Polska Liga Hipokryzji

Kilka dni temu środowisko polskiej koszykówki objawiło – nie po raz pierwszy zresztą – mentalność Kalego. Za dwa miliony judaszowych srebrników Asseco Prokom Gdynia uwolniło się od zmagań z leserami ((czyt. klubami o małych budżetach)) w początkowej fazie rozgrywek o Mistrzostwo Polski. Stać nas, to czemu nie? Tak zwane środowisko jest tym wszystkim oburzone; nie brakuje okrzyków hańba!, ani znacznie cięższych, nie nadających się do cytowania.

Tymczasem w PLK zagra klub, który wykręcił numer podobny, ale na większą skalę. Jak bowiem porównać półroczne wykręcenie się od rozgrywek z walki o miejsca 1-6, do wykręcenia się od żmudnej, minimum dwuletniej wspinaczki zwanej awansami? Tak naprawdę, różnica jest tylko w punkcie siedzenia. Koelner kupić awans – dobrze. Krauze kupić awans – skandal.

Każda chora decyzja jest wynikową wcześniejszych przyzwoleń. Na dzikie karty, na sponsorów w nazwie, na kupowanie tradycji. Boli, że Śląsk będzie grał w TBL? Nie. Boli, że żyjemy w kraju sprzedawczyków.

Zła karma

Nie mają łatwego życia realizatorzy projektu WKKS. Zbuntowała się grupka kibiców, zawodnik nie doleciał, przetasowania (konflikty?) wewnętrzne, problemy z nakłonieniem kogokolwiek do wsparcia finansowego… nawet pierwszy mecz nie wyszedł, na długo przed pierwszym gwizdkiem. Miało być wielkie święto koszykówki w wyremontowanej Hali Stulecia w “starciu” z Mistrzem Polski. Zamiast tego będzie pauza – bo mistrz w Polsce grać nie chce.

Na otarcie łez pierwsze pięć spotkań granych “u siebie”, wrocławska drużyna zagra… w środy. Okrutne fatum dopadło ten twór, zanim jeszcze zdążył zacząć na dobre funkcjonować. Żal mi tylko marnowanego wysiłku ludzi, którym się chce.

Słynne zdanie Nietzschego, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, musi idealnie oddawać nastroje przy al. Jana Kasprowicza. Pozostaje jedna niewiadoma – zła karma zabije, czy nie zabije?