Mistrza już mamy!
admin
Za nami weekend Śląska Wrocław. 1:0, mistrz Polski, 2:0. Ostatni tak dobry rok miał miejsce w 1977 roku, kiedy szczypiorniści, koszykarze oraz piłkarze zostali mistrzami krajowego podwórka. Za tydzień, w sobotę, mamy meczbola, żeby ten rok powtórzyć. “Jedyna” różnica, to że poza piłkarzami, pozostałe dwie sekcje zaliczą awans do wyższej klasy rozgrywkowej.
Sobota
Do Wrocławia zawitała około stuosobowa grupa z Ostrowa, dodać wysoką temperaturę na zewnątrz i nadkomplet w środku - w efekcie w Kosynierce była sauna, jakiej nikt z nas nie pamięta. Niektórzy porozbierali się tuż po pierwszym gwizdku, pod koniec spotkania spora część obu młynów świeciła “klatami”.
Na parkiecie fatalny start Kulona, który szybko złapał cztery przewinienia. Problemem okazał się też brak Bochenkiewicza, jak na ironię zresztą, bo trener tego zawodnika przed sezonem nie chciał w ogóle widzieć. Okazało się, że fizycznie Mirosław nie daje rady, a czego się spodziewać po Bodzińskim, skoro prawie w ogóle nie grał?
Na szczęście fantastycznie dysponowany na finałową rozgrywkę jest Radosław Hyży. Krytykowany m.in. przez nas, za słabe mecze w półfinałach, teraz spłaca z nawiązką gryząc parkiet, biorąc na siebie odpowiedzialność wtedy kiedy trzeba i dając wszystko co ma najlepsze. Znakomitą zmianę dał też wspomniany Bodziński, który w trudnym momencie rzucił sześć punktów i dobrze trzymał rywali w obronie, dodając do tego efektowną czapę. Pomógł też trener gości, bezsensownie wykłócając się zaliczył dacha i podarował nam wolny i parę punktów.
Rzuty wolne mogły nas zresztą wpędzić do grobu. Skuteczność 50% w tym elemencie to nie jest coś, czym można się chwalić. O sędziowaniu też można by dużo napisać - wzbudzało wiele kontrowersji, szczególnie po stronie żółto-niebieskich. Nie chcę jednak sprawiedliwych oceniać, chociaż na żywo sami mieliśmy sporo pretensji (jak chociażby zaliczone trzy punkty, pomimo nogi na linii w chwili rzutu) - nad słabym sędziowaniem można się pastwić w nieskończoność.
Na trybunach naprzemiennie - raz lepsze momenty mieliśmy my, raz Stal. Obie strony cierpiały chyba jeszcze po półfinałach, co jeszcze bardziej uwidoczniło się…
Niedziela
Tuż po zdobyciu drugiego tytułu w historii piłkarskiej sekcji, zadowolone bractwo rywalizowało z nieco szczuplejszą niż dzień wcześniej grupą rywali, plus zmęczeniem własnych gardeł. Dość powiedzieć, że niektórych dzisiaj… profesor na egzaminie pytał, czy się juwenalia już zaczęły.
Pomimo zmęczenia doping był jednak momentami lepszy niż w sobotę.
Na parkiecie kolejny świetny mecz Hyżego, aktorskie popisy gości, którzy na niemal każdą decyzję sędziowską - nawet te ewidentne - reagowali wielkim zdziwieniem połączonym z “kręceniem korbki” (swoją drogą, że za to techniczny nie poleciał, to aż dziw). Mecz wygraliśmy w zasadzie… dzięki gościom, którzy w czwartej kwarcie, mając zwycięstwo na wyciągnięcie dłoni, zaczęli grać dziwne akcje, odpalanie rzutów z dystansu, co Śląsk wykorzystał mozolnie odrabiając straty. Trudno nie wyróżnić tutaj świetny występ Artura Grygiela i Rafała Glapińskiego - w najważniejszym momencie pokazał swoje doświadczenie.
Zwycięstwo, małpie popisy rudowłosego ulubieńca publiczności i szampańskie nastroje po fenomenalnym weekendzie - tak zakończyła się niedzielna batalia.
Teraz na awans czekamy!
Czy w sobotę będzie koniec? Mamy jeszcze parę wolnych miejsc, chętni mogą zgłaszać się na adres kontakt małpa kosynierzy.info. Koszt wyjazdu powinien zamknąć się w kwocie 40 PLN.