Małe proroctwo

Po tym jak Waldemar Siemiński postawił wczoraj miastu swoiste ultimatum zaczęły mnie nachodzić refleksje. A, że człek ze mnie nader marudny, to tradycyjnie musiałem sobie przy tym ponarzekać.

Wiele osób nie dopuszcza do siebie myśli, że klub, który jeszcze nie tak dawno regularnie podwyższał swą reputację w Europie mógłby dziś ot tak, po prostu zniknąć z koszykarskiej mapy i w najlepszym wypadku zaczynać od zera, ale po słowach jakie usłyszeliśmy wczoraj z ust W.S. jestem w stanie przyjąć najbardziej pesymistyczny scenariusz.

Dodatkowo optymizmem nie napawają pierwsze sygnały ze strony miasta.

Załóżmy, iż według tego scenariusza klub zostanie wycofany z rozgrywek DBE i w najlepszym przypadku wystartuje w drugiej (czyli trzeciej) lidze.

Nigdy nie zastanawiałem się jak daleko jestem wstanie pójść za klubem, który jest całym moim życiem, bo oczywiste jest to, że pójdę tak daleko jak będzie trzeba. Śląsk drugoligowy czy euroligowy to dla mnie ten sam klub i bez względu na to co się stanie będę się na meczach pojawiał. Nawet jeśli drużyna pod szyldem WKS-u wystąpi w lidze amatorów. Jestem przekonany że podobnie zrobią moi koledzy i koleżanki. Nie zostawimy klubu, który jest całym naszym życiem. Dzięki, któremu przeżyliśmy masę wspaniałych chwil ale też nie raz wylewaliśmy za niego łzy…

Okiem meteorologa

O tym iż w koszykarskim Śląsku dojdzie do zmian można było usłyszeć tu i ówdzie od kilku tygodni. Pomimo ciszy, która tradycyjnie panuje wokół klubu co roku o tej porze, niektórzy widzieli nadchodzącą z daleka burzę. I to porządną z gradobiciem.

Najwyraźniej dobrze widzieli, bo burza właśnie nadeszła. Nie wiemy tylko co będzie po niej – czy, jak to zwykle bywa rozpogodzi się i będziemy upajać się piękną słoneczną pogodą, czy też pioruny i huragan sprzątną po drodze wszystko co mamy i zostaniemy z niczym.

Póki co czekamy na rozwój wydarzeń i bezustannie sprawdzamy prognozę pogody na nadchodzące dni. Wpływu wielkiego na przyrodę nie mamy, bo ta rządzi się wlasnymi prawami. Najgorzej wyjdą na tym ci, którym pogoda działa na samopoczucie. Będą ich bolały głowy i to bardzo. Niektórych pewnie jeszcze długo… Zwłaszcza jeśli ich życiowy dobytek trafi szlag…

Gdzie i co będzie świętował?

Gdy okazało się, iż w terminie pierwszego meczu o brązowy medal pomiędzy Śląskiem, a Polpakiem wrocławska Orbita nie będzie dostępna działacze WKS-u zwrócili się do władz PLK z prośbą o przesunięcie rywalizacji na inny termin. Jednak prośba została odrzucona. Dlaczego? Ano dlatego, iż ligą zarządza od dawna nieprzychylny nam imć Roman Ludwiczuk. Ten sam Ludwiczuk, który do niedawna prezesował w Górniku Wałbrzych.

W takiej sytuacji Śląskowi zostały dwie możliwości. Grać mecz w roli gospodarza poza Wrocławiem lub dogadać się z rywalem odnośnie zamiany terminów, czyli tak, aby pierwszy mecz został rozegrany w Świeciu, a rewanż we Wrocławiu.

Na takie rozwiązanie nie zgodził się jednak prezes Polpaku Stefan Medeński argumentując swą nieprzychylność chęcią świętowania medalu we własnej hali.

Jak widać pan prezes na medal narobił sobie nie lada ochoty. Cóż… ma do tego święte prawo, jednak chciwość nie popłaca i mamy nadzieję, że potwierdzi się to i w tym wypadku.

Pierwszy mecz ostatecznie rozegraliśmy w roli gospodarza w Brzegu Dolnym i jakoś wcale z tego powodu nie ubolewamy. Wręcz przeciwnie (o zaletach gry za miedzą piszemy w dziale “relacje”). Do tego jeszcze wygraliśmy więc plany pana Medeńskiego i tak wzięły w łeb.

Teraz prezes Polpaku chcąc świetować medal ma dwa wyjścia.

1. Liczyć na wyrównanie rywalizacji u siebie, a następnie chcąc nie chcąc świętować tytuł po trzecim meczu granym już i tak we Wrocławiu.

2. Brać pod uwagę wygraną Śląska w Świeciu i świętować medal… tyle, że nie swój.

Jeśli sprawdzi się wariant drugi to my pana prezesa serdecznie do wspólnego świętowania zapraszamy. Możemy zabrać nawet na ewentualną imprezę. A co nam. Niech się chłop raduje. W końcu tak się starał.

Głupi, czy z policji?

Poczytałem sobie dzisiaj troszkę forum na serwisie e-basket. Dużo tam wzajemnego napinania się różnych forumowiczów, z których spora część nie chodzi nawet na mecz u siebie, nie mówiąc o wyjazdach. W zasadzie wystarczy spojrzeć na miejsce zamieszkania, żeby “wiedzieć” dla kogo będzie 4-1.

Ale fragment jednego wpisu zaciekawił mnie najbardziej. Oto on: “A u nas Logan będzie miał większą wczutę, trener ogarnie taktykę i wam już tak nie będzie wpadać na takim “fuksoprocencie”.”

Byłem wczoraj na meczu i nie widziałem tego “fuksoprocentu”. Owszem były momenty, gdy nam dużo siedziało, a Turowowi nic, ale były też chwile, gdy było zupełnie odwrotnie, jednak czasami inaczej ocenia się to na meczu, a co innego mówią statystyki, dlatego zerknąłem na serwis PLK i oto co ujrzałem:

Rzuty za 2: Turów 48%, Śląsk 47%

Rzuty za 3: Turów 42%, Śląsk 46%

Rzuty za 1: Turów 79%, Śląsk 78%

Bardzo podobne skuteczności obydwu zespołów.

Oczywistym jest, że każdy chce, aby to jego klub wygrał. Szkoda, że tak wiele osób nie rozumie, że jego przeciwnik myśli dokładnie o tym samym. Trzeba umieć przyjąć porażkę, a nie wypisywać potem bzdury na forach.

PS. Pozdrowienia dla wszystkich “normalnych” kibiców. Każdy w chwili złości może palnąć coś głupiego. Ważne, żeby jak opadnie kurz po bitwie, potrafić być obiektywnym obserwatorem.