
Plan był prosty: Śląsk wygrywa finał i ląduje w pierwszej lidze. Stal wygrywa baraż i ląduje tam gdzie my. Następuje kolejny z rzędu sezon, kiedy możemy się nawzajem je..ć do woli. Wczoraj plan trafił szlag – ekipa z wielkopolski uległa na otwarcie turnieju Astorii Bydgoszcz – jeżeli ci drudzy pokonają dziś Piaseczno, awansują do 1. ligi, a niedzielny pojedynek Stal – PWiK będzie o pietruszkę.
Nie żebym był jakimś wielkim fanem bluzgotek, albo – nie daj Boże – Stali Ostrów. Jednak po iluś tam latach z rzędu grania między sobą (pomimo naszego “rozwiązania”!) , mecze odległych o ok. 100 km klubów urosły do rangi pokroju derbów. To na nie czeka się cały rok, to po nich jest największa radość, bądź smutek, w zależności od wyniku. To te spotkania przynoszą najwięcej emocji i… chociaż każdy głośno życzy, żeby Stal nie awansowała, to jednak podświadomość mówi co innego – sezon bez walcowania byłby jakiś dziwny.
Dzisiaj o 18:30 mecz o wszystko dla ostrowian – jeżeli wygra Astoria, to padnie trzecia w tym sezonie siatka. Wygrana Piaseczna przedłuży nadzieje.
Zawsze zostanie jeszcze opcja zielonego stolika, czyli dzikiej karty. O pokusach pogadamy jednak w przyszłym tygodniu.