03.10.12 - Bydgoszcz
admin
Jeżeli wymienić, kto nam najbardziej zaszedł za skórę w okresie przedsezonowym, to kandydatem numer jeden byłby odpowiedzialny za terminarz rozgrywek. W tym roku, poza Ostrowem Wielkopolskim, wszędzie mamy “daleko”, a Bydgoszcz to jedno z łatwiej osiągalnych miejsc. Pod warunkiem, że mecz nie jest rozgrywany w środku tygodnia.
Ostatecznie udaje nam się zorganizować 11 osób upchniętych w mobilki. Byłby komplet, czyli jedna osoba więcej, ale nawalił… eks-trener Wisły Kraków Michał Probierz.
Pozrywani z pracy, czy zajęć, wyjeżdżamy grubo po 14 z Wrocławia. Klasycznie blokowani na słynnych światłach w Krynicznie, dopiero za stadionem tej miejscowości udaje się rozbujać łapiąc azymut na Bydgoszcz. Na miejscu meldujemy się spóźnieni, ale powitani przez spikera i dobrym wynikiem na tablicy po 1. kwarcie.
W Bydgoszczy hala praktycznie pełna, z niezwykle licznym młynem… który po przerwie znacznie zmizerniał, po tym jak opuściły jego szeregi grupy młodzieżowców Astorii. Z naszej strony doping chyba przyzwoity (jak na tę liczbę), chociaż akustyka hali była taka, że młyn gospodarzy (okupujący sektor po przeciwległej stronie parkietu, za koszem) wydawał nam się dziwnie cichy, więc wrażenia mogą być mylne.
Po złapaniu ponad 30 pkt przewagi mecz zamienił się w streetballowe popisy, których niespecjalnie dało się oglądać. Mnóstwo akcji obie ekipy zaczęły grać praktycznie bez podań, co chwilę ktoś odpalał bezsensowne rzuty i jeżeli mamy być czepialscy, to za ostatnią kwartę należy się zawodnikom nagana. Na to rozluźnienie chłopaki solidnie jednak zapracowali wcześniej - z Kikowskim na czele, który chyba za punkt honoru obrał sobie zmazać plamę po sobotniej inauguracji. Większość rzutów oddawał praktycznie od razu po otrzymaniu piłki, trafiając czyściutko raz za razem. Świetnie pod deskami walczyli Suli z Bochenem, który po efektownej akcji usłyszał utworzone w minionym sezonie hasło na jego cześć. Pochwał można by zresztą wymienić sporo, ale… to wciąż dopiero początek sezonu i mnóstwo pracy przed nami. Wyniki innych spotkań pokazują, że liga będzie pełna niespodzianek i każdy punkt trzeba wywalczyć.
Po meczu wyczekiwany okrzyk Bochena i duże podziękowania od i dla zawodników. Powrót zaskakująco spokojny… jeżeli nie liczyć hopki na trasie, nad którą przefrunął nasz lokalny Kubica, a po starciu z którą, kilka lat temu, jeden z bolidów wracał do domu na lawecie. Chwilę później na pobocze zaprosiła drogówka, szczęśliwie jedynie do kontroli. Hitem wyjazdu stały się dyskusje o wszystkim i o niczym, w których brylował V. Niecenzuralny morał każdej z dyskusji zachowamy dla siebie.
Na granicy Wrocławia meldujemy się równo kwadrans po 1 w nocy. Kolejny pojedynek Wojskowi rozegrają w sobotę o 19:00 w Kosynierce. Zapraszamy.