A miało być tak pięknie…

Jestem zbyt młody, by pamiętać czasy, kiedy Wojskowi walczyli o laury w Kosynierce… Na szczęście wczoraj były derby.

Na ok. godzinę przed meczem w hali było publiki tyle, co średnio na meczu w poprzednim sezonie. O 16:30 Kosynierka była już praktycznie pełna, a ludzi przybywało i przybywało… Tłum napierający na bramy, połamana obręcz, ścisk jak w kurniku, rozpacz w oczach tych, którzy nie mogą wejść, głośny doping na długo przed pierwszym gwizdkiem i długo jeszcze po ostatnim, poparzone ręce od rac i mgła taka, że spod jednego kosza nie było widać drugiego, trybuny żyjące sportowym świętem, “Pasibrzuch”, wściekły tłum po spięciu między Kulonem i Koelnerem, z miejsca występujący w obronie naszego zawodnika – to zapamiętam szczególnie.

Sektor "za oknem"

Przed meczem przeczytałem wspomnienia z Pamiętnika kibica, Romana Zielińskiego, w którym autor opisał jedno ze spotkań przeciwko Turowowi Zgorzelec w Kosynierce właśnie. Chciałem poczuć te emocje, to drżenie starych ścian i siłę tłumu, podczas derbowego pojedynku. Dziękuję Bogu – kimkolwiek on jest – że to nam było dane.

fot. wks.pl

Zabrakło tylko szału radości po zwycięstwie. Zamiast niego była gorycz, wściekłe słowa pod adresem każdego, kto na nie “zasłużył” i najzwyklejszy w świecie smutek oraz bezsilność. Gratulacje dla rywali, na parkiecie byliście lepsi.

I tylko szkoda, że tego potencjału, tych wrażeń i tej siły trójkolorowych trybun nikt nie chce wykorzystać, by poczuć magię awansu.

Pod jednym sztandarem, ale w innym celu

Dzisiaj na wrocławskim Rynku o godzinie 18 odbędzie się impreza pod hasłem “Śląsk Reaktywacja“. Ma ona na celu zwrócić uwagę mediów, miasta oraz firm, że koszykarski Śląsk wciąż ma wielu fanów, że jest dla kogo budować (czytaj – wydawać pieniądze) koszykówkę w tym mieście.

Tyle w teorii. Jak pokazuje praktyka każdy rozumie te słowa na swój sposób. Choćby już samo hasło “Śląsk Reaktywacja” wzbudza kontrowersje. Jedyną akceptowalną dla nas wersją rozumienia tego hasła jest: “reaktywowanie profesjonalnego zespołu do gry”. Od najniższej ligi (o czym już zresztą pisałem), obok juniorów – grających w drużynie amatorskiej.

Niestety większość – włącznie z organizatorami – mówi o reaktywowaniu klubu w ogóle. Wszystkim tym przypominamy – Śląsk żyje, oddycha, gra w 2. lidze, a na trybunach są miejsca dla kibiców.

A że tych kibiców w ubiegłym roku na trybunach było niewielu…? Trochę zarzucamy sobie samym, że mogliśmy włożyć więcej wysiłku w reklamę tych spotkań. Tylko z drugiej strony, czy Śląsk powinien potrzebować reklamy, by zapełnić 300 krzesełek w Kosynierce?

Musimy tu przyznać rację Romanowi Zielińskiemu, który na fanslasku pisał:

A tak na mojego nosa – gdyby 10 procent tych, którzy teraz dostają ataku szału kiedy się z nich trochę pośmiałem, działało tak intensywnie na rzecz III-ligowej drużyny koszykówki jak obecnie działają w internecie, to pewnie byłby to najbardziej medialny klub w Polsce w tej dyscyplinie sportu. A i frekwencje miałby pierwszoligowe.

Dzisiejsza manifestacja dla większości zgromadzonych będzie walką o pieniądze dla reaktywowania Śląska w PLK. Nie jest to cel, o który my sami walczymy, jednak na Rynku będziemy, bo po prostu kochamy Śląsk i samo sumienie nakazuje nam wspierać jakiekolwiek inicjatywy, mające klubowi jakoś pomóc. Będziemy tam jednak głównie widzami, wypatrującymi z niepokojem widoków na przyszłość.

A nie mówiłem?

Roman Zieliński narzeka na nowego szefa działu marketingu Śląska Wrocław – chciałoby się powiedzieć “wiedziałem”. Ciekawe, kto będzie następnym nowym nabytkiem w zarządzie? Waldemar Łuczak? Ciarki po plecach przechodzą…

My już przez to przechodziliśmy. Poznaliśmy niekompetencję, interesy na boku i myślenie zupełnie nieprzystające do wizji kibiców. Ciekaw jestem jak długo wytrzymają w tych warunkach ludzie tacy jak Roman. Idę o zakład, że im bliżej będzie końca sezonu, tym wściekłość będzie narastać i przerodzi się w otwarte konflikty.

Ostatnio ktoś narzekał, że na meczu nie było elektronicznych band reklamowych, “ale może to i dobrze, bo ich wynajęcie jest drogie”. Nie zdziwię się, jeśli na wiosnę bandy się pojawią. Przypomnę tylko, że Jacek Kubiak ma firmę, która m.in. takie bandy wynajmuje…

Nie wiem o co chodzi, ale się wypowiem

Bardzo lubię czytać teksty Romana Zielińskiego. Poważnie. Nie zgadzam się co prawda z większością jego radykalnych poglądów, ale czyta się Romka znakomicie.

Niestety Roman ma uraz do koszykówki. Kiedyś dzisiejszy minister pogonił Zielińskiego z hali za rozróbę (przy okazji Schetyna zrobił niewybaczalną rzecz klubowi zmieniając herb na jakąś wronę), za co nasz bohater się obraził i znienawidził koszykówkę. Trudno.

Gorzej, że felietonista Roman Zieliński o koszykówce pisze i głosi nieprawdę. Ot, choćby w najnowszym Fan Śląsku: Wojna o zarobki Murzynów.

Parę przykładów.

Pisze Roman, że żądaliśmy, by miasto przejęło klub. Po pierwsze – od nikogo niczego nie żądaliśmy, a jedynie prosiliśmy. Po drugie – nie o to, by miasto klub przejęło, ale by klubowi pomogło. Dopiero w ostateczności, jeśli wszelkie inne środki by nie pomogły, chcielibyśmy żeby miasto wyciągnęło dłoń i przejęło klub. Zdajemy sobie jednak sprawę, że to nie jest rozwiązanie problemu, więc i o takie rozwiązanie nie prosimy.

Dalej Zieliński pisze o pęczkach Murzynów. W minionym sezonie było ich trzech. Sezon wcześniej przez większość czasu również trzech, pod koniec doszedł czwarty (zresztą – przez większość kibiców nielubiany). W sezonie jeszcze wcześniejszym dwóch. Pęczek tu nie widzę. Do tego wszystkiego sami przyznajemy, że co za dużo muzinów w składzie, to niezdrowo.

Idźmy dalej. Zieliński twierdzi, że większość składu to obcokrajowcy. Tu ma Roman trochę racji, w minionym sezonie było z tym średnio, ale już sezon wcześniej do meczowej dwunastki dostawało się 6-7 Polaków (ba! zdarzało się, że biegającą po parkiecie piątkę tworzyli sami rodzimi zawodnicy!), a w nadchodzącym, choćby ze względu na nowe przepisy, będzie tak samo. Być może zaskoczę tym naszego bohatera, ale ten fakt (tylu Polaków w składzie) bardzo nas cieszy.

Akapit z pomysłem stworzenia własnej drużyny pominę. Bo to czarny scenariusz, który w najgorszym razie mógłby wejść w życie.

Ale idźmy dalej. Pisze Roman, że utrzymanie koszykówki kosztuje kilkanaście milionów euro rocznie. Nie wiem skąd takie kosmiczne liczby. Kilkanaście milionów euro to nawet nie liczył rekordowy – jak na polską ligę – budżet Prokomu Trefla w minionym sezonie. Mógł co najwyżej kilkanaście milionów złotych, a jak mówię – był to rekordowy budżet.

Być może Roman zasugerował się sumami z piłki nożnej, gdzie budżety są kilkukrotnie większe niż w koszykówce? Miasto miało przecież przygotowane już 20 mln zł na samą fuzję z Groclinem – a takich pieniędzy, do przeznaczenia na jeden sezon, nigdy w koszykarskim Śląsku nie widziano.

Jedyne z czym się mogę zgodzić w tekście Zielińskiego, to kpienie z utajnienia frekwencji na meczach. Dlaczego tak jest – sam nie wiem. Mogę jednak zaspokoić ciekawość naszego bohatera wyjaśniając, że na meczach koszykarskiego Śląska we Wrocławiu bywało minimum półtora tysiąca kibiców na meczu. Średnio – około 2,5-3 tys. Czy to mało? Nie mnie oceniać. Wydaje mi się jednak, że to grupa, dla której warto ten klub uratować.