To już jest koniec, nie ma już nic

Polpak Świecie RIP

Kibice Polpaku Świecie przeżywają chyba jeszcze gorsze chwile od nas. Ich klub już raczej definitywnie znika z mapy Polski z wielką szkodą dla polskiego kosza. Z wielu względów.

Po pierwsze – był to jeden z tych klubów, który uchodził za rzetelny i wypłacalny. Nigdy tam chyba nie było żadnych jaj z pieniędzmi – a takich klubów liga potrzebuje, żeby się rozwijać.

Po drugie – ambitny prezes, choć wiele można mu było zarzucić, był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. W małym mieście, w małym klubie osiągał niezłe sukcesy. I wszystko wskazywało na to, że będzie jeszcze lepiej – nowa fabryka, inwestycje miały się zwrócić błyskawicznie, co miało się bezpośrednio przełożyć na sytuację budżetową klubu.

Po trzecie – kibice. Sympatyczni, kolorowi, żyjący klubem. I wśród nich wspaniali ludzie, których miałem przyjemność poznać. Przeciwieństwo Popcornu, czy kipiącego nienawiścią Anwilu.

I choć nie przepadamy za tworami gatunku Polpaku, czyli tzw. “zakładowych” nowoklubów, bez wiekowej tradycji, bez nazwy własnej (bo nazwę sponsora, który przecież w każdej chwili może zwiać, tak nazwać nie można), to mi tych kibiców i klubu po prostu szkoda.

[‘]

Gdzie i co będzie świętował?

Gdy okazało się, iż w terminie pierwszego meczu o brązowy medal pomiędzy Śląskiem, a Polpakiem wrocławska Orbita nie będzie dostępna działacze WKS-u zwrócili się do władz PLK z prośbą o przesunięcie rywalizacji na inny termin. Jednak prośba została odrzucona. Dlaczego? Ano dlatego, iż ligą zarządza od dawna nieprzychylny nam imć Roman Ludwiczuk. Ten sam Ludwiczuk, który do niedawna prezesował w Górniku Wałbrzych.

W takiej sytuacji Śląskowi zostały dwie możliwości. Grać mecz w roli gospodarza poza Wrocławiem lub dogadać się z rywalem odnośnie zamiany terminów, czyli tak, aby pierwszy mecz został rozegrany w Świeciu, a rewanż we Wrocławiu.

Na takie rozwiązanie nie zgodził się jednak prezes Polpaku Stefan Medeński argumentując swą nieprzychylność chęcią świętowania medalu we własnej hali.

Jak widać pan prezes na medal narobił sobie nie lada ochoty. Cóż… ma do tego święte prawo, jednak chciwość nie popłaca i mamy nadzieję, że potwierdzi się to i w tym wypadku.

Pierwszy mecz ostatecznie rozegraliśmy w roli gospodarza w Brzegu Dolnym i jakoś wcale z tego powodu nie ubolewamy. Wręcz przeciwnie (o zaletach gry za miedzą piszemy w dziale “relacje”). Do tego jeszcze wygraliśmy więc plany pana Medeńskiego i tak wzięły w łeb.

Teraz prezes Polpaku chcąc świetować medal ma dwa wyjścia.

1. Liczyć na wyrównanie rywalizacji u siebie, a następnie chcąc nie chcąc świętować tytuł po trzecim meczu granym już i tak we Wrocławiu.

2. Brać pod uwagę wygraną Śląska w Świeciu i świętować medal… tyle, że nie swój.

Jeśli sprawdzi się wariant drugi to my pana prezesa serdecznie do wspólnego świętowania zapraszamy. Możemy zabrać nawet na ewentualną imprezę. A co nam. Niech się chłop raduje. W końcu tak się starał.