kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

13.02.2013, Dąbrowa Górnicza

admin

285741_396794473750280_102159778_n13.02, środa, godz. 19 - termin byle jaki, ale w związku z tym, że mecz dla nas ważny, to zbieramy się w 15 osób (jak się nagle okazało w 14) i trzema bolidami z różnych części miasta wyruszamy w kierunku Dąbrowy Górniczej.

Pogoda jak termin, byle jaka, ale jak na takie warunki nawet szybko udaje się dojechać do autostrady. Po kilkunastu kilometrach w jednym z bolidów psikusa postanawia sprawić silniczek od wycieraczek, które to stanęły w miejscu i żadne próby reanimacji nie pomagały. Tak więc, jak łatwo się domyśleć, widoczność przez przednia szybę była zerowa i tutaj szacun dla kolegi W., który to z małym wsparciem, postanowił w tak ekstremalnych warunkach jechać dalej. Musieliśmy się zatrzymywać na każdej stacji w celu umycia przedniej szyby oraz wykonania różnych zabiegów, które to miały ożywić wycieraczki. Niestety bezskutecznie. W tak oto ekstremalnych warunkach meldujemy się pod halą MKS-u na kilka minut przed meczem.

Długa kolejka do kas pozwala myśleć, że całkiem ładna i nowoczesna hala będzie zapełniona. Jak się okazało na miejscowej publiczności nie zrobiło wrażenia, że przyjeżdża legenda polskiej koszykówki i ledwo zapełnili dolne sektory. Doping: jak na nas uważam całkiem przyzwoity, co potwierdził miejscowy spiker, który po próbach rozruszania dąbrowskiej publiki spotkał się tylko z naszym odzewem, czego też nie omieszkał skomentować - coś w rodzaju: oni mogą, a my co?

Miejscowa ekipa to może kilkanaście osób w barwach plus bęben. Doping w 90% skupiał się na znanym i lubianym w pewnych kręgach “defense klap klap klap”.

Mecz zacięty od początku do końca. Nie było chwili oddechu w postaci 20 punktowej przewagi, do której to zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mogę śmiało stwierdzić, że jeden z trudniejszych do tej pory. Nie zmienia to jednak faktu, że wygraliśmy, bijając przy okazji “rekord wszech czasów” 22 zwycięstwem z rzędu.

Po meczu tradycyjnie już szkocja, kto wygrał mecz?, piąteczki z zawodnikami połączone z wzajemnymi podziękowaniami. Wyjście z hali opóźnia nam ochrona, która to na polecenie miejscowych służb mundurowych odprowadza nas do samochodów czekając tam przez chwilę w nadziei, że będą mogli z nami podjechać do granic miasta. Ochrona w ogóle stanowiła ciekawą zbieraninę, przewrażliwioną jakby przybyło stado Hunów i reagującą nawet… na niezadowolenie z decyzji sędziego.

Powrót zaczęliśmy od całkiem zabawnej sytuacji: otóż nawigacja w jednym z bolidów postanowiła poprowadzić nas w mazowieckie pomimo, że mecz z drużyną z tamtych rejonów dopiero parę dni później i to u nas. Szybko jednak zastępujemy elektronikę zdrowym rozsądkiem i kierujemy nasze bolidy w odpowiednia stronę.

Po drodze wspólna “dietetyczna” kolacja w jednej z przydrożnych restauracji, uzupełnienie zapasów na drogę w sklepie na stacji, wojna na śnieżki, w której to zwycięża przez nokaut załoga bolidu bez wycieraczek.

W spokojnym powrocie do domu pomogły nam czary w postaci niewidzialnej wycieraczki, którą to w końcu udało się kupić za niemałe pieniądze w wyżej wymienionym sklepie na stacji. Fakt ten utwierdził nas tylko w przekonaniu, że normalne wycieraczki wcale nie są potrzebne.

Cali i zdrowi meldujemy się po 24 we Wrocku, ostatni bolid dojeżdża do domu również w dobrej formie jak wnioskuję po 1 w nocy.

Relacja autorstwa P.