Walka o każdą piłkę, kontuzje, interwencje lekarzy, wielkie emocje, mecz przegrany na własne życzenie. Tak można w skrócie opisać sobotni mecz Śląsk - Stal, który zakończył się zwycięstwem gości 76:68.
Emocje miały swój początek już przed meczem. Spotkanie zaczynało się o godzinie 18:00, a już pierwsi kibice gromadzili się godzinę wcześniej, co była miłym zaskoczeniem. Rozmowa w małym gronie, która miała miejsce przed halą, została przerwana przyjazdem kibiców Stali. Na parking wjechał wypełniony autokar oraz dwie osobówki. Chwilę później dojechała jeszcze jedna - małżeństwo wraz z dziećmi. Po paru minutach wszyscy ruszyli w stronę hali. Trzech kibiców prowadzących owy pochód spytało się nas gdzie jest wejście na halę, wszystko zostało wytłumaczone i na tym by się skończyło, ale jednak… Kolega B. wraz z kibicem Stalówki, “tenisistą” A. wyjaśniali między sobą pewną sprawę. Zamiast zostawić tą sprawę w/w osobom, dwoje osobników w żółto-niebieskich barwach, postanowiło poprzeć wspomnianego tenisistę A. Po co? Nie mam pojęcia… Skończyło się na podniesieniu emocji obu ekipom i już wtedy było wiadomo, że na trybunach będzie gorąco. Tak też i było.
Kibiców Stali według moich obliczeń 61 osób na sektorze + 5-6 obok (w tym wspomniana wcześniej rodzina). Według obliczeń gości 70 osób na sektorze + kilka poza, co jest liczbą, którą można spokojnie zaakceptować. Nas - 43 osoby na balkonie. Wywieszamy jedną flagę. Co do dopingu to już przed meczem, było wiadomo, że będzie głośno. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu dobra, momentami bardzo konkretna. Druga w naszym wykonaniu znacznie gorsza. Stal, oceniam odwrotnie. Gdyby nas było te kilkanaście osób więcej, a Stal nie zagłuszała by czasem siebie własnymi bębnami (swoją drogą jeden ‘bębniarz’ Stali, ma cholerne poczucie rytmu i będąc na wielu meczach z owym klubem, nigdy nie zauważyłem jakiejś pomyłki tego kibica za co szacunek, choć czasem mógłby trochę lżej uderzać, aby nie zagłuszać własnych kolegów i koleżanek ;) )… Tak, ale to wszystko tylko gdybanie. Było jak było i tego nic nie zmieni. Stal po meczu prezentuje oprawę, która wcześniej została zdeptana i prezentowała się dość kiepsko. Odpalają także kilka rac (?) które jak sami przyznają były testowane i okazały się totalną porażką. Tradycyjnie kibice Stali pozdrowili nas chyba ulubionym (bo najgłośniejszym) ‘CPJŚ’. Aż tak rozzłościł ich dżentelmen w barwach Śląska, który wybrał się na wycieczkę rekreacyjną pod sektor kibiców Stalówki, gdzie (o ile dobrze widziałem) zainteresował go przede wszystkim wspomniany wcześniej ‘tenisista’ A.?
Co do samego meczu. Pierwsza połowa w wykonaniu Wojskowych naprawdę bardzo dobra. Walka o każdą piłkę, udane zagrywki, dobre zmiany. Taka gra dała w rezultacie dużą przewagę, która powinna zapewnić zwycięstwo. Niestety w drugiej połowie Śląsk ‘stanął w miejscu’. Kilka akcji miały swój koniec jeszcze na własnej połowie. Gracze kompletnie nie radzili sobie ze strefą 3-2 w wykonaniu Stali. Niezrozumiałe jest też dla mnie, czemu nie można było wymusić na graczu Stali, Michale Kaczmarku, piątego faulu? Zawodnik ten grając z czterema faulami przez całą drugą połowę zdołał zdobyć bodajże 17 pkt. Trenerze Grudniewski, czyżby nikt tego nie zauważył?! W naszej drużynie najbardziej zaskoczyła mnie postawa Marcina Strzeleckiego, który zdobył aż 16 punktów na dobrej skuteczności. Brakowało też skuteczności, przede wszystkim Kubie Parzeńskiemu (tylko 27% z gry), choć starał się fakt ten nadrobić zbiórkami (20 zbiórek w całym meczu!). Podsumowując, mecz przegrany na własne życzenie przez: brak koncentracji, błędy trenera, brak wiary w siebie (niepotrzebne skreślić).
Na koniec zostawiłem do opisanie sprawę sędziów. Po meczu udałem się na rozmowę z osobnikami bawiącymi się w sędziowanie. Nie uważam, że to przez nich przegraliśmy mecz, bo popełniali błędy na korzyść obu zespołów, ale sędziowie chyba postawili sobie za główny cel, bycie w centrum uwagi, co z pewnością im się udało. Na moje pytanie: “Czemu w II lidze jest tak mało gwizdanych błędów 3 sekund?” od razu otrzymałem odpowiedź: “Ale nie gwizdaliśmy w obie strony czy tylko w jedną?”. “W obie, ale czy to zwalnia z gwizdania błędu? Czy jeśli w jednej akcji kiedy nie będzie gwizdka ktoś zdobędzie punkty, a w drugiej nie zdobędzie, to też bez różnicy?” no i tu osobnik który podczas meczu chyba zapamiętał mój emocjonalny monolog skierowany do niego, odpowiedział iż powinienem przeczytać artykuły odnośnie do błędu trzech sekund. Ewidentnie przedstawiciel PZKosz chciał skończyć rozmowę, tak się nie stało. Rozmowa trwała kilka minut, dotyczyła też kilku sytuacji z meczu które były bardzo kontrowersyjne. Niestety, tak jak z jednym osobnikiem w żółtej koszuli można było porozmawiać, tak z drugim nie. Pierwszy z nich przyznał, że może było kilka błędów, ale to tylko dlatego, że nie są w stanie wszystkiego zauważyć, bo aż tyle dzieje się na parkiecie, drugi polecił mi portal sędziów koszykówki do przestudiowania. Na tym rozmowa się skończyła. Ostateczny wniosek jest taki - nie podoba się sędziowanie - idź na sędziego, lub nie miej pretensji, bo nie mamy możliwości tego wszystkiego ogarnąć.
Tak więc, sobota była bardzo emocjonującym dniem. Zobaczymy, czy w przyszłym sezonie, znów Śląsk i Stal spotkają się w tej samej grupie. Oby, bo takich emocji w II lidze dawno nie było.
Tym czasem, już w środę, 3 marca, o godzinie 18:00, Śląsk rozegra spotkanie z OSSM Wrocław. Mecz ten odbędzie się** w Wołowie**. Czy Wojskowi podniosą się po porażce ze Stalą i wygrają najbliższy mecz? O tym przekonamy się już w środę wieczorem.