Po tym jak Waldemar Siemiński postawił wczoraj miastu swoiste ultimatum zaczęły mnie nachodzić refleksje. A, że człek ze mnie nader marudny, to tradycyjnie musiałem sobie przy tym ponarzekać.
Wiele osób nie dopuszcza do siebie myśli, że klub, który jeszcze nie tak dawno regularnie podwyższał swą reputację w Europie mógłby dziś ot tak, po prostu zniknąć z koszykarskiej mapy i w najlepszym wypadku zaczynać od zera, ale po słowach jakie usłyszeliśmy wczoraj z ust W.S. jestem w stanie przyjąć najbardziej pesymistyczny scenariusz.
Dodatkowo optymizmem nie napawają pierwsze sygnały ze strony miasta.
Załóżmy, iż według tego scenariusza klub zostanie wycofany z rozgrywek DBE i w najlepszym przypadku wystartuje w drugiej (czyli trzeciej) lidze.
Nigdy nie zastanawiałem się jak daleko jestem wstanie pójść za klubem, który jest całym moim życiem, bo oczywiste jest to, że pójdę tak daleko jak będzie trzeba. Śląsk drugoligowy czy euroligowy to dla mnie ten sam klub i bez względu na to co się stanie będę się na meczach pojawiał. Nawet jeśli drużyna pod szyldem WKS-u wystąpi w lidze amatorów. Jestem przekonany że podobnie zrobią moi koledzy i koleżanki. Nie zostawimy klubu, który jest całym naszym życiem. Dzięki, któremu przeżyliśmy masę wspaniałych chwil ale też nie raz wylewaliśmy za niego łzy…