Never surrender! KURWA!!
admin
Kolega H., największy bodaj miłośnik i znawca historii w naszym skromnym gronie, po sobotnim meczu z Pogonią z miejsca zaczął się zastanawiać ile to razy od pierwszych Play-Off Śląsk grał z nożem na gardle. I co ważniejsze - z jakim skutkiem.
Zabrakło nam niestety wytrwałości, żeby odszukać dane z lat 85-90 ((sezon 1984/85 był pierwszy z fazą PO)), nie mniej próba z wszystkich późniejszych powinna być wystarczająco miarodajna. Obraz jaki się wyłania z zebranych informacji jest taki sobie: na 24 pojedynki z nożem na gardle Wojskowym udało się wygrać 15 razy. Liczyliśmy wszystkie spotkania w przypadku których porażka oznaczała pożegnanie z tytułem (bądź brązowym medalem).
Lekcja historii
Najefektowniejszą serię Śląsk zagrał przeciwko koszykarzom z Pruszkowa. Półfinał 1998/99 ze stanu 0:2 udało się wygrać 3:2 - czyli aż trzy mecze, gdzie niekorzystny wynik zakończyłby sezon. Warto dodać, że na finiszu świętowaliśmy mistrzowski tytuł.
Najgorsza seria miała za to miejsce dwa lata wcześniej. W sezonie 1996/97, w półfinale z Komfortem Stargard Szczeciński, ze stanu 2:0 udało się przegrać 2:3, ostatecznie zajmując czwarte miejsce.
Najwięcej odwiedzin wrocławscy kardiolodzy odnotowali w sezonie 1998/99. Od początku do końca Play-Off Trójkolorowi nie oszczędzali nerwów swoich fanów, najpierw wygrywając serię ze Stargardem 3:2. Później była wspomniana już seria z Pruszkowem, a na koniec finał z Nobilesem Włocławek i siedmio-meczowa batalia zakończona złotem.
Tylko raz zwycięstwo nic nam nie dało. W 2005 roku, w ćwierćfinale, wróciliśmy z Włocławka z bagażem 0:2. W pierwszym meczu we Wrocławiu udało się przedłużyć serię, niestety tylko o jedno spotkanie - Anwil odprawił nas z wynikiem 1:3.
Zemsta przyszła w 2007 roku. W serii do dwóch zwycięstw o brązowy medal, Anwil prowadził 0:1, żeby przegrać 2:1. To była zresztą analogiczna sytuacja do dzisiejszej - też przegraliśmy u siebie, jadąc na trudny teren z przekonaniem, że “tam się nie da wygrać”.
Wygrać, albo zginąć
Dzisiaj stoimy na krawędzi, a właściwie to już dyndamy trzymając się jedną ręką. To nie jest nóż na gardle, ba! do przełyku zmierza ostrze gilotyny.
W środę po prostu trzeba wygrać. Nie ma innej opcji.