Frelkiewicz był tylko jeden

Dawno, dawno temu, normą było, że kibice na meczach Śląska skandują nazwiska biegających po parkiecie milusińskich, z regularnością porównywalną do skandowania nazwy ukochanego klubu. Potem pojawiła się młodociana hołota, która przejęła prowadzenie dopingu i z roku na rok coraz bardziej ograniczała ten zwyczaj. Swego czasu zauważył ten fakt nawet Radziu Hyży, mówiąc, że w kibicach wrocławskich podoba mu się m.in. to, że nie sikają po gaciach na widok nowego zawodnika, tylko na uznanie musi zapracować.

Z czasem doszło i do tego, że nazwisk nie skandowaliśmy prawie w ogóle. Zasługą graczy takich jak Ignerski, który chciał być drugim Zielińskim, a potem nie potrafił rozpoznać barw wrocławskich kibiców. Jak Stević, który chciał “jebnąć Rumunów”, by potem dla nich grać. Czy nawet jak wychowanek Chanas, który chcąc nie chcąc, ubierał barwy Górnika Wałbrzych, czy wspomnianego Anwilu.

Jest jednak paru zawodników do których mamy sentyment. Bo byli wielcy na boisku, albo “fajni” poza nim. Jak Marcin Stefański, któremu szybko wybaczono niedozwolone środki, i za serce które zostawiał na parkiecie, czy nietypowe – jak na zawodnika – kontakty z kibicami było dla nas jasne, że musi zostać, a Śląsk powinien mu pomóc w trudnej dla niego chwili.

Dzisiaj Hanys wybrał drogę jaką wybrał. Czysto po ludzku – jestem w stanie zrozumieć: pan Przemysław jako jedyny jest pewnie w stanie przepłacić chłopaka, który miał słabe sportowo ostatnie sezony, ale symbolicznie ma sporą wartość dla wrocławskiego klubiku. I pewnie tymi złotówkami przekonał. Jest też parę innych poza sportowych aspektów, które mogły zdecydować.

Ale nie potrafię zareagować czysto po ludzku. I jestem na Marcina wściekły. Chociaż łudzę się, po raz kolejny naiwnie, że będzie miał chłopak chociaż na tyle godności, by nigdy głośno nie nazwać Śląskiem swojego nowego klubu.

15 czerwca

Za dwa tygodnie, 15 czerwca 2010, mija termin, by ubiegać się o “dziką kartę” uprawniającą do gry w PLK. Gazeta Wrocławska rozpoczęła właśnie nawoływanie, by tej “szansy” nie zmarnować.

Osobiście cieszy mnie takie zdecydowanie ze strony władz ligi – wczesny termin oznacza, że dość krótko przyjdzie nam znosić upokorzenia pod tytułem “próbujemy, już za rogiem sponsor, dajcie nam jeszcze 5 minut”. Przeżyliśmy numery Grabarza ze zgłoszeniem klubu do ligi, przeżyliśmy jego rejteradę, kilka manifestacji, na które nikomu nie chciało się ruszyć dupy, pustki w “Kosynierce” – przeżyjemy i to, że Śląsk stał się tematem, by zapełnić kolumnę sportową w prasie.

Spójrzmy bowiem realnym okiem na to co się dzieje wokół Śląska – czyli na wszechogarniające, ogromne nic. Nie ma już nawet plotek o hojnym sponsorze, który tylko podpis pod umową musi złożyć, a w Zgorzelcu prawdopodobnie zapomniano o pomyśle, że PGE ktoś chciał przenieść do Wrocławia w pakiecie z zawodnikami Turowa.

Pozostały już tylko chęci nielicznych. Władze PLK chciałyby Śląsk w swoim gronie. Stowarzyszenie reaktywatorów chciałby reaktywować ekstraklasę dla Wrocławia ((fajnie, że w ostatnim czasie uznali istnienie Śląska jako takiego i piszą o II lidze)). Być może są nawet zawodnicy, którzy chcieliby grać dla ekstraklasowego Śląska Wrocław.

Niestety, ale Śląsk dla większości stał się już tylko wspomnieniem. Poza wspomnieniami, kamieniowaniem Siemińskiego, czy wylewaniem żalów nic się nie dzieje. Powstanie z popiołów byłoby prawdopodobnie wydarzeniem medialnym na miarę wizyty Gortata w Polsce, nie widać jednak nikogo, kto byłby w stanie w taką rozrywkę dla mas zainwestować.

Czekam więc na dwa tygodnie przywoływania wspomnień z pięknych chwil, wywiadów z wielkimi i małymi postaciami z historii Śląska, nacisków na Dutkiewicza oraz… zamknięcia tematu po cichu, bądź z wielkim żalem do wszystkich, że nic nie zrobili.

Potem pozostanie nam już tylko czekać na nowy sezon w drugiej lidze.

11. kolejka II ligi – 19.12 – WKS Śląsk 72:86 AZS Kutno

Niespodzianki nie było – Śląsk uległ z faworytem walczącym o awans. Trudno. A propos walki o awans – rywal wbrew pozycji w tabeli na oko okazał się bardzo słaby. Zgodnie uznaliśmy, że gdyby wzmocnić Śląsk trzema solidnymi zawodnikami (Stefański? Zieliński? Chanas?), to awans byłby jak najbardziej realny. Nawet w tym sezonie.

Tymczasem wydarzeniem sobotniego pojedynku było odgwizdanie przez sędziego błędu trzech sekund – takie wywarło to na nas wrażenie, że z miejsca całe bractwo się poderwało do głośnego aplauzu. Na następny taki gwizdek przyjdzie nam pewnie poczekać z rok, albo i dwa.

Pozostaje życzyć Wesołych Świąt i… już teraz zaprosić na mecze w Nowym Roku.

Nowy rok, stary rok

Za nami 2008 rok, rok z którego kibice zapamiętają przede wszystkim jedną datę i jedno wydarzenie – 10 października 2008. Tak jak powiedział trener Jankowski poproszony o podsumowanie tego roku: “Nikt nie będzie pamiętał medalu, składu, ani spotkań. Wszystko przesłania wycofanie klubu z rozgrywek.”

W ciągu ubiegłorocznych 366 dni działo się jednak wiele ciekawego i jest co podsumowywać. Zaprezentowaliśmy się w sześciu miastach (miasteczkach?) podczas trzynastu wyjazdów; w tym zaliczyliśmy jeden z naszych najlepszych w historii – do Ostrowa 20 kwietnia. Kto był, ten wie dlaczego.

Koszykarze zdobyli brąz, a kibice zajęli piąte miejsce podczas koszykarskich mistrzostw kibiców.

Do języka potocznego weszło stwierdzenie “bendzie dobrze” serwowane przez Mariusza Bałuszyńskiego na każdym kroku, wypierając wszelkie złote myśli mistrza gatunku – Waldemara Łuczaka.

Rezerwy Śląska przeszły istną rewolucję – i nie mam tu na myśli awansu w hierarchi do rangi pierwszej drużyny. Klub opuściło większość zawodników, a skład, który zmontowano jest przez wielu uważany za najsłabszy od wielu, wielu lat.

Trener Jankowski wprowadził w życie program Basketmania, który ma na celu propagować kulturę fizyczną oraz grę w koszykówkę wśród najmłodszych. Idea szczytna, wykonanie chyba niezłe, ale jakże tragiczny jest w tym wszystkim fakt, że jest to dopiero pionierski projekt w tym kraju… Tymczasem darmozjady z PLK rozpowiadają, że wiele robią dla popularyzacji koszykówki w Polsce. Tylko brzuch im rośnie od tej popularyzacji. Albo nie tylko brzuch.

Kryzys klubu objawił też dwie twarze niektórych osób; takich, które potrafią wyzywać rywala, a potem przybrać jego barwy, czy spakować szalik w drodze do domu. Choć nie brakuje i milszych akcentów – dopiero co zrugany przeze mnie Radosław Hyży wśród noworocznych życzeń wymienia reaktywację “ukochanego klubu, z ukochanego miasta”, Marcin Stefański nie boi się otwarcie mówić, że chciałby wrócić grać dla Śląska, pomimo tego, że kibice Górnika należą do tych pałających do nas największą nienawiścią.

No i na koniec podsumowań – spotkania w Kosynierce. Spodziewałem się nieco lepszej frekwencji i znacznie większego zapału, rzeczywistość sprowadziła jednak na ziemię. Dla wielu szok kulturowy okazał się zbyt duży, niektórzy potrzebowali drobnej pomocy, by z tego szoku wyjść. Kto jednak miał zostać, ten został i to jest najważniejsze.

Życzenia na nowy rok? Marzy mi się wrześniowa, czy też październikowa inauguracja ligi w Hali Stulecia. Blisko 500 gardeł zebranych na lewym balkonie (nie pytajcie, czy to jest możliwe) wprowadzających jakość, jakiej nikt w PLK jeszcze nie widział. Prawdziwy Feniks z popiołów.

Lewy balkon

Ale przede wszystkim: żeby w nowym roku oddali to, co zabrali w starym.

p.s.

W sprawie pucharów – wg naszych informacji puchary zostaną wykupione przez miasto i oddane stowarzyszeniu WKS “Śląsk”. Przynajmniej ta jedna sprawa zapowiada się zakończyć happy endem.