Kozaki z Mazowsza

Wstępnie.

Śląsk przegrał w sezonie 3 mecze – z Anwilem, z Kutnem w pucharze, oraz ze Spójnią inaugurację 1. ligi. Mecz ze Zniczem, który odbywał się w Orbicie, miał być więc okazją do śrubowania rekordu wygranych na tym poziomie rozgrywek. Klub zapowiadał, że na trybunach pojawi się kilka postaci związanych mniej lub bardziej w przeszłości (a może w przyszłości?) ze Śląskiem, co miało być dodatkowym bodźcem dla kibiców do pojawienia się przy Wejherowskiej. Trzeba jednak zauważyć, że byli gracze/trenerzy zawsze są obecni, czy to w Kosynierce, czy też Orbicie (np. w niedziele trenerzy/zawodnicy Zyskowski i Turkiewicz) natomiast nie wiem, kiedy ostatni raz we Wrocławiu był Raimonds Miglinieks, a ze łzą w oku zaobserwowano jego obecność. Czy obecność znamienitych gości podziałała? Chyba tak…

Połówka o 14:00.

Hala Orbita zapełniła się niemal w komplecie. Rzecz w tym, że jedynie jej połowa była udostępniona dla kibiców. Pewnikiem względy ekonomiczne o tym zdecydowały, bo o ile frekwencja na meczu z Anwilem była taka jak być powinna, to spotkania ze Stalą, AZS-em Szczecin już takie wesołe w tym temacie nie były. Podobny zabieg stosowany jest na meczach piłkarzy ręcznych, a czy na koszu w ostatnich latach również? W roku 2005 podczas spotkań o miejsca 5-8 z Astorią i Wisłą/Unią nie pamiętam, czy było właśnie tak jak wczoraj, czy po prostu “najwspanialsza w Polsce wrocławska publiczność” tak licznie się stawiła na tych niezwykle ważnych meczach, ale frekwencja była wówczas gorsza niż w niedzielę. Tym sposobem połowa trybun była przesłonięta starą sektorówką. Oczywiście przywołało to wspomnienia z przełomu wieków…

Kac Wrocław.

Mecze w niedziele z założenia są dla mnie złe, a mecze w porze obiadowej (albo i śniadaniowej…) są jeszcze gorsze, ale po kolei. Niedawno trenerzy Jankowski i Chudeusz zaaplikowali zawodnikom dość intensywne treningi, czego efektem były nad wyraz “ciężkie nogi” naszych graczy. Do tego ambitna postawa graczy Znicza sprawiła, że w trzeciej karcie mogliśmy zacząć się zastanawiać przez chwilę, czy po meczu dopiszemy sobie 1 zamiast 2 punktów. Podobnie było podczas meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza, z tym że rywal z zagłębia usadowił się w górnej połówce tabeli, natomiast od graczy Znicza powoli oddala się perspektywa uczestnictwa w dalszym etapie rozgrywek. W naszych szeregach znakomita większość zaaplikowała sobie intensywne… efektem, czego były dość “ciężkie głowy” i nad wyraz osłabione organizmy. Chyba już zaczyna się myślenie o play offach…

Chłopaki z Żylety

Gdybym nie stał 3 metry od zaistniałej sytuacji nie uwierzyłbym, bo zdarzenie stricte z kategorii fantasy, że sam mistrz Tolkien by się nie powstydził. Pewien dżentelmen z Pruszkowa, starszy wiekiem jegomość, zagadnął naszą koleżankę jakoby “znała chłopaków z Żylety”. Nie wiem czy dama zareagowała tak bo ja bym na pewno to uczynił, ale nieco zdezorientowana przyprowadziła ów Pana do nas. W krótkiej rozmowie z kolegą wydającym się jej najbardziej kompetentnym do takowej, wyraził on prośbę o krzyknięcie “czegoś” do kończącego karierę Dominika Czubka pamiętającego czasy “wielkiej Mazowszanki”. J. z uśmiechem od ucha do ucha poinformował, że to raczej nie przejdzie… Nie mniej jednak gratulujemy Dominikowi Czubkowi pięknej kariery usłanej wieloma sukcesami, jak i wiernością klubowi z Pruszkowa.

Złotousty.

Nagroda za wypowiedź dnia wędruje do Michała Gabińskiego za szczerość i zdrowy osąd postawy swojej i kolegów po meczu podczas “przybijania piątek”. Nie zacytujemy bo i tak zbyt dużo przeklinamy o czym poinformował nas ojciec jednego z młodocianych kibiców

Goście, goście.

Po 10 latach (bez 2 miesięcy) we Wrocławiu pojawili się kibice z Pruszkowa. Najważniejsze pytanie jakie sobie niektórzy zadawali, brzmiało czy wzięli korepetycje z matematyki i podstawowych zasad savoir-vivre’u. Tak, wzięli. Potrafią policzyć do 8, a więc pierwszą klasę zaliczyli, zachowanie wzorowe, grzeczni i cichutcy. (Tłumaczę i objaśniam tęgim umysłom, że nie chodzi mi o momenty kiedy wbijali się ze swoim dopingiem w naszą ciszę) Zupełnie inni niż w Pruszkowie. Może cywilizacja uszlachetnia?

WKS Śląsk Wrocław – WTK Anwil Włocławek

Powyższe słowa (autorstwa Michała Lizaka) pochodzą z wydania specjalnego Słowa Sportowego, które można było dostać w Hali Ludowej przed/podczas/po pierwszym meczu finałów play off PLK w sezonie 1999/2000 pomiędzy Śląskiem i Anwilem. Czy teraz, po 13. latach od tamtych wydarzeń, jest to najtrafniejsza zapowiedź jutrzejszego meczu? Dla nas niestety nie, bo dwa razy Anwil nam zabrał “coś”. W sezonie 2002/2003 naszym kosztem włocławianie awansowali do finałów zdobywając w nich upragnione (jedyne) złoto w historii. Następnie, w sezonie 2004/2005, Joe Crispin postanowił pozbawić nas marzeń o medalu już w ćwierćfinale. Po dwóch latach nadeszła pora rewanżu czyli – brązowy medal w roku 2007. W kolejnym mieliśmy powtórkę z rozrywki pokonując Polpak Świecie, a następnie nadeszły chude lata…

W zeszłym roku, jako 2-go ligowcy, wygraliśmy w Ostrowie Puchar PZKosz (drużyny z PLK miały swoją imprezę, swój puchar, co jak wiele innych decyzji/pomysłów włodarzy polskiej koszykówki zasługuje na Nagrodę Darwina). W sezonie obecnym Pucharu PZKosz już nie zgarnęliśmy, ale 3. miejsce w turnieju Final Four rozgrywanym w Krośnie pozwoliło nam awansować do tzw. fazy centralnej Pucharu Polski.

Radek Hyży aprobuje decyzje sędziowskie – Gazeta Wrocławska

Od początku tego sezonu losowania kolejnych par ww. pucharze budziło zainteresowanie do tego stopnia, że niektórzy już 30. grudnia wiedzieli, że wpadniemy na Anwil. No i wpadliśmy/wylosowaliśmy/ustaliliśmy… Jak zwał, tak zwał. Jutro w Pucharze Polski zmierzy się drużyna ekstraklasowa, mierząca w medale, z drużyną 1-ligową z aspiracjami do awansu. W dalszym ciągu wiele nam do PLK brakuje, chociaż czy aby na pewno…?

Radek Hyży narzekał w materiale filmowym stacji TeDe, że pojedynki wrocławsko – włocławskie powinny zostać spisane, najlepiej w formie książki. Bezapelacyjnie zgadzam się bez zbędnych wyjaśnień. Na dzień dzisiejszy (o dziwo) z rzetelną pomocą nadchodzi wikipedia. Rzecz w tym, że mecze Śląska z Anwilem to nie tylko statystki punktowe. Ogromna ilość emocji, wspomnień, łez szczęścia i smutku, wielki kawał historii, której nie da się ująć ot tak, w kilku słowach chociaż w powyższy fragment przytoczony ze Słowa Sportowego z tytułem włącznie oddaje to najlepiej…

A jutro? Jutro otworzymy zapomnianą księgę i dopiszemy nowy rozdział. Tak na parkiecie jak i na trybunach będzie coś do udowodnienia – czy to już powrót króla, czy jedynie jego namiastka.

Stali zmiękła rura.

Kibice Stali

Stal Ostrów.

Od początku obecnego sezonu w Ostrowie Wielkopolskim na meczach KS Stali (tej nazwy się będę trzymał) atmosfera nieco odbiegała od tej jaka panowała w minionych latach. Wielu stawiało ostrowskich kibiców za wzór w kwestii dopingu i opraw. Dodatkowym argumentem przemawiającym “za” nimi, był fakt wsparcia (licznego i efektownego) jakiego udzielali drużynie występującej w 2 lidze, po tym jak przestała grać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Zrządzenie losu (tak  umownie to nazwijmy) sprawiło, że już po roku od naszej rejterady z PLK spotkaliśmy z drużyną ostrowską właśnie na poziomie 2 ligowym. Z tą różnicą, że drużyna Stali miała za cel postawiony awans, a my… niekoniecznie. (Pamiętna radość po zwycięstwie w Ostrowie m.in. Piotrka Warawki. Dzięki !)

Zwycięstwo rodziło się w bólach.

wks-slask.pl

W maju przeżyliśmy piękne chwile, które były zwieńczeniem 3 lat mocno smutnych i 1 roku nad wyraz wspaniałego. Awans sportowy, w który wierzyliśmy od samego początku (nie zagłębiając się w szczegóły na osobna dyskusję)  po wycofaniu z PLK w 2008 i atmosfera, której byliśmy jednymi z twórców były nagrodą za to, że nie opuściliśmy drużyny w najdziwniejszych/najtrudniejszych (?) chwilach w historii. Odrzuciliśmy inicjatywę reaktywacji na poziomie PLK, trzymając się hasła “Tylko awans sportowy jest dla nas honorowy”. Przez wielu zostaliśmy odsądzeni od czci i wiary, uznano nas za “prawdziwków”, “grześków”, “politykierów” (Tutaj muszę przyznać rację. Kiedy w 2006 roku Maciek Zieliński poprosił nas o rozłożenie ulotek promujących go jako kandydata na radnego miasta Wrocławia zrobiliśmy to bez mrugnięcia okiem – więc faktycznie politykierzy z nas.) i szkodników, podsumowując nas jako troglodotyczną bandę oddychającą morowym powietrzem. Nie mniej jednak dostaliśmy wyrazy wsparcia od kibiców potępiających kupowanie sobie miejsca w lidze (dziękujemy wszystkim).

Prawie wszystko można kupić.

Po przegranym finale decydującym o awansie do 1 ligi działacze Stali Ostrów Wlkp. wykupili dziką kartę umożliwiającą grę na tym własnie poziomie rozgrywkowym. Nie pierwsza to tego typu praktyka, bo jeśli dobrze policzyliśmy już po raz 3 w Ostrowie wybrano drogę na skróty. Sami już pisaliśmy wielokrotnie, że dzika karta jest “be” więc się powtarzać nie będę.

No i teraz najciekawsze było to jak zachowają się stawiani za wzór – nr 1 w 1 lidze, którym możemy zazdrościć jak to napisał jeden dżentelmen z Pruszkowa – kibice Stali… a zachowali się tak jak w poniższym cytacie, wydając oświadczenie o czym rozpisały się lokalne media, np. tu albo tu.

Kibice Stali

“W związku z wykupieniem przez klub dzikiej karty, grupa Ultras Stal Ostrów zawiesza swoja działalność na I lidze do odwołania. 

Dzika karta jest głównym lecz nie jedynym powodem naszej decyzji , na ten ruch złożyło się jeszcze parę innych czynników.”

 No i brawo. To, że ludziom zwisa czy dzika karta jest czy nie to akurat dobrze zaobserwowaliśmy rok temu we Wrocławiu. Najważniejsze żeby można było pooglądać jak najwyższy, że tak się wyrażę poziom wirtuozów pomarańczowej piłki. Jak powiedzieli tak zrobili – doping się skończył i co prawda pojawiło się kilku łamistrajków, zgarnianych stąd czy stamtąd, ale to nie było to co kiedyś.

Rzecz w tym że oficjalnie przeciwko “dzikiej karcie” zaprotestowała tylko grupa USO, która jak sami ostrowianie określają liczy 7 osób. O ile dobrze czytam reszcie nie spodobała się osoba trenera i osób zarządzających klubem a raczej bliskich ich powiązań rodzinnych. W tle pojawił się również temat cen biletów i karnetów, który akurat doskonale rozumiem, bo jest we Wrocławiu znany… chociaż trochę naciągany jako powód do strajku. O co tak na prawdę chodziło/chodzi nie wiem i raczej się nie dowiem. Prawda jest taka , że doping się skończył.

Fakt jest taki, że trener Czaja kolejny sezon prowadzi Stal, tym razem w 1 lidze a nad głową szefuje mu Pani Drozd. Co się zmieniło z głównego faktu który doprowadził do protestu ? Niestety nie znamy tych “innych” czynników”, które wpłynęły na decyzję o proteście.

Jednak wrócili. 

Kibice Stali

Protest zakończył się z dniem 25.11 podczas meczu ze Zniczem Pruszków. Dlaczego ? Dobre pytanie. Jak piszą w relacji z meczu z Purszkowem : “[..]wiele osob zaczęło tęsknić za atmosferą i dopingiem wiele osob zaczęło tęsknić za atmosferą i dopingiem.Nasza grupa USO która zawiesiła działalność ze względu na dziką kartę w porozumieniu z resztą członków sektora postanawiamy,ze szkoda jest niszczyć cos co budowaliśmy latami,nie widząc sposobu na odwrócenie dzikusa przez najbliższe lata postanawiamy z resztą członków stowarzyszenia wrócić na kibicowską drogę i dalej wspierać klub zaznaczając,ze dzikiej karty nie popieramy”.

Zaczęli tęsknić…, a przed oczami przewija nam się widok treningowych meczów, na których więcej było sportowców niż kibiców… . Trzeba było wielkiej wiary, żeby to przetrwać.

Dlatego my oficjalnie występujemy z propozycją przyznania drużynie z Ostrowa “Karty stałego dzikusa”, na którą lige tylko chcą.

Bo dla mnie fakty są takie że, sprzedali się.

‘Młodzież’ w WKK

Dwa lata temu Przemysław Koelner postawił sobie pewien cel – awans do I ligi z zespołem WKK opartym na młodzieży. Cel nie został zrealizowany, więc postanowił stworzyć klub grający na najwyższym szczeblu rozgrywek w naszym kraju, a dalszy ciąg tej historii jest powszechnie znany, ale dziś tylko o tym co na początku –  o młodzieży.
To właśnie ten aspekt był wypominany Śląskowi w poprzednim sezonie najczęściej. Nie pasowało co niektórym osobom to, że w zespole grali tacy zawodnicy jak Mirek Łopatka (35l.) czy Radek Hyży (34l.). Dziwiła niektórych również obecność w składzie Mateusza Płatka (26l.) oraz Artura Grygiela (24l.)!
Ok, zgadzam się, nie są to gracze ‘młodzi, perspektywiczni, mający całą karierę przed sobą’ (chociaż były osoby które mówiły tak o Robercie Skibniewskim który miał wtedy 25 lat ;) ), tylko istnieje mały szczegół – Śląsk nie obiecywał awansu samą młodzieżą. Zaznaczał jednak, że będzie chciał awansować wraz z koszykarzami związanymi z Wrocławiem, czyli wychowankami, lub/i zawodnikami grającymi w Śląsku kilka lat temu.
Tym czasem, na drugim końcu miasta ktoś upadł na głowę! Zatrudnił ’emeryta’ Łopatkę, ‘starego’ Płatka oraz ‘podstarzałego’ Grygiela. Jeszcze do kompletu pozostał w klubie 25-letni Bartosz Diduszko. Przecież to niewyobrażalne… Nie ważne, że są młodzi tacy jak Grzeliński, Leńczuk czy Trojan (swoją drogą bardzo ciekawy zawodnik), w Śląsku byli bracia Kulonowie, Wojtek Leszczyński czy Tomek Bodziński i nic to nie pomogło, dla niektórych Śląsk był klubem ‘spokojnej starości’.
Teraz sytuacja przeniosła się do WKK, które zawsze wspierało rozwój młodzieży (i chwała im za to), jednak burzy na forach i stronach poświęconych wrocławskiej koszykówce nie ma. Dlaczego? Nie mam pojęcia, sytuacja jest bowiem bardzo podobna… Widocznie we Wrocławiu, to o Śląsku Wrocław bardziej wolimy rozmawiać, co oczywiście bardzo cieszy.

Na koniec mała prywata do zarządu WKK.
Dziś kolega Z. jadąc Aleją Jana Kasprowicza, zauważył przy siedzibie WKK dwa banery. Jeden promujący WKK, drugi promujący ‘Śląsk Wrocław’ Przemysława Koelnera. Może warto usunąć ten baner skoro i tak biznes wytrzymał tylko rok? Chyba, że ma on za zadanie być pomnikiem tworu, który zginął śmiercią tragiczną – wtedy jest to dla mnie zrozumiałe.

Czekając na… Stal

Ostatni pierwszoligowiec?

Plan był prosty: Śląsk wygrywa finał i ląduje w pierwszej lidze. Stal wygrywa baraż i ląduje tam gdzie my. Następuje kolejny z rzędu sezon, kiedy możemy się nawzajem je..ć do woli. Wczoraj plan trafił szlag – ekipa z wielkopolski uległa na otwarcie turnieju Astorii Bydgoszcz – jeżeli ci drudzy pokonają dziś Piaseczno, awansują do 1. ligi, a niedzielny pojedynek Stal – PWiK będzie o pietruszkę.

Nie żebym był jakimś wielkim fanem bluzgotek, albo – nie daj Boże – Stali Ostrów. Jednak po iluś tam latach z rzędu grania między sobą (pomimo naszego “rozwiązania”!) , mecze odległych o ok. 100 km klubów urosły do rangi pokroju derbów. To na nie czeka się cały rok, to po nich jest największa radość, bądź smutek, w zależności od wyniku. To te spotkania przynoszą najwięcej emocji i… chociaż każdy głośno życzy, żeby Stal nie awansowała, to jednak podświadomość mówi co innego – sezon bez walcowania byłby jakiś dziwny.

Dzisiaj o 18:30 mecz o wszystko dla ostrowian – jeżeli wygra Astoria, to padnie trzecia w tym sezonie siatka. Wygrana Piaseczna przedłuży nadzieje.

Zawsze zostanie jeszcze opcja zielonego stolika, czyli dzikiej karty. O pokusach pogadamy jednak w przyszłym tygodniu.