kosynierzy.info

Urodzeni, żeby kibicować

kosynierzy.info

Bo my jesteśmy nienormalni… albo normalni inaczej.

drughi

Dochodzę do wniosku, że jestem z innej planety, albo epoki. Ja i jeszcze kilku oszołomów i oszołomek. Jakkolwiek to nazwać, to mam znacząco odmienne zdanie odnośnie sposobu wspierania drużyny w czasie meczu i dopingu w ogóle, niż większość ludzi zasiadających w halach gdzie mecze rozgrywają koszykarze. Dotyczy to zarówno tej wrocławskiej, jak innych.

Do szału doprowadzają mnie debilne trąbki, które bardziej mi się kojarzą z odpustowymi straganami i tego typu festynami niż z widowiskami sportowymi. O przepraszam, w Zakopanem bardzo to popularne w czasie skoków narciarskich. Tłum ludzi zaczyna trąbić i trąbić… jest super fajnie. Wprost idealnie. Każdy potrąbi sobie i odczuwa ogromną satysfakcje z tego, że wspierał „swoich”. Jeśli to ma być „nasza” polska jakość, a cały doping ma polegać na dmuchaniu w ten instrument do zaplucia ludzi wkoło, to gratuluje inwencji i pomysłowości ale ja się wypisuję. Generalnie gdybym mógł, to bym zakazał używania i produkcji tego typu wynalazków. Tak samo osłabiają mnie drewniane klapki zakładane na rączki celem głośniejszego klaskania. Pamiętam jak w 2003 kibice z Włocławka zasiadający w Orbicie na sektorze H byli uzbrojeni w te drewniane sztachety na rękach. Rytmiczne uderzanie okazało się bardzo głośne… o tyle głośne, że w żaden sposób nie można się było domyślić co oni tam śpiewali.

To samo się tyczy trąbek podłączonych do butli z gazem. To jest naprawdę głośne. A jeszcze bardziej wkurzające. We Włocławku to standard od lat wielu chociaż nie wszystkim to pasuje (podobnie chyba myślących do mnie), co niejednokrotnie mogłem wyczytać. We Wrocławiu pojawiło się to ustrojstwo kiedyś na meczu ze Stalą Ostrów. Nie była to nasza inicjatywa, ale korzystaliśmy z tego, to fakt niepodważalny. Trudno. Jeden jedyny raz i już w czasie meczu przestało się nam podobać. O ile w ogóle komuś się spodobało. Mi na pewno nie. Gwizdki i syreny? No teoretycznie tutaj pójdę na ustępstwa, żeby od czasu do czasu poprzeszkadzać rywalom hałasując tymi to urządzeniami.

Doping puszczany z głośników. Nie wiem jak to nazwać. Jak dla mnie to jest już szczyt frajerstwa. Chociaż wyczytałem, że we Wrocławiu się tak robi. No cóż, skoro ktoś jest takim debilem, że nie odróżnia dopingu puszczanego z kasety w czasie akcji (np. Sopot) od piosenki (np. niepokonany Śląsk Wrocław nasz ukochany) puszczanej w przerwach, czasem podczas występu tancerek, to polecam wizytę u specjalisty.

Jeszcze rzecz odnośnie spikerów. Nie wiem jak ograniczają ich przepisy w każdym razie jeżeli oglądając mecz w telewizji lepiej słyszę spikera z hali niż komentatora, to coś chyba jest nie tak. Jak dla mnie spiker ma podać składu i może się zamknąć do końca meczu. No wiem że przesadzam, niech sobie powie kto rzucił punkty, kto sfaulował, niech czasem zachęci do dopingu. Swego czasu wyrywaliśmy sobie włosy z głowy słysząc, jak Marian Czajkowski będąc na hali komentował na bieżąco mecz. Z czasem nasz nowy spiker mówiąc kolokwialnie się wyrobił. I od jakiegoś czasu można usłyszeć „Marian Czajkowski najlepszym spikerem Polski” ;). Czasem zachęcić do dopingu. Właśnie – ale nie sterować nim przez cały mecz. Jeżeli ma takie ambicje niech stanie wśród kibiców i spróbuje bez mikrofonu zagrzewać do walki! Zresztą mam przeczucie, że jeszcze ktoś będzie chciał coś w tym temacie wspomnieć, więc nic już nie pisze.

Po prostu tego typu mechaniczne wspomagacze to dla mnie żal i szczerze tego nie lubię i pod żadnym pozorem nie akceptuje. Cała kwestia rozbija się o „antydoping”. Niektórym się tak utarło że skoro akcję ma przeciwnik to trzeba gwizdać, tupać, buczeć, trąbić. Dla mnie to chory debilizm.

Ja natomiast jestem chyba skończonym idiotą, bo nie tylko nie chce tego robić a wolę w tym czasie uwaga – pośpiewać … straszne rzeczy. Do tego poklaskać sobie, pomachać szalikiem, poskakać. Niewiarygodne. Jakiś debil. I nie chodzi mi o to żeby krzyknąć 2 razy np. Czarni (Słupsk) czy WKS… ale pośpiewać coś dajmy na to już odnosząc się do specyficznych koszykarskich realiów 2-3 minuty … no nie … to już kompletna przesada. Przecież przy tym można się zmęczyć albo spocić a nawet by trzeba było wstać. Po minucie brakuje tchu. Boli głowa i gardło. Chamski jestem co nie? W Starogardzie Gdańskim ostatnio w 30 osób śpiewaliśmy jedną rzecz przez półtorej kwarty … jakieś 15 minut. Dziwacy jacyś. Pewnie schlali się. Śpiewali nawet jak była przerwa miedzy kwartami i czas dla trenerów. To już przesada. O wiem – kibole! W saunach typu hala w Zgorzelcu gdy na dworze jest upał najchętniej poskakałbym bez koszulki, ale aż strach się bać reakcji niektórych wszystkowiedzących. Dlatego jestem nienormalny….

A tak. Na przekór.

drughi

Może to się wydać zadziwiające dla niektórych, ale Śląsk wygrał w Zgorzelcu dopiero drugi mecz odkąd Turów w 2004 roku awansował do ekstraklasy. Ostatnie zwycięstwo miało miejsce rok temu, kiedy to odbył się … drugi mecz ½ finału play off, a fantastyczny występ zanotował „Stefan”. We wtorek 29.04.2008 w drugim meczu ½ finału play off w Zgorzelcu wygrał… Śląsk. Szczególne brawa należą się za ten mecz Dominikowi Tomczykowi, ale najbardziej zadziwił mnie Paweł Mróz – swoimi trójkami i kapitalnym wsadem.

Teoretycznie wyjazd jakich mało. Ciepło i sympatycznie. Blisko, do tego przecież półfinał. No niestety, tym razem ekipa autokarowa znacznie się zmniejszyła w porównaniu do pierwszego meczu w niedzielę. Dużo osób w środku tygodnia nie zdołało się urwać z pracy/szkoły i ruszyło swoimi samochodami, dzięki czemu w „Konradku” było bardziej komfortowo.

W ciągu ostatniego miesiąca to chyba 5. wyjazd już dla niektórych, co w sposób bardzo dotkliwy wpłynęło na grubość naszych portfeli. Tym samym dwie bohaterki postanowiły do Zgorzelca jechać autostopem. Co im się zresztą udało i na miejsce dotarły grubo przed meczem. Korzystając z wolnego czasu pozwiedzały nawet sklepy u naszych zachodnich sąsiadów.

W ogóle splot dziwnych i niezbyt sympatycznych, że tak się wyrażę zdarzeń, miał miejsce przy okazji tego meczu. O autostopowiczkach już napisałem, a w poniedziałek wypadek miał kierowca bolidu, który miał jechać na mecz i zabrać 4 inne osoby. Ostatecznie w hali nie było tylko kierowcy. W niedzielę jechał autobusem, a we wtorek pozostało mu słuchanie transmisji w radio. Rano okazało się, że kierownik wycieczki zapomniał telefonu.

Na zbiórkę autokarową nie dotarł jeden z kibiców, bo utknął w korku. Potem chciał nas ścigać taryfą, ale ostatecznie zabrał się jednym z aut osobowych. A przez 2 dni organizował sobie fundusze na wyjazd, więc determinacja godna podziwu. Koniec końców był taki, że to on czekał na nas pod halą. Dwie inne osoby do tej pory nie dają znaku co się z nimi dzieje, a miały jechać z nami na mecz. Na jednym z postojów obleciał nas strach, bo autobus dziwnie zgasł… ale to akurat kierowca sobie z nas jaja robił :]

Hyży kontuzjowany. Giedraitis i Chanas nie grali. Homan raczej niedużo czasu na parkiecie spędził. O Stefańskim nie wspomnę. Martin pierwszy dłuższy mecz po kontuzji. A jednak wobec tych wszystkich przeciwności losu udało się pokonać Turów w Zgorzelcu. Radość wielka. Tym większa dla tych, którym mimo wszystko udało się mecz na żywo obejrzeć i wesprzeć Śląsk w tej ciężkiej batalii. Tylko tej giętej z „Węglowego” trochę żal, bo się szybko zmyliśmy po meczu…

O Atkinsie słów kilka

Davidoff

Amerykański rozgrywający WKS-u umiejętności posiada nieprzeciętne. W pełni formy i przy maksymalnym zaangażowaniu wydaje się być najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji w tegorocznej DBE.

Jednak oprócz wysokich umiejętności koszykarskich Atkinsa cechuje dość nieprofesjonalne podejście do wykonywanego zawodu. Historie jego wyjazdów i powrotów do Polski w trakcie sezonu zna każdy, kto choćby pokrótce śledzi wydarzenia w koszykarskim światku.

Mimo to jednak podczas sezonu często byliśmy zasypywani pytaniami dlaczego podczas meczów nie skandujemy nazwiska Amerykanina? Nasze stanowisko jest proste. Skoro zawodnik nie traktuje poważnie klubu oraz nas - kibiców, to czemu my niby mielibyśmy zachowywać się względem niego inaczej?

Po jednym ze spotkań zauważyliśmy również, iż R.A. nie podbiega po meczach wraz z resztą drużyny pod trybuny aby wykonać miły gest w stosunku do sympatyków, co oznaczało iż on sam nie identyfikuje się ani z zespołem ani z nami, a jego olewactwo w stosunku do nas było widoczne gołym okiem.

Ostatnio jednak Atkinsowi coś się odmieniło i jak dowiedzieliśmy się ze sprawdzonego źródła zaczęło mu zależeć na identyfikacji z kibicami. Do tego zdarzyło mu się udzielić kilku wywiadów, w których podkreśla jak ważne jest dla niego zdobycie ze Śląskiem tytułu MP.

My przekupni nie jesteśmy. Nie łatwo nas omotać, ale też nie lubimy być mściwi, choć pamiętliwi to my bywamy czasem do bólu.

Atkinsowi tego co wyprawiał w trakcie sezonu nie zapominamy i na kolana padać przed nim nie będziemy. Postanowiliśmy jednak spróbować zagrzać go do walki i Amerykanin kilkakrotnie usłyszał swoje nazwisko podczas meczów w Ostrowie i Zgorzelcu.

Mamy nadzieję iż zawodnik wezmie sobie do serca nasz kredyt zaufania i już do końca sezonu nas nie zawiedzie. Po części pokazał to już w końcówce drugiego meczu w Zgorzelcu, gdy sam zachęcał sektor gości do jeszcze głośniejszego dopingu…

Głupi, czy z policji?

b.s.

Poczytałem sobie dzisiaj troszkę forum na serwisie e-basket. Dużo tam wzajemnego napinania się różnych forumowiczów, z których spora część nie chodzi nawet na mecz u siebie, nie mówiąc o wyjazdach. W zasadzie wystarczy spojrzeć na miejsce zamieszkania, żeby “wiedzieć” dla kogo będzie 4-1.

Ale fragment jednego wpisu zaciekawił mnie najbardziej. Oto on: “A u nas Logan będzie miał większą wczutę, trener ogarnie taktykę i wam już tak nie będzie wpadać na takim “fuksoprocencie”.”

Byłem wczoraj na meczu i nie widziałem tego “fuksoprocentu”. Owszem były momenty, gdy nam dużo siedziało, a Turowowi nic, ale były też chwile, gdy było zupełnie odwrotnie, jednak czasami inaczej ocenia się to na meczu, a co innego mówią statystyki, dlatego zerknąłem na serwis PLK i oto co ujrzałem:

Rzuty za 2: Turów 48%, Śląsk 47%

Rzuty za 3: Turów 42%, Śląsk 46%

Rzuty za 1: Turów 79%, Śląsk 78%

Bardzo podobne skuteczności obydwu zespołów.

Oczywistym jest, że każdy chce, aby to jego klub wygrał. Szkoda, że tak wiele osób nie rozumie, że jego przeciwnik myśli dokładnie o tym samym. Trzeba umieć przyjąć porażkę, a nie wypisywać potem bzdury na forach.

PS. Pozdrowienia dla wszystkich “normalnych” kibiców. Każdy w chwili złości może palnąć coś głupiego. Ważne, żeby jak opadnie kurz po bitwie, potrafić być obiektywnym obserwatorem.

Pajace! Pajace! Pajace!

admin

Za nami dwie wizyty w Zgorzelcu - zakończone przegraną 56:67 i wygraną 78:72, więc mamy 1:1, przynajmniej chwilową przewagę parkietu i rozbudzone nadzieje na awans do finału.

Ale nie o tym miałem.

Dzisiaj chciałem o sędziach i kibicach. Zarówno zachowanie na halach, forach wszelakich, jak i opinie znajomych, którzy o sędziowaniu (a przede wszystkim przepisach) pojęcie mają, utwierdza mnie w przekonaniu, że tytułowe “Pajace!” należałoby pokrzyczeć - ale wspomnianym kibicom.

We Wrocławiu mamy takie dziwne nastawienie, że poza gwizdaniem przy decyzjach, które się nam nie podobają (takie prawo, a wręcz obowiązek kibiców gospodarzy), czy pojedynczych komentarzy pod nosem, to w zasadzie cała ekspresja w kierunku sędziów. Wszelakie “pajace”, “złodzieje”, “sędzia chuj”, czy inne znane z polskich hal są nam obce. Nie dlatego, że sędziowie nam pomagają (bo nie pomagają - sędziują nam tak samo jak innym), ani dlatego, że się nam sędziowanie podoba (bo większość na hali wylałaby z chęcią pomyje na głowy “sprawiedliwych”), ale głównie dlatego, że te okrzyki są przekomiczne “burackie”. A już zupełną komedią jest, kiedy takie okrzyki padają w sytuacjach oczywistych - gdzie sędziowskie gwizdki są słuszne.

Sam nie raz podczas meczu łapię się za głowę po niektórych gwizdkach, nie mogąc zrozumieć skąd taka, a nie inna interpretacja przepisów, albo brak gwizdka w sytuacji, kiedy naszych leją po rękach, zrywają koszulkę, czy rywal robi perfidne kroki.

Nie zmienia to jednak faktu, że kto jak kto - ale kibice na hali pojęcia o przepisach nie mają. Wyładowują swoje emocje z pianą na pyskach w sytuacjach, kiedy racji nie mają żadnej. Mówiąc młodzieżowo - odstawiają wiochę. Skąd takie przekonanie? Wyjaśniają je choćby powtórki - ponad 90% sytuacji, do których kibice mają największe pretensje, okazuje się być słusznie zinterpretowanych przez sędziów.

Zgorzelec jest w tej całej karuzeli dość specyficznym miejscem. To miasteczko, gdzie ludzie kibicowską “zgodę” uznają jedynie w formie ładowania w siebie hektolitrów piwa i wódki podczas wspólnej zabawy, ale na meczach o niej zapominają. Ludziska, którzy kochają Cię, za to, że przegrywasz z nimi mecz za meczem, ale jak już raz wygrasz, to nie zabraknie nerwusów potrafiących rzucić butelką, czy pokazać faka (a jak takowy zobaczą z drugiej strony, to wielkie oburzenie i “słoma z butów wychodzi” - zasada “Kali ukraść krowę dobrze, Kalemu ukraść krowę źle” ma się dobrze). Oczywiście nie brakuje tam też normalnych osób, którzy przyjdą bić brawo pod sektorem gości nie tylko po swoim zwycięstwie, ale również po porażce, ale niestety jest tych osób bardzo mało.

Ta mentalność wychodzi również przy okazji opinii o sędziach. Wygraliśmy, a rywal narzeka na sędziowanie - wielki śmiech. Przegraliśmy - bez wątpienia wina sędziów (wystarczy przewertować wspomniane forum). My lejemy po łapach bez gwizdka - jest ok. Nam zabiorą piłkę - “Pajace!”

Nie chcę tu bronić sędziów, ani twierdzić, że sędziowanie w PLK jest na świetnym poziomie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że krzycząc zupełnie bez racji na sędziów, sami sobie, drodzy kibice, wystawiacie śliczną laurkę.

p.s.

Pozdrawiam naszego ulubionego sędziego, Janusza Calika ;)