Rok 2012 za nami. Na wieki wieków zostanie zapamiętany jako rok, kiedy Śląsk wywalczył awans szczebel wyżej, a nam - Kosynierom - po raz pierwszy dane było coś świętować (od powstania KK w 2003 roku Śląsk zdobył “jedynie” Puchar Polski). Sprowadzenie tego roku do jednego wydarzenia było jednak nieuczciwe. Prześledźmy zatem, co będziemy wspominać z tych dwunastu miesięcy.
Styczeń
Ubiegły rok zaczął się fatalnie, od porażki w Ostrowie Wielkopolskim. To był dziwny mecz, przegrany na własne życzenie i pozostawiający mnóstwo smrodu.
Po powrocie otrzymaliśmy jeszcze silniejszy cios - była nią wiadomość o śmierci “Tomzika”.
Kiedy do paskudnych humorów dołączyła słabnąca frekwencja w Kosynierce, to na ratunek przybył… Puchar PZKosz. Emocje w starciu z pierwszoligowcem z Dąbrowy Górniczej sprawiły, że wszyscy niecierpliwie wyczekiwali naszpikowanej “gwiazdami” Rosy Radom. W efekcie obejrzeliśmy chyba najlepszy mecz Śląska w sezonie. Wychodziło nam wszystko, łącznie z fantastycznym dopingiem i trójką Radka zza połowy.
Styczeń zakończył się odpadnięciem obrońców tytułu Mistrzostw Polski Juniorów Starszych na szczeblu wojewódzkim. Decydujący o braku awansu mecz rozwiał wszelkie wątpliwości na temat miłości rodu Koelnerów do wojskowego klubu - nikt o zdrowych zmysłach nie dostaje spazmatycznego ataku radości po wygraniu meczu o pietruszkę (WKK awans miało zapewniony już wcześniej). Chyba, że wygrywa ze znienawidzonym rywalem.
Luty
Miesiąc luty przebiegł dość leniwie. Gdyby nie finałowy turniej wspomnianego już pucharu, to raczej niczego byśmy z tego miesiąca nie zapamiętali. Z półfinału ze Startem Gdynia najmocniej pamiętam dwie genialne trójki Glapińskiego z 9-10 metrów, Szpyrkę, którego kompletnie wyłączył z gry Kulon i pesymizm “Szlachty” w przerwie.
A dzień później był finał ze Stalą. Mecz, po którym zrodziła się więź sympatii między nami, a zawodnikami. I po którym mnóstwo ludzi może sobie pluć w brodę, że nie pojechało.
Marzec
W czwartek, 22. marca obejrzeliśmy derby kadetów z juniorami. Miało być święto, a był wyzysk i kpina w żywe oczy. Śląsk kontynuował zwycięską passę, a my wyczekiwaliśmy fazy Play Off. W ćwierćfinale czekać mieliśmy na GTK Gliwice.
Kwiecień
Jak można się było spodziewać, górnośląski rywal specjalnie wysoko poprzeczki nie zawiesił. Nawet sam spiker w Gliwicach ogłaszał mecz, jako ostatni w sezonie dla miejscowych… Potem było coś, co wielu z nas określa mianem najpiękniejszego przeżycia w historii. Gong od Pogoni Prudnik w Kosynierce.
Postawienie pod ścianą wywołało w narodzie mobilizację, której nigdy dotąd nie dane nam było oglądać. Niezwykle liczny wyjazd - jak na nasze standardy i środek tygodnia - był przeżyciem, którego nie da się opisać. To trzeba było zobaczyć. Autentyczny strach… jeśli nie przerażenie, genialna końcówka wychowanka, bodaj najlepszy doping w naszej historii, przy którym niewiele brakowało, a bez koszulek skakałyby i dziewczyny. W końcu wielka ulga i wspólna radość na parkiecie, jakby to już nawet nie awans, a co najmniej Mistrz Polski został wywalczony. Mecz numer trzy okazał się już formalnością.
Maj
Nadspodziewanie gładkie 2:0, a do tego piłkarski Mistrz Polski. Wydawało się, że tydzień później czeka nas długa balanga z soboty na niedzielę. Z wyjątkowo długą listą gości. Okazało się jednak, że nasi zawodnicy to chodzące wraki, a po meczu numer trzy niektórzy już nawet nie kalkulowali wyniku dzień później, ale bali się o wynik ewentualnego decydującego spotkania w Kosynierce.
Na szczęście Mirek Łopatka zagrał mecz życia i Śląsk wygrał po dogrywce. Jak awansować, to po emocjach. A później można balować.
Plan zakładał, że chwilę po nas do 1. ligi awansuje również Stal w turnieju barażowym. Niespodziewanie szyki pokrzyżowała Astoria Bydgoszcz.
Wakacje
W przerwie między sezonami bardzo szybko pożegnano duet Kalwasiński - Krzak, zastępując aktualnym Jankowski - Chudeusz. Pociągnęło to za sobą głębokie zmiany w składzie. Na pierwszą ligę pozostali jedynie bracia Kulonowie, Radek Hyży, kapitan Mroczek-Truskowski oraz Bochen.
Po drodze było wesele i plebiscyt na drużynę marzeń. A pod koniec wakacji otrzymaliśmy skromny prezent od władz Polskiej Ligi Koszykówki.
Wrzesień
Po uhonorowaniu legend trójkolorowych nadeszła pora by rozpocząć sezon. Pierwszy mecz przyszło zainaugurować minutą ciszy dla innej legendy - trenera Jerzego Olejniczaka. Po meczu też było cicho - Śląsk niespodziewanie przegrał na otwarcie rozgrywek.
Październik
Po falstarcie wrocławianie zafundowali sobie prawdziwe strzelanie i rozbili w Bydgoszczy drugiego beniaminka 92:61. Jak się miało okazać, to ten mecz pokazał prawdziwą siłę zespołu zbudowanego z myślą o awansie do ekstraklasy.
Z myślą o ekstraklasie odkurzyliśmy również Halę Orbita. Mecz okazał się jednak smętny - Śląsk był wyraźnie lepszy od rywali z Ostrowa, a na trybunach zabrakło - zwykle bardzo licznych - kibiców gości, którzy tymczasowo bojkotowali… w sumie sami nie wiemy co - i zamiast święta, było jakoś… dziwnie.
Listopad
Po przejściu Legii Warszawa w Pucharze “wylosowaliśmy” rywala zza miedzy. Śląsk wygrał, a nasze pieniążki pozwoliły zrealizować marzenie Krzysia.
Później był znacznie ciekawszy wyjazd do Pruszkowa. Ostatnio tyle nienawiści smakowaliśmy w prehistorii, w ekstraklasie, jeżdżąc do Włocławka, więc doświadczenie było bardzo pouczające.
Na koniec miesiąca Stal wycofała się ze swojego bojkotu, a drughi nie byłby sobą, jakby tego faktu zgrabnie nie podsumował.
Grudzień
Na koniec roku zaliczyliśmy prawdziwe tournée po Polsce. Kutno, Toruń, Prudnik i dwukrotnie Krosno. A na Mikołajki Dziadkiem Mrozem został Radek.