, aby w nich uczestniczyli kibice, a nie najlepsi miejscowi zawodnicy grający amatorsko? Pójdę dalej - czy może Pan z ręką na sercu przyznać, że zawodnicy tworzący skład Turowa w poprzednich pięciu edycjach MPKK zaliczyli jakiekolwiek wyjazdy na mecze? Czy chociaż regularnie przychodzą do swojej hali i żywiołowo dopingują?
Zarzuca nam Pan też, że nie dowiadywaliśmy się częściej co z MPKK. Przyznaję, że perfekcyjna organizacja w latach ubiegłych nas rozleniwiła, co jeszcze zostało podtrzymane Pańskim zapewnieniem o wysłaniu odpowiednio wcześniej stosownych informacji. Mówiąc w skrócie zaufaliśmy Pańskim umiejętnościom organizacyjnym, i już drugi raz sparzyliśmy się na zaufaniu do ludzi ze Zgorzelca. Wcześniejszy dotyczy oczywiście wspomnianej przez Pana przyjaźni zgorzelecko - wrocławskiej:
Co do przyjażni zgorzelecko-wrocławskiej powiem tak jak to napisałeś (zaznaczam, że to jest wyłącznie moje zdanie): zawsze o tym słuchaliście po wygranym meczu z Wami - ale Wy nigdy o tym nie mówiliście. To my uzewnętrznialiśmy zawsze jakieś sympatie do Waszego zespołu, ale Wy nigdy nie rewanżowaliście się podobnymi stwierdzeniami. A co do piwka, o którym również wspominasz, jakoś przez sześć lat naszego bytowania w PLK doliczyłem się jednej takiej sytuacji-po kolejnej wygranej nad Śląskiem zaprosiliśmy Was (kibiców) na piwko do Grill Baru -było to jeszcze za czasów gdy prezesem był śp.Z.Kamiński - u Was we Wro jakoś nigdy nie byliśmy zaproszeni, choć nie powiem żebyśmy nie świętowali naszego awansu w knajpie u Zielonego.
Widzę, że wspomniana cukrzyca wpłynęła szkodliwie na Pańską pamięć. Bardzo wygodnie jest zapomnieć o tym, że - a i owszem - zawsze przychodziliście do nas gratulować dopingu i zapraszać na imprezę, ale po wygranych przez Turów meczach. Kiedy raz jeden ta sztuka udała się wrocławianom, zamiast gratulacji były gwizdy i wyzwiska, zamiast imprezy poleciały w naszym kierunku butelki. Widać wielkomiejscy burżuje źle rozumieją pojęcie przyjaźni.
Niemniej współczuję ogromu pracy, o której Pan wspomina, a będącej na Pańskiej głowie (nie ma tu ironii, doskonale zdaję sobie sprawę jak zabiegany musi być organizator MPKK). Niefortunnie dla siebie napomknął Pan jednak osobę organizatora ostrowskich zawodów:
Przepraszam, ale niestety nie ma ludzi nieomylnych, albo inaczej - nie myli się ten który nic nie robi. Zresztą zapytajcie Agasiego, czy jako organizatorowi może się takie niedopatrzenie wydarzyć, w natłoku spraw, czy nie. On już organizował taką imprezę, więc wie jak to wygląda, gdy czas ucieka a sprawy formalne nie posuwają się do przodu.
Tak się dziwnie składa, że Agasi nie tylko nam miłości nigdy nie wyznawał, ale wręcz - nie bójmy się użyć tego słowa - jest dla nas swego rodzaju wrogiem. Pomimo jednak żywionej do nas niechęci potrafił zainterweniować, kiedy zabrakło w jego papierach w wyniku jakiejś pomyłki naszego potwierdzenia udziału w MPKK w którejś z poprzednich edycji. Bo widzi Pan, organizacja to też odpowiedzialność za dopilnowanie szczegółów. Nawet tak błahych, jak zaproszenie nieistniejącej ekipy.
Właśnie. Dotarłem do najboleśniejszej dla nas kwestii. Jak zapewne Panu wiadomo, jakiś czas temu ktoś postanowił odebrać nam ukochany klub. Na szczęście plan nie udał się w 100%, bo pozostały nam rozgrywki w II lidze… której jednak niestety nikt nie zauważa. Wiele osób postarało się, by o Śląsku Wrocław zapomniano, a przynajmniej uznano za historię. Pan do tego grona właśnie dołączył przechodząc jakby nigdy nic (“organizatorowi może się takie niedopatrzenie wydarzyć”) do porządku dziennego nad brakiem naszej ekipy na MPKK (a głośne wyrażenie żalu teraz tego nie zmieni).
Odejście w zapomnienie boli jak cholera. Nie życzę Panu przekonania się na własnej skórze jakie to uczucie.
Na koniec chciałbym życzyć Panu, by ta VI edycja MPKK była najlepszą z dotychczas rozegranych. Niech ta sytuacja będzie nauką dla przyszłych organizatorów takich imprez, że o błędy i przeoczenia bardzo łatwo, dlatego newralgiczne decyzje należy podejmować przemyślawszy je wcześniej dwukrotnie. Narobić syfu bardzo łatwo, tylko nie ma komu tego potem posprzątać.
Jan Dudulski