Krosno, 30.12.12
admin
Niestety, ale nie udało się zaliczyć dwudniowego wyjazdu do Krosna. Problemy logistyczne, praca, czy zaplanowane urlopy pokrzyżowały zapędy i trzeba się było zadowolić meczem o 3 msc. w Pucharze PZKosz. Ci, co widzą szklankę do połowy pełną, twierdzili, że Śląsk przegrał “bo nas nie było”. Ci od połowy pustej zacierali ręce, że dzięki wyjazdowemu zeru udało się nie przerwać wyjazdowej passy Kosynierów (ostatni przegrany - mecz nr 3 w finałach w Ostrowie). Ostatecznie do Krosna wyruszyliśmy skromną, pięcioosobową paczką - wariatów, debili, fanatyków (niepotrzebne skreślić) startując o nieludzkiej porze 7:30 z Wrocławia.
Jazda
Konieczność zerwania się z łóżek w środku nocy miało jednak swoje plusy - drogi puste, więc spokojnie można się było rozbujać po autostradzie i końcowym odcinku specjalnym tak, że tych 440 km z hakiem w ogóle nie poczuliśmy. Co prawda wynik 14:46.23 na wspomnianym odcinku chluby kierowcy nie przynosi, ale na swoje usprawiedliwienie ma odnotowaną wcześniej usterkę reperowaną na McGyvera. Ostatecznie i tak zameldowaliśmy się pod halą na półtorej godziny przed meczem, jak na nas wynik imponujący. Co prawda nie udało się załapać na śniadanie zawodników, ale z nienadającej się do przytoczenia oceny wynikało, że niewiele straciliśmy.
Zupełnie inaczej było na osławionym odcinku. V., który “odkrył” go przed świętami jadąc na mecz z F., mógł razem z nami nacieszyć oczy pięknymi widokami na góry, zabytkowe kościoły i wąską, krętą trasę, której nieco ponad tydzień temu zupełnie nie było widać jadąc już po zmroku. A było co podziwiać.
Pod halą witamy się najpierw z Glapą, który bardzo się ucieszył na nasz widok i żałował, że Wojskowym nie udał się mecz dzień wcześniej. Później przyszła pora na coraz to bardziej zaskoczone miny naszych zawodników, a największy ubaw miał Radek, że nawet tak daleko od domu trafił na sąsiada.
Mecz
Na hali niemal zupełne pustki. Gdyby nie nasz - fanatyczny - doping i mikrofon spikera, to słychać by było jedynie pisk butów, odbijającą się piłkę i pokrzykiwania zawodników. Przed meczem spotykamy się z ciepłym przyjęciem od różnych miejscowych osób. Jedynie - standardowo już - ochroniarz kazał po pierwszym gwizdku usiąść. Nauczeni doświadczeniem cofnęliśmy się za pierwszy rząd krzesełek i już było wszystko w myśl przepisów. Zrozum człowieka.
Nasi zawodnicy wyraźnie chcieli podreperować swoje humory i nie odpaść z Pucharu Polski. Nie zabrakło krwawiących łokci i nieprawdopodobnych trójek Kikowskiego. Swoje dołożył również V., który wykrzyczał u sędziego trzy punkty, a schodzących do szatni koszykarzy gorąco mobilizował do większego wysiłku. Z tego wszystkiego ochrona interweniowała po raz drugi - prosząc o nieużywanie słów ogólnie uznanych za niecenzuralne. Zrozum człowieka po raz drugi - bo żadne z takich słów nie padły.
W przerwie część osób udała się za potrzebą - co potem miało okazać się zgubne, a część polansować przed kamerą. Parcie na szkło kosztowało telefonami pełnych pretensji o brak pozdrowień. Obiecujemy poprawę.
Po przerwie przewaga rosła z minuty na minutę. Rozluźnionych i zadowolonych zaskoczyła para mundurowych w towarzystwie ochroniarza, którzy wyrośli nagle przed nami, by ostatecznie wyprowadzić trzy piąte naszego składu. Powód? Ktoś podpalił kosze na śmieci w toalecie. A że w lidze chuliganów musimy stać niezwykle wysoko, to oczywistym było, że to my. Po paru minutach na sektor powróciła przedstawicielka płci pięknej - tyle władza potrzebowała, żeby zorientować się, że zajście miało miejsce w męskim kiblu. Panowie powrócili już po ostatnim gwizdku. Z zakazem halowym do końca roku i nową ksywką - Piroman - dla głównego podejrzanego. A, że takie samo zajście miało miejsce dzień wcześniej, kiedy nas nie było… Żeby było zabawniej, to wyprowadzeni okazali się niepalący i bez zapalniczek, czy zapałek przy sobie.
I się potem ludzie dziwią, że naród nie kocha służb mundurowych.
Spec od ubezpieczeń próbował jeszcze wnieść skargę u miejscowych leśnych dziadków, te jednak nie bez powodu tak się nazywają. Interwencja zakończyła się krótkim “proszę wyprowadzić tego pana”. No bo koszykówka jest przecież dla kibiców.
Noworoczny szampan
Po meczu były życzenia i symboliczny radziecki szampan z górnej półki z zawodnikami i trenerami. Szampan smakował, doping się podobał, a na koniec spóźnialski Radek odkrył przed nami uroki tutejszych promocji, by po kilkunastu minutach zorientować się, że znowu się rozgadał. Ma jednak obiecane lekcje specjalnych technik rowerowych - skoro likwidują tramwaj, Radek na mecze planuje dojeżdżać rowerem. Nie wiemy tylko jeszcze, czy w klubowym dresie, czy będzie się wstydził.
Powrót
W dobrych humorach, choć trochę na śpiąco. We Wrocławiu meldujemy się już ok 22 (kolejny plus grania o wcześniejszej godzinie). Tak to można jeździć!
Jako, że był to już ostatni - 16 w naszym wykonaniu - wyjazd w tym roku kalendarzowym, a przed nami Sylwestrowa noc: Zielone życzenia dla wszystkich kibiców Śląska i naszych stałych czytelników od całego grona Kosynierskiego. Oby rok 2013 był równie udany - jeśli nie lepszy! - jak ten mijający.