kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Kiedy głód odbiera rozum

admin

Kto nie pamięta historii skazany jest na jej ponowne przeżycie

Gdzieś na początku wieku doszło do konfliktu, który podzielił wrocławskich kibiców - tzw. piłkarscy odwrócili się od koszykówki na lata (większość na zawsze) twierdząc, że to nie jest już Śląsk. Podobnie jak nazywanie Śląska “Zepterem”, tak i to myślenie ciągnie się za nami gdzieniegdzie do dziś, skutecznie odciągając mnóstwo gardeł od trybun.

Kiedy Grzegorz Schetyna poszedł mocniej w politykę Śląsk zaczął tracić kolejną falę kibiców. Jednych zniechęciły coraz słabsze wyniki, innych coraz większe upolitycznienie klubu, łączenie z aferami i brudnymi praktykami “szefa”.

Oddanie Śląska w nowe ręce przywitano z ulgą - Waldemar Siemiński pokazał ludzką twarz, przyszły też wyniki i po dwóch latach przerwy medal Mistrzostw Polski. Sielanka nie trwała jednak zbyt długo - konflikt z mediami, z kibicami, z miastem, w końcu spuszczenie Śląska w niebyt.

II liga pokazała nam jak bardzo “Wrocław kocha koszykówkę”. W szczytowym momencie na trybunach było bodaj 5 osób.

Co roku udowadniano nam, że jeśli czujemy się na dnie upodlenia, to niestety, ale jeszcze nic nie wiemy. Kabaret reaktywacyjny trwał w najlepsze, aż w końcu cała Polska dowiedziała się o istnieniu dwóch konkurujących Śląsków.

Myślicie, że dwa lata - skądinąd, dla wielu najpiękniejsze w życiu - awansów były usłane różami? Kto tak myśli, ten nigdy nie był w pokoju prezesa i nie próbował dyskutować spraw bieżących, a przede wszystkim przyszłości. To był czas, kiedy powinniśmy otworzyć oczy i głośno zaprotestować, by Śląsk faktycznie mógł się odrodzić. Naiwnie uwierzyliśmy, że wystarczy robić swoje.

Ekstraklasa obnażyła wszystkie nasze problemy, które najkrócej można określić jako krótkowzroczność i niekompetencję. Nie odbudowano “mody na Śląsk”, zaprzepaszczono słynny rocznik 96, prześcigano się w coraz bardziej idiotycznych transferach i pomysłach na skład. Skłamano publicznie i prywatnie tyle razy, że ciężko to zliczyć i wymienić. Polityczna słabość Schetyny i jego prywatny konflikt z Dutkiewiczem były jedynie wisienką na tym piętrowym torcie problemów. W końcu powtórka farsy sprzed 5 lat i wracamy do punktu wyjścia - idealnie w połowie planu trzyletniego, który miał się zakończyć medalem, już nie mówmy z którego kruszcu.

To wszystko i jeszcze więcej sprawiało, że coraz częściej i częściej mogliśmy obserwować jak w ludziach coś pęka. Jak zostaje przekroczona granica wewnętrznej wytrzymałości na upokorzenia i niesmak. I coraz częściej słyszymy “już nigdy nie pójdę na Śląsk. A przynajmniej dopóki oni tam są” - nie u “kibiców sukcesu”, ale u takich, którzy dla tego klubu byli gotowi (i często to robili) poświęcić wszystko. Swój czas, pieniądze, pracę, a nawet rodzinę.

Wczoraj Śląsk okazał się minimalnie lepszy od Czarnych Słupsk i awansował do finału, który zadecyduje o awansie do ekstraklasy. Podopieczni Radosława Hyżego zagrali przy pełnych i całkiem żywiołowych trybunach (oficjalna pojemność: 195 osób). Można też zaobserwować reinkarnację wielu kibiców, którzy zastanawiają się nad zakupem biletu, albo przynajmniej nie mogą doczekać sezonu w PLK i Wielkich Starć z Anwilem.

Nie będziemy was od tego odwodzić, chociaż powyższa lekcja historii nie nastraja optymizmem. Ciągle wierzymy, że kiedyś “jeszcze będzie pięknie”. Że ponownie zobaczymy łzy szczęścia w oczach Kapitana, tym razem po zdobyciu 18-tki, której nikt już nie odwoła i ryczeć będziemy wszyscy. Że nie będziemy musieli mówić “a nie mówiłem”. Że przez tyle lat niektórzy czegoś się nauczyli. Że koszykówka wróci do łask, a Śląsk na szczyt. Że dzieciaki na ulicach będą ganiać w koszulkach nowych Zielińskich, Wójcików i Tomczyków, a ludzie o 6 rano ustawią się w długiej kolejce do otwarcia kas biletowych. Że na wyjazdy będą powstawać listy rezerwowe, a Orbita okaże się dla nas za mała i wrócimy do Hali Stulecia/Ludowej.

Wierzymy, bo nic innego nam nie zostało.

W większości z nas jednak coś już pękło, ale wy bawcie się dobrze.

Hej Śląsk!